"Time out": PRODUKCJA
Pracowaliśmy w ciemnych i ulotnych tonacjach, niekiedy na granicy ekspozycji. Staraliśmy się wraz z operatorem Pierrem Milon uzyskać efekt delikatnych obrazów nawiązujących do ciemnej strony ludzkiej natury. Wiele scen w filmie kręconych jest w ekstremalnych warunkach pogodowych, co dodaje ujęciom mistycyzmu. Druga część obrazów jakie znajdują się w filmie to jasne i przestrzenne zdjęcie. Zestawiając ze sobą te dwa rodzaje obrazów chcieliśmy zwrócić uwagę widza na kontrast pomiędzy prawdziwym a wymyślonym życiem głównego bohatera.
Dopiero podczas realizacji zdjęć przyszła mi ochota na wypełnienie obrazu muzyką. Słuchaliśmy muzyki skomponowanej przez Jocelyn Pook, między innymi tej, która powstała do filmu "Oczy szeroko zamknięte". Ta muzyka szybko nas uwiodła, przede wszystkim dlatego, że to prawdziwa muzyka filmowa, która nie boi się tego czym jest. Harmonia zbudowana z plam dźwiękowych, hipnotyczne rytmy, czasami wręcz metronomiczne i przede wszystkim groźne i liryczne melodie. Elegancki melanż powtórzeń i smaku. W muzyce Jocelyn nie ma żadnej nieśmiałości i to właśnie wypełniło zrealizowany wcześniej obraz. Muzyka skomponowana przez Jocelyn podkreśla przede wszystkim linię melodramatyczną tej historii. To, że wcześniej w moich filmach nie było muzyki, to nie kwestia stylu. Po prostu lubię, kiedy muzyka i obraz wypełniają się nawzajem. W moich poprzednich filmach nie było po prostu miejsca na muzykę.
Do roli Vincenta wybrałem Auréliena, dlatego że jest mało znany w kinie. Ta jego anonimowość jako aktora świetnie pasowała do pomysłu, żeby Vincent był osobowością przejrzystą. Od razu przekonałem się do Auréliena, do jego solidnej postury, która robi wrażenie kolosa z delikatnością wypisaną na twarzy, której grymasy są czasami dziecinne. Jego rola okazała się być strasznie złożoną. Dla aktora zagrać kłamcę wydaje się prawie niemożliwe. Albo kłamie się zbyt dobrze i wtedy istnieje ryzyko zgubienia idei kłamstwa i podważenia nie tylko granej przez siebie postaci ale również całego scenariusza. Od początku było jasne, że musi wydawać się idealnie szczery, żeby scenariusz nabrał sensu. A Aurélien przyjął tę zasadę z pokorą. Z drugiej strony zależało nam żeby postać nie była monolityczna, żeby czasami była nieprzewidywalna i trudna do śledzenia. Przez sześć miesięcy Auélien uczył się roli, żył z nią. Wykonał pracę niewiarygodną, przygotował się do tej roli jak do roli w teatrze, zresztą trudno się dziwić jest przecież aktorem scenicznym.
Większe problemy miałem z obsadzeniem roli Muriel. Na początku wydawało mi się, że Karin jest zbyt młoda i zbyt pełna entuzjazmu, który wydaje się niezniszczalny. Jednak podczas pisania scenopisu, stało się jasne, że musimy uniknąć za wszelką cenę zrobienia z Muriel osoby zrezygnowanej. Nie mogła być ani ofiarą ani nauczycielką. Musieliśmy mieć aktorkę pełną życia. W końcu postanowiłem spotkać ze sobą Karin i Auréliena. To co zobaczyłem przekonało mnie natychmiast. Para istniała. Co więcej, do tej pory widziałem Karin w rolach zupełnie odmiennych od tej, którą chciałem jej zaproponować, czyli postaci lekkich i wesołych lub bardziej przebojowych niż postać Muriel. Chciałem, żeby zagrała postać wyciszoną i wstrzemięźliwą. Wydaje mi się, że oboje byliśmy w pewien sposób uwiedzieni tym przeciwieństwem. Dzisiaj mogę spokojnie powiedzieć, że ono nie istnieje.
Największą niespodzianką dla mnie była współpraca z Sergem Livrozetem. Odkąd pojawił się na planie poczuliśmy, że znaleźliśmy film. Fikcja złożyła się w całość a kawałki układanki zaczęły do siebie pasować. Dzięki niemu nie planując nakręcić thrillera, zgoła dla nas nieoczekiwanie znaleźliśmy dynamikę tego gatunku. Zresztą Serge wydaje się stworzony do tej roli. Jako dowód przytoczę zdanie z powieści L'Empreinte jego autorstwa: "W Wieku 14 lat, kiedy zostałem zmuszony do opuszczenia szkoły i rozpoczęcia edukacji życia i przeżycia, od razu zrozumiałem, że nieodwołalnie zmierzam w kierunku wyroku bez możliwości apelacji. Dożywotnie ciężkie roboty."
Serge odsiedział w więzieniu wyrok za włamania. Zmądrzał to pewne ale nigdy nie żałował tego co zrobił. To wieczny buntownik. Kiedy siedział, dużo czytał, myślał, w końcu zaczął pisać. Relacje z więzienia, autobiografię, w końcu powieści. Od razu poczuł film wszystkimi porami skóry.
Pozostali, również nie są zawodowymi aktorami. Ojciec i matka Vincenta są rodzicami jednego z moich przyjaciół, którzy doskonale poczuli się w rolach mieszczan, jakie zagrali w filmie. Fred i Philipe to prawdziwi biznesmeni. Jeden pracuje w informatyce, a drugi w reklamie. Interesowało ich granie w filmie, więc dałem im role. Wnieśli do filmu sposób mówienia i zachowania się obowiązujące w świecie biznesu. Juliena, natomiast spotkaliśmy w klubie judo, a malcy to moje własne dzieci...
Wprawdzie scenariusz był w większym stopniu napisany niż ten do „Ressources Humaines”, a powtórki scenariusza były mniej systematyczne, to jednak aktorzy wypełnili postaci i do ostatniego dnia niektóre dialogi były adaptowane na bieżąco. To system pracy, który bardzo mi odpowiada i daje tyle przyjemności, że nie mogę z niego zrezygnować.
(Laurent Cantet)