"Terytorium wroga": SIŁY SPECJALNE
W 2005 roku, Stéphane Rybojad, wyreżyserował pierwszy dokument, do dzisiaj jedyny, o strukturze dowodzenia trzytysięcznej grupy Sił Specjalnych w armii francuskiej. Jednak to był efekt końcowy długiego procesu. Nie można było tak po prostu wkroczyć do tego świata, chronionego tajemnicą wojskową i z definicji niezwykle hermetycznego. Ich operacje są bardzo precyzyjne, często nietypowe i ściśle tajne. W ich przypadku liczy się przede wszystkim dyskrecja. Większość ludzi, którzy mają z nimi styczność, a nawet pozostają z nimi w przyjaźni, nie znają ich prawdziwej profesji - po części, by uchronić ich samych oraz rodziny przed naciskami. Reżysera zaciekawili ci dwudziestokilkuletni ludzie, którzy zgłaszają się na ochotnika do Służb Specjalnych. Zastanawiał się, co skłania te dzieciaki do takiej decyzji, co je motywuje. Uważa się, że gotowość operacyjną osiągają około 30 roku życia, co oznacza, że przez dziesięć lat doskonalą umiejętności, szkolą się i nieprzerwanie uczą, aż do dnia, w którym zaczynają brać czynny udział w najbardziej tajnych i niebezpiecznych operacjach. Przechodzą niezwykle wymagające szkolenie, z bezlitosnym procesem selekcji. Na tym etapie Stéphane poznał Mariusa (Alain Alivon), który był instruktorem. Co więcej, ta barwna postać stała się jedną z najważniejszych w jego projekcie, od momentu, gdy zaczął rozważać realizację filmu na ten temat.
Podobny trening musieli przejść aktorzy, by przygotować się do ról. Miało to zasadnicze znaczenie dla filmu i dla nich samych. Przede wszystkim po to, żeby osadzić ich w realiach fabuły i zapewnić maksymalną wiarygodność postaci. Przez tydzień brali udział w szkoleniu jednostek do zadań specjalnych dla żołnierzy piechoty morskiej w macierzystej bazie Mariusa, w Lorient w Bretanii.
"Na początku ludzie z Sił Specjalnych patrzyli na nich jak na ufoludków. Zresztą, aktorzy czuli się, jakby wylądowali na obcej planecie. Jednak szybko znaleźli nić porozumienia" opowiada reżyser. Aktorzy od razu wczuli się w atmosferę miejsca, rozumieli potrzebę solidarności i pracy w zespole. Byli uważni i chłonęli informacje jak gąbka. Członków Sił Specjalnych zaskoczyła ich umiejętność przyswajania wiedzy i łatwość z jaką naśladowali ich zachowania. "Im więcej aktorzy się uczyli, tym wyżej ci zawodowcy ustawiali im poprzeczkę" dodaje Stéphane.
Twórcy filmu uzyskali ogromne wsparcie wojska. "Było to dość naturalne posunięcie, jako że wcześniej realizowaliśmy już filmy dokumentalne o żołnierzach" opowiada reżyser. "Częściej niż raz spędzałem w ich towarzystwie po kilka miesięcy. Musieliśmy kontaktować się z ich najwyższym dowództwem przy okazji bardzo skomplikowanych przedsięwzięć, a także w kwestiach strategicznych" - dodaje Stéphane. Od samego początku znajomi reżysera z tych kręgów wiedzieli o projekcie i byli cennym źródłem informacji na etapie tworzenia scenariusza. Ich szczegółowe wskazówki pomogły twórcom zbudować wiarygodne sytuacje. "Oczywiście, mieliśmy do dyspozycji Mariusa i pułkownika Jackie'go Fouquereau, którego poznałem, gdy był szefem departamentu relacji z mediami w Paryżu, kiedy kręciliśmy pierwszy film o zawodach wysokiego ryzyka, potem kolejny o Siłach Specjalnych i jeszcze jeden o armii" kontynuuje reżyser. Kilka miesięcy przed rozpoczęciem zdjęć dowództwo przydzieliło go ekipie jako konsultanta ds. militarnych przy filmie. Powodem tej decyzji było to, że Jackie dobrze zna Afganistan i Tadżykistan, ponieważ brał udział w kilku misjach na tym obszarze. Przed wyjazdem do Tadżykistanu urządził ekipie i obsadzie briefing dotyczący bezpieczeństwa. Jego rola polegała jednak głównie na utrzymywaniu kanałów komunikacji z dowództwem armii i ministerstwem obrony. Fouquereau odpowiadał za kwestie bezpieczeństwa. Pozostawał w kontakcie z ambasadą, agentami wywiadu francuskiego i afgańskiego, agentami lokalnej tajnej policji, którzy - za zgodą twórców - zostali wprowadzeni do ekipy z Tadżykistanu. Był także łącznikiem z generałem afgańskiej armii zawodowej, stacjonującej na drugim brzegu rzeki granicznej. Orientował się, jakie ruchy odbywają się na tym terenie i znał potencjalne zagrożenia. Przez trzy lata nic się tam nie działo, jednak podczas obecności ekipy, z więzienia uciekło 25 talibów i zrobiło się trochę gorąco. Dlatego każdego wieczoru urządzano spotkania w sprawie bezpieczeństwa. Cała ekipa była doskonale chroniona, w tym przez tadżycką policję, która eskortowała ich przez całą drogę.