Reklama

"Tube Tales": O PRODUKCJI

Producent Richard Jobson doskonale zna Londyn. Napisał „Wnikliwy przewodnik po Londynie” i przez przez pięć lat prowadził telewizyjny program rozrywkowy „01 for London”. Jego pierwszym filmem był Just Another Day in London”, w którym dwunastu reżyserów okrągłą dobę filmowało miasto. „Londyn nie jest jednorodnym miastem, to zbiorowisko miasteczek, co nie wychodzi dobrze na filmie. Dla mnie Londyn to bardziej ludzie, jest chyba najbardziej międzynarodowym miastem świata, to wielki tygiel ras, a można je zobaczyć właśnie w metrze. Uznałem, że aby uwiecznić Londyn, trzeba zejść pod ziemię, więc powstał ‘Tube Tales’.”

Reklama

Początkowo Jobson chciał zatrudnić tylko debiutujących reżyserów. „Natychmiast zacząłem rozpytywać się, kto chciałby wziąć w tym udział. Najpierw rozmawiałem z Jude Lawem i Ewanem McGregorem. Myślę, że w gruncie rzeczy wszyscy aktorzy chcą reżyserować, a te krótkie epizody byłyby idealną ku temu okazją. Kiedy aktorzy się zgodzili reszta poszła jak pożar buszu i reżyserowie pojawili się błyskawicznie.”

Pomysł przedstawiono Sky Pictures, która entuzjastycznie przyjęła szansę współpracy ze świeżymi brytyjskimi talentami.


Po znalezieniu funduszy priorytetami stało się zapewnienie plenerów i wymyślenie historii dla reżyserów. Londyńskie metro stało się tłem, zaś Time Out źródłem pomysłów. „Chcieliśmy oprzeć scenariusz na prawdziwych przeżyciach mieszkańców Londynu. Potrzebna nam była sieć, by je wyłowić. W 1998 ogłosiliśmy w Time Out konkurs zachęcając ludzi do przysyłania swoich opowieści.” Jobson objaśnia proces selekcji: „Dostalismy ponad 3000 tekstów, ale wiele nadawało się tylko do kosza, wiele szybko rozpoznaliśmy jako fikcje, niektóre były żałosne, ale trafiły się i prawdziwe perełki. Potem dopasowywaliśmy historie do reżyserów”.

Kiedy każdy z reżyserów wybrał cos dla siebie, teksty trafiły do obróbki w ręce zawodowych scenarzystów. „Zezwoliliśmy na twórczą swobodę, reżyserowie mogli trzymać się ściśle oryginału albo pozwolić sobie na ingerencje.” Przeciwstawne postawy zademonstrowali Stephen Hopkins i Charles McDougall. Hopkins trzymał się nadesłanej historii i jego epizod słowo w słowo ilustruje nadesłaną opowieść. Za to część McDougalla rozwinęła się w coś bardzo odległego od oryginału.

Wszystkie epizody nakręcono kolejno w ciągu trzech-czterech dni zdjęciowych (w grudniu i styczniu 1998-99) z krótkimi okresami, gdy dwa zespoły kręciły jednocześnie. Wszystkie miały jednak taki sam okres przygotowawczy, podczas którego reżyserzy mogli przyjrzeć się działaniom pozostałych. „Bardzo się do tego przykładali, zwłaszcza Ewan i Jude. Szczególnie Ewan całe dnie spędzał przygotowując się w biurze. Wykazał się niesłychaną energią i entuzjazmem. Opracował swój projekt do najmniejszego szczegółu i pomagał przy innych. Uwielbiam taką pasję, jest zaraźliwa. Najtrudniejszym dla reżyserów zadaniem było wyrobić sobie pojęcie o całości filmu. Debiutanci martwili się, że będą ich porównywać do zawodowców, starałem się więc zapewnić im komfort pracy tworząc zespół z doświadczonych operatorów. Wchodząc na plan czuli się spokojniejsi. Poszczególne zdjęcia trwały krótko, ale struktura była trwała, co dawało poczucie bezpieczeństwa.” wyjaśnia Jobson.

materiały dystrybutora
Dowiedz się więcej na temat: Tube Tales
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy