Reklama

"Starsky i Hutch": MOŻE NIE POWINIENEM, ALE CHCĘ

Zanim jeszcze wybrano reżysera, pomyślano o obsadzie głównych ról. Ben Stiller, gdy usłyszał, że Warner nabył prawa do ekranizacji serialu, sam się zainteresował rolą Starsky’ego i zgłosił gotowość jej zagrania. W dzieciństwie bardzo chciałem zagrać w Starskym i Hutchu. Naśladowałem ich często. Dlaczego, jeśli istnieje taka możliwość, nie spróbować spełnić marzenia? – mówił aktor. – Tak, oczywiście zdawałem sobie sprawę, że istnieje wiele powodów, by tego nie robić. Nie zawsze bezkarnie spełnia się marzenia z dzieciństwa. Postanowiłem jednak zignorować własne wątpliwości i wejść w to. Jakie wątpliwości miał na myśli Stiller? Chyba takie, że ostatnio poświęcił się rolom przede wszystkim komediowym, zaniedbując ambicje reżyserskie oraz aktorstwo charakterystyczne.

Reklama

Wiele spośród zastrzeżeń gwiazdora rozwiał reżyser Todd Philips, który odniósł komercyjny sukces rubaszną (znaną i z naszych ekranów) komedią dla nastolatków Road Trip, a następnie nakręcił komediodramat o kryzysie wieku średniego Old School. Kilkakrotnie miał już pracować ze Stillerem, ale projekty te z różnych względów nie dochodziły do skutku.

Phillips przedstawił Stillerowi koncepcję, w myśl której film miał wyglądać jak... pilot serii Starsky i Hutch, nakręcony dokładnie tak, jak w latach 70. Zgodziłem się – mówił gwiazdor – że trzeba to zrobić z maksymalną prostotą, a ironia wynikająca z dystansu czasowego, z tych niemalże trzydziestu lat, które upłynęły, powinna sama się pojawić. Nie mieliśmy zamiaru narzucać ostro parodystycznego tonu.

Rozłożeniem akcentów i napięć scenariusz przypomina komedię romantyczną – mówił scenarzysta-reżyser. – Tyle, że nie chodzi tu ani o kobietę i mężczyznę, ani o jakieś podteksty homoseksualne. Chodzi o dwóch facetów, którzy diametralnie różnią się charakterami i działają sobie na nerwy, ale doskonale się uzupełniają, a z czasem coraz bardziej lubią i szanują.

Do roli Hutcha zaangażowano Owena Wilsona, a Stiller nie tylko pochwalił ten wybór, lecz wręcz go wspierał. Aktorzy wystąpili razem już po raz szósty. To wydawało się naturalnym wyborem – mówił Stiller. – Co prawda, Starsky i Hutch ufają sobie nawzajem (chociaż nie od początku), a ja nie ufam Owenowi za grosz. Ale go lubię i uważam, że jest bardzo zabawny.

Producent Stuart Cornfeld uważał zatrudnienie obu aktorów za doskonałe posunięcie z jeszcze jednego względu. Obaj mają niezwykłą zdolność improwizowania, twórczego wykraczania poza scenariusz. Obydwaj też są przecież uzdolnionymi scenarzystami, co gwarantuje świeżość i zarazem dopracowanie ich pomysłów. Moim zdaniem, doskonale udowodnili to na planie naszego filmu, wzbogacając wizerunek postaci o wiele zabawnych detali.

Wilson żartował, że jego zdaniem Stiller nalegał na ten angaż z innego powodu: Mam, tak jak w serialu, blond włosy. I to była decydująca sprawa – śmiał się. Wilson, jak wielu innych członków ekipy, także doskonale pamiętał serial. Fascynowałem się nim. To pierwszy serial policyjny, który dobrze pamiętam. Potem podobały mi się jeszcze Magnum i Policjanci z Miami. Zdaniem Wilsona, powracająca co i rusz popularność policyjnych filmów i seriali bierze się m.in. stąd, że u ich podstaw leży pewna prawda psychologiczna. Przygotowując się do roli, rozmawialiśmy z wieloma detektywami z Los Angeles. Potwierdzili to, co wielokrotnie oglądamy w filmach. Oczywiście, większość czasu zajmuje im tropienie przestępców, różnorodne techniki śledcze. Ale ważny jest także duch koleżeństwa i przyjaźni – bez wzajemnych żartów i przekomarzań często trudno byłoby wytrzymać związane z tą profesją napięcie.

Stiller komentował: Moim zdaniem, gatunek policyjny przeżył swe wielkie dni właśnie w latach 70. Ostatnio nastąpiło pewne zmęczenie tym gatunkiem, który stracił wiele ze swej świeżości. Naszym zadaniem – i mam nadzieję, że to się udało – było tchnąć w niego nowego ducha.

materiały dystrybutora
Dowiedz się więcej na temat: Starsky i Hutch
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy