Reklama

"The Ring - Krąg 2": NOWE KINO GROZY

Paweł Ziemkiewicz

Japonia kojarzy się przeciętnemu Polakowi z jednej strony z niezwykle tradycyjną kulturą, czyli głównie z samurajami i gejszami, a z drugiej, z najnowszymi osiągnięciami nowoczesnej techniki. Dla miłośników kina znowu, Japo-nia to głównie filmy Akiry Kurosawy i skandalizujące obrazy Nagisy Oshimy. Ostatnio, dzięki telewizji miłośnicy mangi i anime (czyli komiksów i realizowanych na ich podstawie animowanych filmów i seriali), mają okazję oglądać niektóre pozycje z niezwykle obfitej produkcji w tym gatunku. A przecież kinematografia japońska ma do zaoferowania o wiele więcej, niż mieliśmy możliwość poznać w Polsce.

Reklama

Przez ostatnie lata dystrybutorzy filmowi niezbyt rozpieszczali polskich widzów. Oprócz „Tabu” Nagisy Oshimy i animowanej „Księżniczki Mononoke”, właściwie na naszym rynku nie pojawiają się żadne nowe filmy pochodzące z Kraju Kwitnącej Wiśni. Był jeszcze „Avalon”, ale trafił do kin tylko dzięki temu, że został wyprodukowany w Polsce, z polskimi aktorami.

Dlatego tym bardziej na uwagę zasługuje pojawienie się w naszych kinach dwóch najgłośniejszych filmów japońskich ostatnich lat. Filmy grozy „The Ring – Krąg” i „The Ring – Krąg 2” (oba w reżyserii Hideo Nakaty) stały się olbrzymimi przebojami kasowymi w Azji (w Hong Kongu „The Ring – Krąg” pobił kasowo „Matrix”) i zaczęły robić karierę w krajach kultury zachodniej. Ich niezwykła popularność wywołała zjawisko, które można nazwać „ringomanią” i doprowadziła do realizacji w ubiegłym roku amerykańskiego filmu „The Ring” opartego na scenariuszu japońskiego pierwowzoru.

Ta popularność zaowocowała także przemianami we współczesnym kinie japońskim. Wprawdzie horror jest obecny w tamtejszej kinematografii od samego początku, lecz w latach pięćdziesiątych jego popularność nieco zmalała. Pod koniec lat pięćdziesiątych gatunek filmów grozy nieco się wyeksploatował. Wprawdzie w 1954 roku pojawiła się „Godzilla”, ale jej sukces, zarówno w Japonii jak i za granicą, stał się impulsem dla realizacji filmów z gatunku „monster movies”, a nie horrorów. Równie popularne stały się w tym czasie filmy o gangsterach jakuzy, epatujące przemocą i seksem. Nastrojowe filmy grozy z duchami i widmami przestały wabić widzów do kin.

Od połowy lat sześćdziesiątych horrory nowej fali w rodzaju „Hell Screen”, „Kobieta diabeł”(Onibaba) czy „Hellish Love” zaczęły oprócz horroru zaczęły wykorzystywać zdobycze powiększającej się wolności obyczajowej, w sposób do niedawna niedostępny filmowcom. Dwa najważniejsze z takich kontrowersyjnych dreszczowców – „Moju” Masumury i „The Watcher in the Attic” Tanaki Noboru – powstały na podstawie opowiadań Edogawy Rampo, najlepszego japońskiego pisarza powieści grozy, którego dzieła do tej pory dostarczają filmowcom twórczej inspiracji. Obecne w powieściach Rampo skomplikowane wątki i przypadki psychopatologii stanowią połączenie niezwykle atrakcyjne dla kina.

Jednak wkrótce niektórzy radykalni filmowcy posunęli się jeszcze dalej tworząc horrory, które wręcz zaczęły ocierać się o pornografię („The Joys of Torture” czy „Violated Angels”). Filmy te, jak wiele innych im podobnych, posunęły najdalej jak to tylko możliwe do granic artystycznego sadyzmu, pozostając jednocześnie w zgodzie z ograniczeniami narzuconymi przez surowe zasady japońskiej cenzury.

Zdrową przeciwwagę dla tego rodzaju produkcji stanowiła garść filmów usiłujących połączyć tradycyjne mity japońskie z najnowszymi osiągnięciami technicznymi, spopularyzowanymi przez „monster movies” w rodzaju „Godzilli”. Do najsławniejszych należy „Kwaidan, czyli opowieści o duchach” Masaki Kobayashiego z 1964 roku czy nakręcony w dwa lata poźniej „Maijin” (pierwszą część trylogii opowiadającej o olbrzymim kamiennym posągu, który ożywa zawezwany na pomoc i nie pozwala się ponownie uśpić).

Wprawdzie takie filmy dostarczały widzom rozrywki, a nawet zdobywały międzynarodowy rozgłos („Kwaidan” zdobył nagrodę Jury w Cannes i został nominowany do Oscara), jednak koszty ich produkcji zniechęcały większość wytwórni. Gdy na początku lat siedemdziesiątych japoński system produkcji filmowej, oparty na pięciu wielkich wytwórni zaczął podupadać, gwałtownie rozwijały się niezależne studia, produkujące w swoim szczytowym okresie filmy odważne, eksperymentalne, czerpiące inspirację z muzyki pop, kina awangardowego, a przede wszystkim z mangi dla dorosłych.

W połowie lat siedemdziesiątych ogromną popularnością cieszyła się manga zatytułowana „Tenshi no Harawata” (Wnętrzności aniołów), autorstwa Takashi Ishii. Począwszy od 1977 roku ten pełen przemocy i seksu komiks był przenoszony na ekran przez najlepszych japońskich reżyserów, którzy stworzyli serię składającą się z dziewięciu filmów. W każdej części pojawiała się kobieta o imieniu Nami, będąca na tropie jakiejś przerażającej tajemnicy. W miarę rozwoju akcji pojawiały się niejasne poszlaki wskazujące na jej winę i za każdym razem, gdy wydawało się, że tajemnica została rozwikłana, pojawiały się nowe okoliczności. Ten motyw zwodniczej fatamorgany w filmowym wątku stał się cechą wspólną większości współczesnych japońskich filmów grozy, włącznie z „The Ring – Krąg” i jego kontynuacjami.

W 1988 roku Takashi Ishii oraz reżyser „Wnętrzności aniołów” Toshiharu Ikeda rozpoczęli pracę nad serią filmów zawierających najbardziej wstrząsające sceny w japońskim kinie grozy. W filmie „Shiryo no Wana” (tytuł tłumaczony zazwyczaj jako „Evil Dead Trap” – „Śmiertelna pułapka”) prezenterka telewizyjna - oczywiście o imieniu Nami – otrzymuje taśmę filmową, na której przedstawiona jest ona sama, torturowana, a następnie zabita. Wspólnie z trzema koleżankami i reżyserem, Nami udaje się w miejsce, gdzie został nakręcony film. Docierają do opuszczonej stacji badawczej należącej do rządu. Kolejne osoby giną mordowane w wyjątkowo okrutny i brutalny sposób, aż w końcu Nami zostaje sama. Pod koniec filmu akcja przenosi się w całkowicie zaskakujące i niepokojące rejony. Całość trudno opisać, ale pozostawia niezatarte wrażenia.

Kolejnym ważnym wątkiem w japońskim kinie grozy lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych stało się połączenie starych schematów fabularnych z nowoczesną technologią, co jest jakby odpowiednikiem literackiego cyberpunku. Pochodzący z 1988 roku „Tetsuo” i „Tetsuo II: Body Hammer” z 1992 roku, oba w reżyserii Shinya Tsukamoto, opowiadające o niepokojących mutacjach jakim podlegają ludzi. Ich ciała zaczynają łączyć się z metalowymi przedmiotami zmieniając się w stechnicyzowane cyborgi. Popularność obu filmów zaowocowała rozwojem horrorów cyberpunkowych. Powstały między innymi: „"Hiruko the Goblin"”, czy „Death Powder”, a niektóre z nich spotkały się z bardzo przychylną oceną guru cyberounku, Williama Gibsona.

Na japońskim rynku powstaje wiele filmów grozy, które prawie nie docierają do widzów w krajach zachodnich. Od połowy lat dziewięćdziesiątych, gdy powstał serial telewizyjny według powieści „The Ring”, można mówić o nowym zjawisku w japońskiej kinematografii. Do tego czasu w wielu twórców wykorzystywało wątki znane z twórczości zachodnich reżyserów, takich jak Dario Argento, David Cronenberg czy George A. Romero.

Jednak sukces serialu „The Ring” uświadomił Japończykom, że mają oni kopalnię swoich mitów i legend, które otrzepane z kurzu i przetworzone dla potrzeb współczesnego widza, posługującego się na co dzień magnetowidem, komputerem i telefonem komórkowym, mogą zaowocować świetnym efektami. I właśnie to przeplatanie tradycyjnych wątków ze współczesnym życiem przynosi wielką popularność nowemu kinu grozy.

W 1995 roku powstał film „Eko Eko Azaraku” (Czarodziej ciemności) o obdarzonej mocą uczennicy, która rozwiązuje zagadkę krwawych morderstw w swojej szkole. Wkrótce powstały dwa kolejne filmy i serial telewizyjny. Niezwykły sukces „The Ring – Krąg” pociągnął za sobą powstanie nie tylko drugiej części, ale także innych filmów nawiązujących do fabuły. Powstał prequel opowiadający o młodości Sadako, sprawczyni klątwy „The Ring 0” i film „Rasen” (Spirala) będący alternatywną kontynuacją „The Ring – Krąg”.

Wkrótce po sukcesie „The Ring – Krąg”, jego reżyser zrealizował swój następny film oparty na powieści Kojiego Suzuki,( autora powieści „The Ring”), „Dark Water” (2002). Główną bohaterką jest kobieta walcząca z mężem o prawo do opieki na swoim dzieckiem. Razem z córką wynajmuje mieszkanie w bloku, w którym rozegrała się kiedyś tragedia – bez śladu zaginęła tam mała dziewczynka. Bohaterka musi stawić czoła nie tylko kłopotom dnia codziennego, ale także nadprzyrodzonej mocy, który zagraża jej dziecku. Korzystając z niezwykłej popularności „Dark Water”, reżyser Takahisa Zeze wkrótce nakręcił „Dark Water 2”, luźno wykorzystujący wątki pojawiające się w pierwowzorze.

Wielką siła japońskiego kina grozy jest odrzucenie zachodnich stereo-typów. Fabuły takich filmów jak „Angel Dust”, „Organ”, „Cure” czy „Hypnosis” charakteryzują się gwałtownymi zwrotami akcji i są zupełnie nieprzewidywalne. Obfitują także w liczne sceny przemocy, czasami tak realistycznie sfilmowane, że policja w Wielkiej Brytanii wszczęła śledztwo w sprawie filmu zawierającego zapis prawdziwego morderstwa, dopiero powołani przez sąd biegli wykazali, że wszystkie sceny są zrealizowane dzięki efektom specjalnym.

Wiele japońskich filmów z rodzaju gore nie może być rozpowszechniania w innych krajach (w jednym ze sklepów sieciowych przy niektórych tytułach zastrzeżono, że nie są one wysyłane do Wielkiej Brytanii). Wprawdzie zachodnie wpływy są przyjmowane, jednak są tak przetwarzane przez twórców, że tworzą nową jakość. Japońskie kino grozy zaczyna odnosić coraz większe sukcesy. A filmy takie jak „Gemini” czy „Audition” mają szanse odnieść sukces komercyjny na zachodnim rynku, co być może rozbudzi zainteresowanie dystrybutorów tą dziedziną japońskiego przemysłu filmowego.

materiały dystrybutora
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy