"Śmietnisko": BIOGRAFIA ARTYSTY
Urodzony w Brazylii, a mieszkający obecnie na Brooklynie iluzjonista i innowator Vik Muniz żyje dla tych chwil, w których nasze utarte sądy zawodzą i jesteśmy zmuszeni podjąć dialog ze światem, w którym żyjemy.
W takich momentach konfrontowani jesteśmy z chaosem, który na co dzień pozostaje w ukryciu. Muniz, poprzez swoją pracę artystyczną, jej proces i efekty, jest w stanie okiełznać i wykorzystać twórczy potencjał chaosu. Podobnie jak jego wcześniejsze "Nurkowanie w śmieciach" oraz "Freeganizm", najnowszy projekt "Obrazy śmieci" również podejmuje temat odpadków. Zasadnicza różnica między projektami polega na wykroczeniu tym razem poza zagadnienie przydatności; Muniz nie jest zainteresowany odkrywaniem i ocalaniem skarbów ukrytych w hałdach śmieci (i-podów, nieotwartych paczek z owocami, biżuterii), chce wykorzystać śmieci jako medium sztuki.
"W śmieciach piękne jest to, że są negatywne; to coś, czego już nie używamy; coś, czego nie chcemy już oglądać", mówi Muniz, "więc jeśli jest się artystą wizualnym, śmiecie stają się bardzo interesującym materiałem, ponieważ są materiałem najbardziej niewizualnym. Pracuje się z czymś, co zwykle staramy się ukryć."
Na początku Muniz pojechał na największe wysypisko śmieci na świecie, Jardim Gramacho (na północy Rio de Janeiro), gdzie zapoznano go z osobami zarabiającymi na życie wygrzebywaniem z odpadków materiałów do recyklingu - nazywanymi po portugalsku catadores. Na wysypisku żyje około 3,000-5,000 osób, ze związanej z nim pracy czerpie dochody 15 000, zaś niektóre z poznanych przez Muniza osób, pochodzą z rodzin pracujących na Jardim Gramacho od trzech pokoleń. Catadores, tak samo jak hałdy śmieci, które nazywają domem, są spychani na margines społeczeństwa, czyni się ich niewidzialnymi dla przeciętnego Brazylijczyka. Mimo tego Muniz nie jest zainteresowany wspieraniem polityki litości, robieniem akcji w stylu "Ocalić dzieci", które przypisywałyby catadores rolę pasywnych ofiar. "Te osoby są na drugim końcu kultury konsumpcji", mówi Muniz, "spodziewałem się spotkać ludzi poranionych, złamanych, ale to były osoby, którym udało się przeżyć." Muniz szybko zaprzyjaźnił się i rozpoczął współpracę z kilkoma catadores nad ich wielkoformatowymi fotografiami, między innymi z Irmą, kucharką sprzedającą na wysypisku jedzenie, Zumbi, lokalnym intelektualistą, który zatrzymał każdą wygrzebaną książkę, osiemnastoletnią Suelem, które przyjechała na wysypisko jak miała siedem lat. Według Donald Eubank, "Muniz wynajął 4 tony śmieci oraz magazyn. Razem zaczęli układać śmieci na ziemi odtwarzając portrety, które wcześniej zrobił im Muniz. Natępnie wspinali się po sufit, aby z wysokości 22 metrów zrobić zdjęcia powstałych kompozycji. Portrety osób powstają z pustych przestrzeni, z tego, co nie jest śmieciami". Korzystając ze swojej pozycji uznanego na świecie artysty, Muniz wystawił jeden z portretów ze śmieci na cenionej aukcji Phillipe de Pury w Londynie i sprzedał go za 64,097 dolarów. Cały dochód przekazał Stowarzyszeniu Zbieraczy Śmieci Jardim Gramacho.