"Sophie Scholl - ostatnie dni": O REALIZACJI FILMU - MARK ROTHEMUND
O czym jest film „Sophie Scholl – ostatnie dni”?
Film pokazuje ostatnie sześć dni życia Sophie Scholl: od przygotowań do akcji ulotkowej na Uniwersytecie Monachijskim, do jej schwytania, przesłuchania i skazania w pokazowym procesie. W tych trudnych chwilach poznajemy także charakter Sophie, jej przeszłość oraz cele „Białej Róży” – niemieckiej organizacji, która stawiła czoła nazistowskiemu reżimowi.
A czym różni się Pana dzieło od filmu Michaela Verhoevena o „Białej Róży”?
„Die Weisse Rose” Michaela Verhoevena pokazuje rozwój całej grupy oporu, a dramatyczne wydarzenia, które nastąpiły po aresztowaniu jej członków stanowią tylko niewielką część filmu. Kończy się on w chwili zatrzymania Sophie Scholl. Mój film natomiast od tego momentu się zaczyna. Towarzyszymy dziewczynie przez pięć burzliwych dni aż do dnia jej skazania. Pokazujemy także, jak Sophie rozwija się pod presją przyjętych na siebie zobowiązań.
Film Percy Adlon „Fünf letzte tage” także pokazuje te chwile...
Tak, ale z perspektywy Elsy Gebel, współtowarzyszki Sophie z celi więzienia Gestapo. Kończy się on w momencie, gdy dziewczyna prowadzona jest na salę sądową. Nasz film z kolei jest konsekwentnie opowiadany z punktu widzenia Sophie. Odtworzyliśmy śledztwo i proces, pokazaliśmy niesławnego „krwawego sędziego” Rolanda Freislera. Przedstawiliśmy także pobyt Sophie w więzieniu Stadelheim: jej ostatni papieros, pożegnanie z rodzicami, ostatni posiłek, modlitwy i egzekucję. Najbardziej znaczącą różnicą między innymi filmami o Sophie Scholl i naszym jest prawdopodobnie to, że my mogliśmy przy jego realizacji korzystać z dokumentów sądowych, niedostępnych w latach 80-tych.
Jakich?
Korzystaliśmy, przede wszystkim, z oryginalnych protokołów przesłuchań Gestapo. Były one ukryte we wschodnioniemieckich archiwach i zostały odtajnione dopiero w 1990 roku. Niezwykle fascynujące są zwłaszcza stenogramy przesłuchania Sophie Scholl. Szczególnie poruszyło mnie to, że Robert Mohr, funkcjonariusz Gestapo z 26-letnim doświadczeniem, po pierwszym pięciogodzinnym przesłuchaniu uwierzył w niewinność dziewczyny. A ona przekonała go o tym bez zmrużenia powieki. To niesamowita historia. Sophie zaprzeczała swojej winie, nawet po znalezieniu w jej mieszkaniu obciążających dowodów. Było tak do chwili, gdy uzyskała dostęp do zeznań jej brata, w których przyznał się do wszystkiego i wziął na siebie całą odpowiedzialność. Dopiero wtedy Sophie powiedziała: „Tak, brałam w tym udział i jestem z tego dumna”. Później starała się chronić swoich przyjaciół i usiłowała przekonać przesłuchującego ją oficera, że „Biała Róża”, duża organizacja firmująca ulotki, to tylko ona i jej brat.
Do tej pory niewiele było wiadomo o oficerze prowadzącym przesłuchanie...
Wcześniej nikt nie zadał sobie trudu szukania o nim informacji. Robert Mohr to interesująca postać: specjalista od przesłuchań, który pracował już wcześniej pod dwoma innymi rządami, bierny kolaborant stojący na straży prawa bez względu na to, kto je ustanawia. Było dla mnie fascynujące, jak można żyć w tak strasznych czasach i nie dopuszczać do siebie myśli o tym, co się dzieje. Długo zastanawiałem się, dlaczego po kilku dniach przesłuchań Mohr dał w końcu Sophie szansę na uratowanie życia. Okazało się, że miał syna w wieku dziewczyny, który właśnie został wysłany na front wschodni.
Rozmawiał Pan z jego synem?
Tak, przez cztery godziny. Dzięki temu poznaliśmy go całkiem dobrze. Wilson Mohr ma już 83 lata. Przeprowadziliśmy także długie wywiady z Anneliese Knoop-Graf, siostrą członka Białej Róży Williego Grafa. Mohr przesłuchiwał ją aż przez cztery miesiące, potrafiła więc opisać go i pokój przesłuchań bardzo dokładnie. Co więcej, przez cały ten czas była ona trzymana w tej samej celi co Sophie Scholl i Elsa Gebel. Rozmawialiśmy też z siostrzeńcem Elsy. Innym ważnym dla nas świadkiem ówczesnych wydarzeń była Elisabeth Hartnagel, młodsza siostra Sophie, która poślubiła później jej narzeczonego, Fritza Hartnagela. Ten wywiad był dla niej pierwszym występem przed kamerą. Elisabeth udostępniła nam też swoje prywatne archiwum. Ci wszyscy świadkowie byli dla nas bardzo pomocni w jak najwierniejszym odtworzeniu wydarzeń.
Z jakich materiałów korzystał pan, aby wiernie pokazać w filmie sam proces?
Mieliśmy uzasadnienie wyroków śmierci napisane przez sędziego Rolanda Freislera, akt oskarżenia i oficjalne protokoły z postępowania sądowego, a także liczne relacje naocznych świadków. Opierając się na tych wszystkich materiałach, Fred Breinersdorf, który sam od wielu lat jest prawnikiem, napisał scenariusz pełnej napięcia rozprawy sądowej: trójka oskarżonych – trzy zupełnie odmienne punkty widzenia. Pierwszy z nich to Christoph Probst, który walczy o życie i za zgodą Hansa i Sophie Scholl dystansuje się od ideałów Białej Róży. Nie chce on pozostawić trójki swoich dzieci bez ojca. Z kolei Hans Scholl, który w przeciwieństwie do Christopha walczył na froncie, najlepiej trafia swoimi argumentami do serca sędziego Freislera. I w końcu Sophie, która reaguje najbardziej emocjonalnie i posiada wrodzone wyczucie dobra i zła. To ona odważnie stawia czoła Freislerowi aż do samego końca.
I kroczy niezłomnie ku śmierci...
Podziwiam jej odwagę. Sophie odrzuciła „wyjście z sytuacji” proponowane przez przesłuchującego ją oficera Roberta Mohra podpisując w ten sposób na siebie wyrok śmierci. Jej podejście było dla mnie zadziwiające: jak taka kochająca życie, optymistyczna młoda kobieta potrafiła się z tym pogodzić? Jaki sens znalazła w swojej śmierci? I oczywiście jako ateista zadawałem sobie pytanie: czy wierzącym łatwiej jest stawać w obliczu śmierci?
W scenariuszu duży nacisk położony jest na wewnętrzne przeżycia bohaterów...
Emocjonalny aspekt tej historii był dla Freda Breinersdorfera i dla mnie najważniejszy: uczucia bohaterów, ich punkty widzenia i rozterki. Stanowią one nić przewodnią filmu. Byłem zaskoczony już przy czytaniu niepublikowanych wcześniej protokołów przesłuchań. A zupełnie nowe możliwości pojawiły się jeszcze później, gdy miałem do dyspozycji tak wspaniałych aktorów. To niewiarygodne, w jaki sposób na przykład Julia Jentsch wcieliła się emocjonalnie w postać Sophie i tchnęła w nią życie.
Gdyby miał pan wybór: zrobić film wciągający widza czy taki, który pokazuje wiernie wszystkie szczegóły opowiadanej historii, co byłoby dla pana ważniejsze?
To pierwsze. Ale mieliśmy szczęście, że informacje, które zebraliśmy przygotowując się do realizacji filmu, nie były ze sobą sprzeczne. Byliśmy więc w stanie ułożyć je w całość jak puzzle. Znając przebieg wydarzeń mogliśmy na tej podstawie określić uczucia Sophie i jej stan umysłu. Właśnie ten sposób razem z Julią Jentsch podeszliśmy do postaci dziewczyny. Bardzo się cieszę, że Julia zgodziła się podjąć to trudne emocjonalnie wyzwanie.
Jak udało się dobrać taką obsadę filmu? Jak pan znalazł Julię Jentsch?
Widziałem Julię wcześniej zarówno na dużym ekranie jak i na scenie: w „Otellu” w teatrze Munich Kammerspiele. Ona jest wyjątkowo dynamiczną aktorką, która emanuje niezwykłą siłą przed kamerą i na scenie. Dałaby wszystko, aby zagrać Sophie. Potrzebowaliśmy takich zdeterminowanych osób do filmu, ponieważ warunki jego realizacji były dla wszystkich bardzo trudne. Julia na przykład zaczynała zdjęcia o szóstej rano, kończyła o wpół do siódmej wieczorem, później szła jeszcze do Kammerspiele, aby zagrać w przedstawieniu i następnego ranka była punktualnie na planie. Fabian Hinrichs, którego podziwiałem w „Strachu przed strzelaniem” i który grał Hansa Scholla, pierwszego dnia zdjęć poleciał o 17-ej z Monachium do Berlina, żeby występować przez trzy i pół godziny w teatrze Volksbühne i wrócić później do nas samochodem, a następnie być na planie filmowym przez kolejnych 14 godzin. Tak pracować może tylko ktoś, komu bardzo zależy na roli w filmie.
Podczas realizacji filmu unikał pan zbyt jawnych odniesień do epoki...
Robiłem to celowo. Chciałem, aby współczesny widz mógł poczuć się uczestnikiem akcji filmu. Pokazywałem więc możliwie jak najmniej mundurów i swastyk. Jeśli chodzi o stroje, to chciałem wykorzystać oryginalne z lat 40-tych, ale wybrałem te najmniej nas dzisiaj denerwujące. Pewnego dnia nawet wszedłem z ubranymi w nie aktorami do kawiarni i nikt nie wydawał się być zaskoczony. Nie chcę kopiować scen z historii, zależy mi na zgłębianiu współczesnych problemów. W jaki sposób reagujemy w obliczu niesprawiedliwości? Jak bardzo jesteśmy gotowi osobiście się poświęcić? W dzisiejszym świecie nadal toczą się wojny i istnieją dyktatury. Całkiem niedawno mieszkańcy Ukrainy wyszli protestować na ulice wiedząc, że mogą być zmiażdżeni przez czołgi. Byłbym szczęśliwy, gdyby więcej muzułmanów zwróciło się przeciwko islamskim fanatykom. Ale kwestia odwagi cywilnej pojawia się także w naszym codziennym życiu – na przykład znęcanie się i zastraszanie w pracy i w szkole, gdzie słabsi są poniżani. Walka z niesprawiedliwością, niezamykanie oczu na problemy – to zawsze będą istotne kwestie. I właśnie dlatego na moim filmie widzowie nie powinni czuć się jak na lekcji historii.
Gdzie były kręcone zdjęcia? W oryginalnych budynkach i plenerach?
W miarę możliwości tak. Możecie zobaczyć na przykład Hansa i Sophie Schollów opuszczających swoje dawne mieszkanie przy Franz-Joseph-Strasse w Monachium i wychodzących na podwórze. Zakład w dzielnicy Schwabing, gdzie drukowano ulotki Białej Róży, niestety już nie istnieje, odtworzyliśmy go więc na podstawie zebranych dokładnych informacji. Wittelsbacher Palais przy Brienner Strasse, w którym mieściła się siedziba główna Gestapo został zburzony w 1964 roku, ale jest kilka budynków o podobnych fasadach, na przykład siedziba władz Górnej Bawarii. Wnętrza zostały odtworzone w studiach Bavaria Studios na podstawie dokładnych planów. Oczywiście zdjęcia kręcone były także na Uniwersytecie Ludwig-Maximilian i w monachijskim gmachu sądu. Przypadkowo odkryłem na starych zdjęciach, że drzewa na placu Geschwister-Scholl przed Uniwersytetem, posadzone jakiś czas po wojnie, są teraz dokładnie takiej samej wielkości jak te poprzednie na początku lat 40-tych. Uważam to za dobry znak: właśnie nadszedł odpowiedni moment dla tego filmu!