Reklama

"Spotkanie w Palermo": AKTORZY O...

Campino o...

?Cannes:

Czuję się jak bohater bajki dla dzieci. Jestem trochę zagubiony, ale cieszę się, że nagrodzono Wima za odwagę, jakiej wymagało obsadzenie w głównej roli takiego nowicjusza jak ja. Cokolwiek się zdarzy, będziemy się świetnie bawić.

?Dennisie Hopperze:

Dennis jest człowiekiem, który potrafi sprawić, że się naprawdę koncentrujesz. Naprowadza cię na dobry trop - musiałem tylko trzymać się go i za nim podążać. Wspaniale, z wielką precyzją "podaje ci piłkę".

?aktorstwie:

Podczas zdjęć do filmu ludzie poznają się bardzo intensywne w krótkim okresie czasu. Aktorzy muszą szybko pozbyć się zahamowań. Obcy ludzie zaczynają się nagle całować - robi się dziwnie. Ale gdy pracujesz z dobrymi aktorami, wszystko jest w porządku.

Reklama

?swojej pierwszej głównej roli:

Na początku czułem się niepewnie, jakbym pojechał do nieznanego miasta. Z jednej strony się cieszysz, z drugiej wszędzie czyhają niebezpieczeństwa. Ale z czasem niepokój minął i doceniłem swoje szczęście. Możliwość wyszalenia się w ten sposób to dla mnie spełnienie marzeń.

?śmierci:

W tym filmie śmierć przybiera różne formy, przebrania i postaci: bywa obserwatorem, a nawet przyjacielem. Ponadto ta śmierć zastanawia się nad czasem i naszym poczuciem jego upływu.

?snach:

Bardzo lubię śnić. Wczoraj miałem sen, ale nie mogę wam go opowiedzieć, bo najwyraźniej moja świadomość go wykasowała. Ale tuż po obudzeniu go pamiętałem.

?swoich relacjach z reżyserem:

Mam pełne zaufanie do kapitana - to on musi sterować tak, by nie roztrzaskać łodzi. Ja jestem zwykłym marynarzem, który wypełnia polecenia. Jak dotrzemy bezpiecznie do portu, wypiję jego zdrowie. A jeśli wpłyniemy na górę lodową, będę go przeklinał. Nic ponadto.

?swojej postaci:

Scenariusz wydaje się stworzony właśnie dla mnie. Rozumiem Finna, ale z drugiej strony cieszę się, że jest tak inny ode mnie. Dopiero gdy wyczułem te różnice, mogłem zacząć naprawdę grać. Gdybym miał wcielić się w muzyka, byłoby mi znaczniej trudniej.

?Wimie Wendersie:

Dla mnie szczególną siłą Wima jest umiejętność doskonałego łączenia obrazu z muzyką. W obu dziedzinach ma doskonałe wyczucie, a to się rzadko zdarza. Zawsze podziwiałem w jego filmach sposób, w jaki muzyka podkreśla emocje. Zresztą jego dzieła mówią same za siebie.

Giovanna Mezzogiorno o:

?swojej roli:

Flavia ożywia dzieła sztuki, które dawno umarły. Ma obsesję na punkcie swojej pracy, szczególnie fresku przedstawiającego "Il Trionfo della Morte" - Triumf Śmierci. Dopiero po jakimś czasie dowiadujemy się, że przeżyła kiedyś osobistą tragedię. Gdy poznaje Finna, od razu czuje, że wiele ich łączy. Jej wielka wrażliwość jest niemal nierealna, niesamowicie wyczulona. Flavia wyczuwa w Finnie coś autentycznego. On naprawdę cierpi. Oboje coś stracili i to ich do siebie zbliża.

?Campino:

Nie słyszałam o nim wcześniej, bo jego zespół nie jest we Włoszech specjalnie znany. Powiedział mi, że kiedyś przyjechał do Włoch na koncert i mieli fatalne przyjęcie. Dziwnie się czułam mówiąc do niego per "Campino" - pseudonimem muzycznym. To niesamowity człowiek. Łatwo z nim wejść w zażyłość. Naprawdę potrafi słuchać i poświęca innym dużo uwagi. Bardzo miły facet, a życzliwość rzadko jest cechą wielkich gwiazd rocka.

?śmierci:

Wiele rozmyślań poświęciłam w życiu tematowi śmierci. Straciłam ojca, gdy miałam 17 lat. Był bardzo młody, miał zaledwie 51 lat. Takie zdarzenie zmusza do myślenia. Natomiast film opowiada o śmierci na innym poziomie, bardziej intelektualnym: śmierć w sztuce, w wyobraźni, w snach... W taki sposób nigdy jej nie rozpatrywałam. Zaskoczyło mnie to podejście, portret śmierci refleksyjnej, wręcz romantycznej. Dla mnie to zupełna nowość.

?Wimie Wendersie

Zdziwiła mnie jego troska i opiekuńczość. Nawet o tym wcześniej nie pomyślałam. Wim był dla mnie synonimem wspaniałego artysty, autora wspaniałych filmów, doskonałych obrazów. Nie przyszło mi nawet do głowy, że może być tak troskliwy. Tak bliska więź z reżyserem była bardzo komfortowa.

Dennis Hopper o...

?imieniu Frank:

Nie wiem, skąd się wzięło to imię. Nie pytałem Wima. Może to z "Blue Velvet" Davida Lyncha? Tam też grałem Franka. Ale nikomu nie zadawałem takiego pytania.

? charakteryzacji:

Makijażystka Barbara powiedziała mi, że Wim rozważał postać Franka z ogoloną głową. Od razu się sprzeciwiłem, ale potem wróciłem do czytania moich kwestii, spojrzałem na siebie w lustrze i zrozumiałem, że Frank musi być łysy. Ktoś inny zasugerował, bym zgolił też brwi, co na początku wydało mi się zbyt szalone, ale potem przychyliłem się i do tego pomysłu.

?śmierci:

Jestem łagodnym, czułym człowiekiem, dlatego taka wizja śmierci mocno do mnie przemówiła. Uznałem, że delikatność tej postaci nada jej swoistego charakteru, bo takiej słodyczy rzadko ufamy. Myślę, że to był bardzo odważny pomysł.

?Campino:

Jak mi się pracuje z Campino? Jest dobry. Śmierć naprawdę go przeraża. Dlatego grał zupełnie inaczej niż ja, w głowie jego bohatera bardzo wiele się dzieje. Campino jest profesjonalistą.

?otrzymaniu roli:

Wim zadzwonił, gdy byłem w Moskwie z wystawą moich zdjęć i zapytał, czy mam wolne 2 tygodnie w drugiej połowie października. Powiedział, że pisze scenariusz, ale zrealizuje go tylko jeśli zagram w tym filmie. Zorganizowałem więc sobie wolne i przyjechałem.

?Wimie Wendersie:

Żaden z nas się specjalnie nie zmienił. Tyle tylko, że ja już nie piję i nie biorę narkotyków: trochę lepiej kontroluję swoje życie. A Wim przypomina, jak mówię w "Amerykańskim przyjacielu", wielkiego owczarka niemieckiego. Kiedy zgubiłem się w śnieżycy, przyszedł taki ratownik z beczułką brandy przy szyi i mnie uratował. To był Wim. Jest szalenie ciepłym i wrażliwym człowiekiem, a przy tym wie czego chce. I to właśnie dostaje.

materiały dystrybutora
Dowiedz się więcej na temat: Spotkanie w Palermo
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy