Reklama

"Sukces...": GATUNEK I BOHATER

Gdyby chcieć określić gatunek filmu „Sukces...”, najlepiej pasowałoby określenie „komediodramat” bądź swojsko brzmiąca „tragikomedia”. Komedia – bo ton opowieści nastraja do zabawy, dramat – bo sprawy poruszane w filmie są poważne, tragedia – bo zdarza się twórcom uderzyć w tragiczną nutę, jakkolwiek ton ten natychmiast zostanie zanegowany. Film Marka Bukowskiego – aktora („Nad rzeką, której nie ma”, „Dom”) i reżysera („blok.pl”) ma tonację postmodernistyczną, jest pełen zabawnych sytuacji i pastiszowo potraktowanych motywów z wielu znanych filmów, polskich i zagranicznych. Takie nagromadzenie cytatów – mimo ściśle określonych ram czasowych – zdaje się odrealniać fabułę i przenosić ją w bardziej uniwersalny wymiar. Kto zna „blok.pl”, ten wie, że reżyserowi odpowiadają podobne, chciałoby się powiedzieć – psychodeliczne, klimaty, wzmocnione tu nie tylko specyficzną fotografią Marka Dawida (podział filmu na trzy części został zaznaczony eksperymentami z barwą), płynącym zza kadru komentarzem, ale i dowcipną animacją Mariusza Wilczyńskiego. Odrealnienie obrazu ma zresztą dodatkowy sens: historia filmowego Marka Późnego w wielu momentach wydaje się zbieżna z biografią Marka Bukowskiego: obaj są w równym wieku, pochodzą z niewielkich miasteczek, w tym samym czasie zdawali do szkół teatralnych i stanęli wobec podobnych problemów po ich ukończeniu. Przy każdej jednak okazji Bukowski podkreśla, że ta zbieżność imion i życiorysów jest przypadkowa, zależało mu stworzeniu zbiorowego portretu, w którym przejrzeć by się mogło nie tylko jego pokolenie. Na ile jest to portret udany? Andrzej Smolik, twórca muzyki do „Sukcesu...”, zwierzył się reżyserowi, że identyfikuje się z takim bohaterem – człowiekiem niepewnym swego, poszukującym prawdy, pragnącym sukcesu, lecz nie do końca zdającym sobie sprawę z jego wagi. A nie jest to opinia odosobniona.

Reklama
materiały dystrybutora
Dowiedz się więcej na temat: Sukces...
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy