Reklama

"Sztandar chwały": JAPONIA I ISLANDIA: POWTÓRKA Z IWO JIMY

Na wstępnym etapie przygotowań do filmu Eastwood odwiedził wyspę Iwo Jima. "Rząd Japonii w swej uprzejmości pozwolił mi odwiedzić Iwo Jimę w kwietniu ubiegłego roku" - wspomina. - "Spacer po wyspie był bardzo wzruszającym doświadczeniem - chodzić po miejscu, w którym tak wiele matek straciło swoich synów po obu stronach frontu".

Eastwood wiedział, jaki wpływ na plaże wyspy będzie miała cała armia filmowców, i nie chciał narażać takiego miejsca na efekty kręcenia długich i wyniszczających sekwencji bitewnych. Niemniej jednak nakręcił część zdjęć w plenerze na Iwo Jimie, wiedząc, że sama wyspa - a raczej znaczenie historii pogrzebanej w jej piaskach - stanowi najważniejszą część opowieści. "Siedzenie tam na plaży wyzwala ogromne emocje" - zauważa. - "Na wyspie nie ma nikogo poza niewielkim oddziałem wojsk japońskich i kilkoma lotnikami armii amerykańskiej, którzy od czasu do czasu przybywają tam, by przeprowadzić swoje operacje. Kiedy się siedzi na tamtych plażach, można prawie usłyszeć, jak wojsko wkracza na ląd i ten zamęt".

Reklama

Na samo miejsce surowej inwazji filmowcy wybrali jedno z niewielu miejsc na świecie, które geograficznie i topograficznie mogły udawać Iwo Jimę - islandzki Reykjanes, wulkaniczny półwysep leżący na południowy zachód od Rejkiawiku. "Bardzo trudno jest skopiować plażę na Iwo Jimie, ciężko jest znaleźć podobne miejsce na świecie" - komentuje Eastwood. - "To wyspa wulkaniczna ze źródłami geotermalnymi, podobnie jak na Iwo, więc zawsze występują na niej niewielkie wstrząsy. Ma dosłownie czarny piasek, tak jak na Iwo. Na obu wyspach para pochodzenia wulkanicznego bucha spod ziemi. Oczywiście obie wyspy znajdują się na różnych południkach, ale Islandia w sierpniu, choć jest nieco chłodniejsza, ma warunki pod innymi względami podobne do tych panujących na Iwo Jimie w lutym".

Wkrótce składająca się z około 700 osób obsada i ekipa filmowa uczyniła z Reykjanes swoją bazę służącą przygotowaniom do planowanych fajerwerków. "Topograficznie Islandia przypomina księżyc" - mówi Ryan Phillippe. - "Trudno się tam kręciło zdjęcia, ponieważ to miejsce tak odległe, że czułem się odizolowany od reszty świata. W efekcie pomiędzy wszystkimi aktorami narodziła się więź, której na pewno by nie było, gdyby zdjęcia do filmu były kręcone w Hollywood".

Aby nadać islandzkiej plaży Sandvik wygląd podobny do Iwo Jimy, ekipa produkcyjna poprzenosiła sporo piachu. Należało z ogromnych ilości piasku na płaskiej islandzkiej plaży zbudować ławę ziemną, służącą jako mur obronny przeciw najeźdźcom. "Przenieśliśmy prawie półtora miliona metrów sześciennych czarnego piachu w Islandii, by odtworzyć tarasy ziemne, jakie wojsko japońskie sprofilowało na plażach Iwo Jimy" - komentuje kierownik artystyczny Jack Taylor, Jr., kolejny weteran filmów Eastwooda. "Z piachu usypaliśmy lądowisko o wysokości 4-4,5 m, długie na 230 m, na które natknęli się żołnierze amerykańskiej piechoty morskiej, kiedy przybyli na Iwo, i rzeczywiście wyszło ono bardzo podobnie do pierwowzoru".

Sama inwazja była przedsięwzięciem monumentalnym, wymagającym koordynacji wszystkich zespołów filmowych. Ekipa zadała sobie wiele trudu, by zagwarantować jak największy realizm tych sekwencji. Najważniejsze znaczenie w tych wysiłkach miała praca kierownika ds. efektów wizualnych, Michaela Owensa, który blisko współpracował z podstawowym składem ekipy, by stworzyć efekty wizualne, mające pozwalać na przejścia od głównych bohaterów do szerokiej perspektywy inwazji. "Prawdziwa inwazja na Iwo Jimę jest wręcz niewiarygodnie ogromna, a zaangażowanych w nią było wiele niewielkich elementów" - opisuje Lorenz. - "Nie chodzi tylko o moździerze strzelające bezustannie na lądzie, ale też o samoloty w powietrzu, statki w wodzie, niezliczone oddziały wojska - nieskończony szereg obrazów, które Mike Owens płynnie włączył w praktycznie nakręcone zdjęcia".

"Film ten opowiada o bohaterach, ale ich historia jest niepełna bez realistycznego oddania tego decydującego momentu w ich życiu" - mówi Owens. - "Sam zasięg inwazji jest zupełnie zdumiewający. Clintowi zależało na pokazaniu tego zasięgu za pomocą efektów".

Kierownik ds. efektów specjalnych, Stephen Riley, na miejscu koordynował aspekty inwazji i wszystkie konieczne zadania pirotechniczne. Wykorzystując zalety czarnego piasku, Riley mógł stworzyć znacznie bardziej realistyczne eksplozje niż byłoby to możliwe w innych warunkach. "Clint nie chciał standardowych eksplozji naziemnych, podczas których wydyma się płomień z benzyny, a czarny dym unosi się w powietrze" - mówi. - "Chciał realistycznie pokazać, jak to jest, kiedy pociski uderzają w ziemię i to ziemia wybucha. Wymagało to wielu prób i mnóstwa czasu na opracowanie kwestii bezpieczeństwa, ale moim zdaniem się udało".

Eastwood często nie informował aktorów, gdzie lub kiedy dokładnie ekipa od efektów specjalnych przewidziała eksplozje. Aktorzy nigdy nie znajdowali się w niebezpieczeństwie, ale zawsze byli zaskoczeni. "Ciągle byliśmy zaskakiwani" - wspomina Phillippe. - "Kiedy coś wybucha tuż koło ciebie, twoja reakcja jest bardzo naturalna".

"Całe to doświadczenie było niezwykłe" - kontynuuje Phillippe. - "Jestem na plaży, patrzę w lewo, a tam 500 ludzi strzela z broni. Serca waliły nam jak oszalałe, adrenalina buzowała, emocje eksplodowały. Nie da się pozostać obojętnym wobec takiego otoczenia".

Sierżant sztabowy Dever nie tylko pracował z czołówką obsady, lecz także szkolił 500 statystów grających marines szturmujących plażę, a moment faktycznej inwazji zaskoczył też jego samego. "Oglądałem 500 facetów, których przeszkoliliśmy w noszeniu rynsztunku i strzelaniu z broni, jak posuwali się w tle wśród wybuchów, upewniając się, że nikomu nie stanie się krzywda i że wszystko idzie po naszej myśli" - wspomina. - "Było super".

Koordynator z ramienia piechoty morskiej, Jimmy O'Connell, uzyskał pozwolenie na wykorzystanie kilku 60-letnich gąsienicowych pojazdów amfibijnych LVT - pojazdów, które mogą wjechać z morza prosto na plażę dzięki gąsienicom podobnym do czołgowych, a także kilku 40-letnich barek desantowych LCVP (zwanych także "łodziami Higginsa"), które są w stanie podwieźć marines na plażę i opuścić rampę do przodu.

W scenach podróży wojsk przez morze do Japonii filmowcy wykorzystali S.S. Lane Victory, w pełni sprawny statek towarowy z czasów II wojny światowej stacjonujący na Long Beach, odpowiednio ucharakteryzowany przez zespół Henry'ego Bumsteada. "Musieliśmy tylko przywrócić statek do wyglądu z czasu II wojny światowej" - wyjaśnia Eastwood. - "Ekipa artystyczna była bardzo wymagająca".

"Praca na prawdziwym pancerniku była jak marzenie" - wspomina aktor, Benjamin Walker, który wcielił się w rolę Harlona Blocka. - "Był to statek, który odsłużył swoje w ochronie Stanów Zjednoczonych i zaszczytem była możliwość pracy na nim. Człowiek jest otoczony prawdziwymi marynarzami na prawdziwym statku i jedyne, co ma robić, to grać swoje".

Jednym z najbardziej emocjonujących dni na planie był - co nie jest zaskoczeniem - ten, w którym odegrano zatknięcie flagi. Wszyscy - aktorzy i technicy - chcieli nakręcić tę scenę we właściwy sposób. "Kiedy zatknęliśmy flagę, w ekipie dała się wyczuć wyraźna energia - działo się coś szczególnego" - wspomina Barry Pepper. - "Po zakończeniu zdjęć wszyscy uścisnęliśmy sobie dłonie i pogratulowaliśmy sobie nawzajem. Pokazanie tych mężczyzn i opowiedzenie ich historii - a także historii tego, czego dokonali marines na Iwo Jimie - miało dla nas ogromne znaczenie".

"To było jedno z niewielu ujęć, które Clint zdecydował się nakręcić kilkakrotnie" - mówi Benjamin Walker. - "Zrobiliśmy cztery czy pięć podejść, żeby mieć pewność, że wszystko się udało. Sześciu z nas miało próbę tego ujęcia poprzedniej nocy - dostaliśmy zdjęcia i ćwiczyliśmy, tak aby jak najbardziej zbliżyć się do pierwowzoru".

Sierżant sztabowy Dever dodaje: "Tego dnia aktorzy wybitnie zagrali role żołnierzy piechoty morskiej".

Film Flags of Our Fathers został nakręcony w ciągu 61 dni zdjęciowych w plenerach Los Angeles i okolicach (Kalifornia), Arlington (Virginia), Chicago (Illinois), Houston (Teksas), na plażach w Islandii i na Iwo Jimie.

materiały dystrybutora
Dowiedz się więcej na temat: Sztandar chwały
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy