Reklama

"Tristan i Izolda": JAK LEGENDA TRAFIŁA NA EKRAN

Po średniowieczu, które rozpoczęło się wkrótce po upadku Rzymu i trwało do odrodzenia, niewiele pozostało zapisków. Zatem odtworzenie tej epoki stanowiło nie lada wyzwanie dla Reynoldsa i Marka Geraghty’ego, który został kierownikiem produkcji TRISTANA I IZOLDY. „Nikt tak naprawdę nie ma pojęcia, co działo się w średniowieczu, co może mieć dobrą i złą stronę” - komentuje ten fakt Reynolds. - „Mark i ja patrzyliśmy na tę sprawę z punktu widzenia wiedzy, jaką posiadaliśmy o Anglii pod panowaniem rzymskim, w okolicach V wieku naszej ery. Porównywaliśmy tę wiedzę z zapiskami pochodzącymi z IX wieku, kiedy to znów pojawiły się kroniki, i staraliśmy się wywnioskować, co i jak zmieniało się podczas tych mrocznych wieków.”

Reklama

Reynolds zdał się na Geraghty’ego, z którym pracował już wcześniej przy kręceniu „Hrabiego Monte Christo”. Wiedział już też, że Geraghty potrafi być niesamowicie innowacyjny w swojej pracy. Zwłaszcza w sytuacji, gdy tak wiele zależało od czystego zgadywania i wymyślania rozwiązań. „Jak stworzyć miejsca i wydarzenia, rozgrywające się niemal 1500 lat temu i zrobić to tak, by współczesna widownia mogła zrozumieć, o co chodzi?” - pyta Geraghty. - „Ponieważ nie kręciliśmy filmu dokumentalnego, mieliśmy tę odrobinę swobody na własną interpretację i stworzyliśmy świat takim, jakim chcielibyśmy, żeby był w tamtych mrocznych czasach, a jednocześnie by wiernie oddawał ducha średniowiecza.”

Geraghty i jego zespół zbierali dane na temat tego, jak ludzie żyli w tamtych czasach, jakich narzędzi używali, co jadali i jakie budowle stawiali, by móc przetrwać w warunkach średniowiecza. „Jakie zwierzęta trzymali w zagrodach?” - zadaje pytanie Geraghty. – „Wiele było takich obszarów, które należało zbadać, więc wymyślaliśmy odpowiedzi, na podstawie posiadanych danych z epoki dostosowując je do wymogów scenariusza.”

Wymyślono, że większość budowli musi być drewniana i pokryta strzechą, gdyż kamienne budynki (prócz tych pozostawionych przez Rzymian) nie pojawiały się na tym terenie przed rokiem tysięcznym.

„Konstruując irlandzki zamek wzięliśmy pod uwagę wpływy celtyckie, gdyż byliśmy pewni, że to one dominowały w tamtym czasie” - mówi Geraghty. - „Natomiast budowle na ziemi angielskiej musiały mieć charakter romański.”

Poszukując idealnych krajobrazów do kręcenia filmu Reynolds, Lemley i Mark Geraghty spędzili miesiące przeszukując zakątki Rumunii, Francji, Szkocji i samej Anglii, zanim nie zdecydowali się ostatecznie na zachodnie wybrzeża Irlandii i Republikę Czeską. „Na swój sposób stworzyliśmy miejsce, które tak naprawdę nigdy nie istniało” - podsumowuje Reynolds. - „I dlatego musieliśmy połączyć elementy wybrzeża Irlandii z Czechami, by stworzyć to wymyślone miejsce.”

Chociaż zachodnie wybrzeże Irlandii idealnie oddawało średniowiecznego ducha dzikiej i ponadczasowej Irlandii oraz Kornwalii, to już Anglia z jej zmienną jak diabli pogodą nastręczała wielu problemów producentom filmu, zwłaszcza że kręcili ją w tak odległych miejscach. „W grę wchodziło tak wiele czynników, jak choćby pogoda, logistyka z dotarciem do tych wszystkich miejscowości w Czechach czy budowanie dekoracji, zatrudnianie i zwalnianie kolejnych ekip, to była mordęga!” - mówi Reynolds.

Ale te wyzwania były warte wysiłku. „Wiedziałem, jak ważne jest, byśmy dotarli w te miejsca, bo bez nich nie zdołalibyśmy zrobić tego filmu tak realistycznie i w tak dużej skali” - dodaje Reynolds.

Plan z Dunluce, zamkiem króla Donnchadha zbudowano na piaszczystych plażach Glassillaun, niewielkiej wysepki u wybrzeży Irlandii. „Chcieliśmy uzyskać efekt, jakby te budowle istniały w tym miejscu od naprawdę długiego czasu, dlatego staraliśmy się maksymalnie wtopić ten zamek w otaczający go krajobraz. Wydawało nam się, że to najbardziej zachwyci widzów” - wspomina Geraghty. - „No i ta pogoda. Musieliśmy wybudować coś, co oparłoby się warunkom atmosferycznym i silnym wiatrom, jakby rzeczywiście było bardzo solidne.”

Ulokowanie planu na wyspie niosło także inne niedogodności. „Mieliśmy pełen dostęp do zamku jedynie przez dwie godziny dziennie, w czasie odpływu” - mówi Geraghty. - „Trudno było tam cokolwiek wybudować i jeszcze trudniej to sfilmować, ale wiedzieliśmy, że jest to tak niezwykłe miejsce w sensie wizualnym, że warte jest każdej niedogodności.”

Ulubionym planem zarówno Reynoldsa, jak i Geraghty’ego była rzymska przystań, na której Tristan i Izolda przeżywali swoje najpiękniejsze chwile. To miejsce, jak i wiele innych planów, spłonęło później przed kamerami. W noc, w którą plan miał spłonąć, Reynolds pozwolił Geraghty’emu na pełnienie honorów „podpalacza”, na którą to propozycję kierownik produkcji jednak nie przystał. Przez cały czas kręcenia filmu nie chciał być obecny przy spaleniu jakichkolwiek dekoracji.

Tak samo, jak w wypadku dekoracji, Maurizio Millennotti postępował z kostiumami, które bardziej opierały się na domysłach niż zapiskach i wizerunkach z epoki. Dwukrotnie nominowany do Nagrody Akademii® Millennotti („Hamlet”, „Otello”) nie miał zbyt wielu obrazów pochodzących z tej epoki historycznej. Ale to co stworzył, choć proste w wyglądzie, po przyjrzeniu okazywało się znakomicie wykończone. „Wyszukiwaliśmy materiałów, do których mieli dostęp ludzie w tamtych czasach” - komentuje Millennotti. - „Ale nie mogło to być nic, co miałoby widoczne wpływy romańskie bądź celtyckie.”

Pomimo iż miały to być kostiumy pasujące do średniowiecza, to najważniejszym warunkiem było, aby nie krępowały ruchu aktorów na planie i były wygodne. „Miały się nosić jak zwykłe dżinsy i t-shirty” - wyjaśnia Millennotti. - „Coś, co można nosić zawsze i wszędzie. Musieliśmy opracować takie stroje, by jednocześnie pasowały idealnie do realiów epoki i były wizualnie do przyjęcia, i to bez zastrzeżeń przez widownię.”

Millennotti przybył do Pragi na 10 tygodni przed resztą ekipy, z ciężarówką materiałów zakupionych we Włoszech. Zorganizował warsztat i stworzył około 90% kostiumów, po czym przeniósł cały interes do Irlandii na trzy tygodnie przed rozpoczęciem zdjęć. Wszystkie elementy skórzanych kostiumów zostały wykonane ręcznie, tak samo jak wszystkie szwy sukien.

„Poszedłem odwiedzić go w jego królestwie i zobaczyłem, jak siedzi i haftuje suknię dla Lady Serafine” - wspomina Lemley. - „Fakt, że potrafił tak pięknie wyszywać i robił to z taką gracją, zrobił na mnie piorunujące wrażenie. Zwłaszcza gdy zobaczyłem jego dzieło w pełnej okazałości. Ten facet jest naprawdę niesamowity.”

Dla Myles, która dopiero co ukończyła film „Thunderbirds”, w którym występowała na wysokich obcasach i w różowym wdzianku, kostiumy z TRISTANA I IZOLDY stanowiły pełną egzotykę. „Były z epoki, ale nosiło się je bardzo wygodnie” - mówi. - „Maurizio ma tak doskonały gust. Nie dość, że to co robi, wygląda przepięknie, to jeszcze bardzo wygodnie się to nosi. To same jedwabie i są naprawdę, naprawdę cudowne.”

Aby oddać ducha średniowiecza i jednocześnie stworzyć film wysmakowany wizualnie, Reynolds zaproponował operatora Arthura Reinharta, który zwrócił jego uwagę za sprawą polskiego filmu fabularnego pod tytułem „Jestem”. „Staraliśmy się, aby w ramach istniejących możliwości stworzyć coś naprawdę porywającego” - wyjaśnia Reynolds. - „Chcieliśmy, aby ten film wyglądał inaczej i Arthur tego dokonał”.

Dla Reinharta TRISTAN I IZOLDA to debiut operatorski na rynku anglojęzycznym (wcześniej pracował na brytyjskim rynku telewizyjnym robiąc zdjęcia do miniserialu „Dzieci Diuny”). „Kiedy po raz pierwszy spotkałem Kevina, zgodziliśmy się co do jednego, ten film będzie mroczny, nasycony szarościami i barwą srebra” - mówi Reinhart. - „Chcieliśmy, by film bogactwem wizualnym pasował do głębi emocjonalnej bohaterów, chcieliśmy też, aby film przepełniał klimat odpowiadający mrocznym wiekom, jak czasami jest nazywane średniowiecze.”

Kapryśna pogoda Irlandii sprawiała tyle samo problemów ekipie operatorskiej Reinharta, co dekoratorom Geraghty’ego. „Spróbuj oświetlić właściwie plan, kiedy w ciągu kwadransa możesz zaobserwować przed obiektywem cztery pory roku. Tam nie sposób nadążyć za zmianami pogody!” - śmieje się Arthur Reinhart. - „Walczyliśmy głównie z tym, żeby kamera nam się nie chwiała... i żeby nie zagroziły jej wielkie, atlantyckie fale, które nie raz nieomal zmyły ekipę i sprzęt do morza.”

materiały dystrybutora
Dowiedz się więcej na temat: Tristan i Izolda
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy