"Tsotsi": O PRODUKCJI
Powieść Athola Fugarda „Tsotsi” opublikowana została w 1980 roku. Przez lata interesowali się nią różni ważni producenci z Nowego Jorku i Los Angeles. Powstało już kilka scenariuszy opartych na książce, kiedy Piotr Fudakowski trafił na tę opowieść. Były jednak problemy z zapewnieniem finansowania produkcji. Wydawało się, że adaptowanie powieści opartej w dużej części na wewnętrznej, psychicznej podróży głównego bohatera, jest nadzwyczaj trudne.
Fudakowski widział dwa poprzednie filmy nakręcone w RPA przez scenarzystę i reżysera Gavina Hooda – „The Storekeeper” i „A Reasonable Man” na festiwalu w Cannes. Uznał je za poruszające i prowokujące. Będąc, pod wielkim wrażeniem książki Athola Fugarda, Fudakowski umówił się na spotkanie z Hoodem w Los Angeles, gdzie omówili sposoby, na jakie można „Tsotsi” zaadaptować na potrzeby dużego ekranu. Fudakowski zdecydował się podjąć ryzyko. Nie mając jeszcze praw do książki, zlecił Hoodowi napisanie zarysu scenariusza. Producent był przekonany, że reżyser będzie potrafił oddać ducha książki w scenariuszu, nadawszy opowieści współczesny charakter. Nie spodziewał się natomiast, że Hood zabierze się do pisania z taką pasją i zrobi to tak szybko.
„Gavin przygotował scenariusz w dwa miesiące.” – mówi Fudakowski. „Już pierwszy zarys miał tak niesamowitą jakość, że musiałem go zapytać, jak mu się to udało.” Gavin odpowiedział od razu: „Całe życie chciałem się zająć adaptacją tej powieści!”
Fudakowski kupił prawa do książki i rozpoczął się proces zbierania funduszy. W tym czasie powstawał jeden zarys scenariusza po drugim. Gavin Hood nadal pracował nad jego ulepszeniem we współpracy z Janine Eser i Henriettą Fudakowski. Wreszcie scenariusz był na tyle gotowy, że Fudakowski uznał, że można go wysłać do Athola Fugarda. Jednak producent nadal się obawiał. Fugard do tej pory nie był zadowolony a adaptacji filmowych jego książek. Co, jeśli pisarzowi nie spodoba się scenariusz? Ostatecznie Fudakowski zdecydował się wysłać skrypt Fugardowi i z obawą czekał przez kilka tygodni, aż wreszcie pisarz przysłał mu e-mail z odpowiedzią.
„Drogi Peterze,” – pisał Fugard. „Dziękuję bardzo za przysłanie scenariusza „Tsotsi”, który przeczytałem z wielkim zainteresowaniem i przyjemnością. Gavin Hood wykonał kawał dobrej roboty i chociaż zauważyłem zmiany i pewne odstępstwa od oryginału, uważam ten scenariusz za całkowicie zgodny z duchem mojej książki. Muszę też dodać, że jest to najlepsza adaptacja mojej pracy, jaką kiedykolwiek przygotowano.” Reżyser i producent byli poruszeni i poczuli wielką ulgę.
Akcja powieści „Tsotsi” rozgrywa się w RPA w latach pięćdziesiątych, ale już na wczesnym etapie tworzenia scenariusza, wydało się bardzo jasne, ze ponadczasowe i uniwersalne motywy odkupienia i odkrywania samego siebie, tak silnie pokazane w powieści, z łatwością dadzą się przenieść w bardziej współczesne czasy. „Umiejscowienie opowieści we współczesnym świecie miało na celu dokonanie dwóch rzeczy. „- opowiada Fudakowski „Po pierwsze, ta historia miała silnie wpłynąć na dzisiejszą widownię, a po drugie, dzięki temu zabiegowi było nas stać na nakręcenie filmu.” Producent z RPA, Paul Raleigh, przyznaje: „Przeniesienie opowieści w dzisiejsze czasy pozwoliło nam zaoszczędzić ogromne sumy pieniędzy potrzebne na stworzenie dekoracji i całej otoczki niezbędnej do pokazania realiów lat pięćdziesiątych. Znacznie łatwiej było nam uzbierać fundusze na film.”
Hood opowiada: „Przy przenoszeniu „Tsotsi” na ekran, naszym głównym zamierzeniem było nakręcenie zwięzłego w formie, mającego dobre tempo, opartego głównie na postaciach, thrillera psychologicznego. Chcieliśmy też wprowadzić widzów w świat ekstremalnych kontrastów. Wieżowce kontra chaty, bogactwo i bieda, gwałtowna złość i łagodne współczucie – wszystko to spotyka się w filmie, który jest klasyczną opowieścią o odkupieniu.”
Na początku filmu, główny bohater (tytułowy Tsotsi) wydaje się niemal całkowicie zagubiony w pozbawionym uczuć i pełnym przemocy świecie. Mieszka w slumsach na obrzeżach Johannesburga, miasta w którym żyje 10 milionów ludzi różnych kultur. Tsotsi jest produktem ekstremalnym tego miasta. Przemoc jest integralną częścią jego życia. On żyje bez jakiegokolwiek wyobrażenia o przyszłości, tylko własną gniewną teraźniejszością. Hood chciał pokazać przemoc w filmie w bezpośredni, realistyczny sposób, bez gloryfikowania przestępstwa. Film pokazuje wiele pełnych brutalności sytuacji, ale reżyser zapewnia, że jego celem nie było epatowanie przemocą. Wszystko dzieje się szybko i wprost. Widz ma się skupić na konsekwencjach tej przemocy, na tym, jak wpływa ona na życie bohaterów.
Wszyscy bohaterowie Fugarda są bardzo ludzcy, a ich człowieczeństwo powoli odkrywane jest w trakcie filmu. „Mam nadzieję, że widzowie poczują, w tych bardziej wyciszonych momentach filmu, głębokie uczucia bohaterów i ciepło w relacjach między nimi. Moim zamiarem było, żeby pod koniec filmu, widzowie poczuli szczerą sympatię dla postaci, których życie jest przecież tak inne od ich własnego.” – mówi Hood.
Hood był przekonany, że żeby osiągnąć taki efekt, musi dobrać miejscowych aktorów, którzy będą potrafili grać w języku Tsotsi – Taal, czyli slangu ulic Soweto (miasto na obrzeżach Johannesburga). „Jest mnóstwo młodych aktorskich talentów w RPA. Można ich zobaczyć w klubach i teatrach studenckich, a jednak zbyt często ci aktorzy nie mają możliwości zaprezentowania swojego talentu szerszej publiczności.” – mówi reżyser. Jednak niełatwo było namówić inwestorów, by pozwolili Gavinowi Hoodowi na nakręcenie filmu w całości mówionego Tsotsi-Taal, bez żadnych międzynarodowych gwiazd.
„Nasz inwestor poprosił, żebym przynajmniej spróbował spotkać się z jakimiś aktorami znanymi na świecie.” – wspomina Hood. „Scenariusz spotkał się z pozytywnym odzewem agentów w Los Angeles. Spędziłem trzy tygodnie na spotkaniach z bardzo utalentowanymi ludźmi. To byli doskonali aktorzy, ale nie wydawało mi się dobrym pomysłem nakręcenie tego filmu w wersji angielskiej, zamiast Tsotsi-Taal. Opowieść straciłaby swój smak.” Po trzech tygodniach spędzonych w Los Angeles, gdzie Fudakowsi i Hood raz za razem odrzucali możliwość współpracy z wielkimi talentami, polecieli wreszcie do RPA i rozpoczęli przesłuchania w Johannesburgu. Na początku do roli Tsotsiego próbowali wybierać aktorów mających dwadzieścia kilka, trzydzieści lat. Szukali typu twardziela. Ale w końcu zauważyli, że trudno byłoby współczuć takiemu brutalnemu Tsotsiemu, gdyby pokazali go, jako dojrzałego mężczyznę. Gromadząca obsadę Moonyeen Lee zasugerowała, że powinni poszukać kogoś znacznie młodszego.
„Tsotsi robi straszne rzeczy.” – mówi Lee. „Uważaliśmy, że widzowie łatwiej będą w stanie wybaczyć dopiero wchodzącemu w dorosłość chłopakowi, niż komuś dojrzalszemu.”
W klasycznym sensie, „Tsotsi” to historia dojrzewania. Potrzebny był im zagubiony nastolatek, który jeszcze nie odkrył, kim naprawdę jest, a nie brutalny mężczyzna, który już obrał swoją drogę. „Oglądaliśmy tuziny młodych ludzi.” – opowiada Hood. „Większość z nich nigdy nie stała przed kamerą. Chociaż bardzo się staraliśmy, nie mogliśmy się zdecydować na nikogo do roli Tsotsiego. Zdawałem sobie sprawę, że musimy wreszcie zacząć robić ten film. Zacząłem czuć, że może powinienem się bardziej zastanowić, zanim odrzuciłem możliwość zatrudnienia znanego na świecie aktora.”
Ale wreszcie decyzja okazała się łatwa. Kiedy Presley Chweneyagae przyszedł na przesłuchanie do roli Tsotsiego, przyciągnął uwagę wszystkich. „Znaleźliśmy już doskonała aktorkę do roli Miriam – Terry Pheto. Była piękną kobietą, a jednocześnie pełną macierzyńskiego ciepła.” – wspomina Fudakowski. „Gavin porosił ją, żeby spróbowała z Presleyem. Pracował z nimi obojgiem nad sceną, w której Tsotsi wdziera się do domu Miriam i pistoletem zmusza ją, żeby nakarmiła piersią dziecko, które przyniósł. Gavin postawił przed nimi wysokie wymagania. Czułem, że dzieje się coś fascynującego. Kiedy uznał, że są już gotowi, wycofał się i sfilmował tę scenę. Przed kamerą gra Presleya była tak intensywna, że Terry się rozpłakała. Nie dlatego, że on na nią krzyczał, chociaż w scenie jest wiele agresji, ale dlatego, że był bardzo skupiony i wyrazisty. Pamiętam, że spojrzałem na Moonyeen, która miała łzy w oczach, a potem na Gavina i jednocześnie na naszych ustach pojawiło się słowo „tak”. Mieliśmy naszego Tsotsiego.”
Hood jest dumny z pracy każdego z młodych członków obsady. „Całkowite oddanie sprawie wszystkich aktorów i ich niezwykły profesjonalizm, mimo trudnych warunków, był inspirujący. Kręciliśmy film zimą. Większość scen rozgrywa się w nocy. Było zimno i mokro. Do tego niemal każda scena wymagała emocjonalnego zaangażowania.”
Film został nakręcony w formacie 16:9, kamerą 35 mm, żeby nadać nieco epickiego poloru tej intymnej opowieści. Hood celowo wybrał ten format i rodzaj kamer, zamiast przyjętej konwencji pokazywania getta na taśmie 16 mm. Kompozycja szerokoekranowa pozwala na takie ujęcia, która nawet w zbliżeniach dobrze eksponują otoczenia, w jakim żyje bohater. Hood chciał także stworzyć wrażenie określonej faktury obrazu – nie ziarnistej, zamazanej, a przeciwnie, takiej, która pozwoli w szczegółach oglądać kolor i formę.
„Wyzwaniem w przypadku tego filmu, było pokazanie postaci z marginesu społecznego i przekonanie widowni, by się wczuła w ich rolę.” – mówi Hood. „Nakręciliśmy wiele zbliżeń, w których oczy są niemal na wprost kamery. Chciałem stworzyć poczucie bliskiego kontaktu widowni z aktorem, żeby oglądający mogli mu patrzeć prosto w oczy.”
Scenografia również miała wspierać pomysł pokazania świata kontrastów, podkreślona kolorem i fakturą tak, żeby pokazać różnice między życiem poszczególnych bohaterów. Tsotsi funkcjonuje w świecie z minimalną ilością koloru. Pokazane jest to dzięki jego biednemu domowi i zszarzałym ubraniom. Miriam dla odmiany, mimo że jest biedna, z wielką wyobraźnią stosuje kolor. Jej dom jest pełen ciekawych przedmiotów i barwnych elementów.
Następnym wyzwaniem było dobranie odpowiedniej muzyki. Kiedy Fudakowski pierwszy raz pojechał do RPA, Hood zabrał go do sklepu muzycznego, gdzie wybrali płyty z lokalną muzyką. Kiedy Fudakowski usłyszał utwory Kwaito, popularnego w RPA artysty Zoli, oczy mu się zaświeciły. „Teraz wiem, że musimy zrobić ten film i wiem jak to zrobić. To mroczna opowieść, ale musimy jej nadać jakiś walor rozrywkowy, który zaciekawi widzów na świecie. Dzięki tej energetycznej muzyce Kwaito, będzie miał odpowiednią moc i tempo. Ona będzie ożywczym elementem tej historii i pomoże młodej widowni wczuć się w pozycję Tsotsiego.”
Muzyka w filmie jest ciekawą kombinacją dźwięków ulicy i, czasem agresywnej, muzyki Kwaito z bardziej lirycznymi utworami Vusi Mahlasela, którego głos nadaje filmowi taką transcendentalną, duchową jakość.