"Tajemnica kwiatu paproci": JAK POWSTAWAŁ FILM
Jednym z pomysłów była historia o zabawkach dla małych dzieci, a konkretnie o lalkach, wśród których występuje biały i czarny charakter, ale czarny taki, żeby miał możliwość poprawy.
Potem przyszedł czas na przemyślenie wyglądu lalek. Uznaliśmy, że najlepsze będą te robione przez dzieci także z tego powodu, że większe znaczenie dla dzieci mają takie własnoręcznie zrobione, zupełnie własne lalki.
I poszło, mieliśmy głównych bohaterów, lalkę uszytą, może niezbyt zręcznie przez dziewczynkę, którą nazwaliśmy Malutka – taka najzwyczajniejsza, żeby identyfikować się z nią mogła każda mała dziewczynka. Malutka jest ciepła, serdeczna, chętna do pomocy. Obok pojawił się Narwany – też uszyty - szybki, narwany właśnie i w mówieniu i w działaniu, ciekawy świata, też zdecydowanie pozytywny. Ze zdobyciem plastikowych lalek nie było problemu.
Od pierwszych animacji przedmiotami, poprzez uszyte lalki ukształtowały się dwa światy – „uszyty” i plastikowy.
Akcja zlokalizowana została w przedszkolu, bo to miejsce znane każdemu dziecku. I w serialu lalki miały przedszkola nie opuszczać. Każdy odcinek miał być odrębną historyjką, połączoną bohaterami i miejscem.
Poszliśmy po „plastikowym” wątku – zastanawiając się nad karykaturowaniem, „odpadowością” plastiku – powstała góra „niezniszczalnych” śmieci. A las dla tych śmieci jest już niestety miejscem naturalnym. Walka była tu nieunikniona. Potem myślenie, jak wyprowadzić lalki do lasu, jaki dać pretekst? Wtedy przyszedł pomysł z kwiatem paproci – akcja zaczyna się 24 czerwca – dla dzieci zaczynają się wakacje. Lalki opowiadają, śpiewają o swoich wakacyjnych marzeniach i też postanawiają pobawić się w szukanie kwiatu paproci. Ale kwiat jest plastikowy. Taki nie może spełnić żadnych marzeń. Zresztą film miał się nazywać „Plastikowy kwiat paproci”.
Trzeba lalki wyprowadzić do lasu. I chyba w tym momencie powstał pomysł ramy aktorskiej i całej intrygi. Z kradzieżą telewizora i porwaniem lalek. Bardzo staraliśmy się też, żeby był to film dla i na miarę dzieci. Może niepotrzebnie w czasach gdzie krew się leje niemal w każdej grze komputerowej.
Ale takie było nasze założenie. I dlatego w filmie złodzieje raczej są gapowaci niż źli, a zło można pokonać. Co prawda w cudowny sposób, ale warto się z tym mierzyć – razem i każdy na własny sposób.
Obawialiśmy się również popaść w tony natrętnej dydaktyki proekologicznej, bo wiadomo, że może przynieść to jedynie odwrotny skutek. I mamy nadzieję, że wybroniliśmy się żartem, piosenką.
I to, że dzieci wychodziły z pierwszych projekcji podśpiewując naszą skarykaturowaną piosenkę dyskotekową „Disco, disco, śmieciowisko...” było największym komplementem.
Monika Chybowicz-Brożyńska