"Służąca": RECENZJE
/.../ W swoim niezwykle wnikliwym drugim filmie fabularnym, Sebastian Silva kwestionuje, bez uprzedzeń, nikłe pozostałości podziału klasowego - powszechną, latynoamerykańską, arystokratyczną tradycję poddaństwa. /?/ Jesteśmy świadkami wewnętrznych mechanizmów w relacji rodziny o dobrych intencjach z ich służącą - jakkolwiek uroczo to słowo jest używane. Silva używa kamery z ręki jak szkła powiększającego, ujawniając ukrytą wrażliwość Raquel. Obserwowanie, jak bohaterka zmienia się, rzeczywiście jest poruszające. Zadziwiający w swojej intymności film wyciska dziwny humor z gier myślowych Raquel. Tylko Lucy, ostatnia na liście nowych pokojówek, potrafi delikatnie popchnąć Raquel w stronę odkrycia siebie na nowo. Ciekawość Sebastiana Silvy, by zbadać krzyżowanie się społecznych i personalnych sił, tworzy bolesną, ale satysfakcjonującą tragikomedię, która potrząsa i uczłowiecza zdradliwy system.
(www.festival.sundance.org)
Kino bardzo lubi historie z życia służby. To wdzięczny pretekst dla romantycznej fabuły a lá Kopciuszek, dobry sposób na sportretowanie kuchennego mikrokosmosu (jako odbicia właściwego świata salonów, gabinetów i sypialni państwa), przekonujący punkt wyjścia dla krytyki społecznej, ilustracji mechanizmu walki klas itd. Czasem bywa jedynie (aż?) formą opowieści o człowieku, jego samotności, złudzeniach, lęku i dojrzewaniu.
To właśnie przypadek Służącej, drugiego obrazu w karierze chilijskiego reżysera Sebastiána Silvy (La vida me mata). Film reklamowany jest jako zabawna opowieść o pokojówce (bezbłędna Catalina Saavedra), która od ponad dwudziestu lat pracuje dla jednej rodziny. Na szczęście poczucie humoru autora jest raczej gorzkie, a śmiech (choć momentami trudno się od niego powstrzymać) nie stanowi głównego tonu opowiadanej historii, a jedynie kontrapunkt dla nużącego i nieprzychylnego gwałtownym emocjom życia.
Raquel, tytułowa "służąca", nie umie się cieszyć. Czasem, zapominając o samokontroli, pozwala sobie na chwilę zadumy. Niepewny uśmiech błąka się na jej wargach. Wtedy ktoś zatrzaskuje drzwi, a Raquel znów zamyka się w sobie. 41-letnia kobieta żyje złudzeniami, że kocha i jest potrzebna, że stała się pełnoprawnym członkiem rodziny. "Dzieci mnie uwielbiają" - powtarza na każdym kroku, a my widzimy raczej lęk i desperacką próbę utrzymania własnej pozycji. Raquel kurczowo trzyma się bowiem swej iluzorycznej władzy. Mimo, że jest tylko służącą, ma wrażenie, że dom należy także do niej. "Tu trzymamy duże szklanki, tam środki czystości" - pokazuje nowej pokojówce. "W tym domu podłogę zmywa się co wieczór" - dyryguje. Jako zamach na swoje panowanie traktuje decyzje o zatrudnieniu dodatkowej pomocy. Zniechęca do siebie i pracy kolejne pokojówki. Nie cofnie się przed niczym, wyrzuty sumienia i krzyki ofiar zagłuszając szumem odkurzacza. Zresztą i w kompletnej ciszy niewiele zdaje się do niej docierać. Gdyż Raquel żyje życiem innych. Z nieznanych przyczyn zerwała kontakt z własną rodziną, ograniczając się do podglądania cudzej codzienności.
Twarz Raquel dawno temu zastygła w nieprzyjemnym grymasie. Obojętna i gorzka, nieruchoma niczym egzystencja pokojówki. Rytm życia wyznaczony tą samą porą wstawania, niedzielnym wychodnym i rzędem maskotek na panieńskim łóżku. Nie chodzi tu jednak tylko o obserwację. Stwierdzenie o utożsamieniu z pełnioną rolą, wyolbrzymioną do rangi poważnej misji nie jest wnioskiem, a jedynie przesłanką. Punktem wyjścia dla opowieści o późnym (co nie znaczy spóźnionym) dojrzewaniu, sile prawdziwego kontaktu z drugim człowiekiem i sile odradzania. Jeśli to banał, czemu znika ból głowy, zaciętą twarz rozjaśnia uśmiech, topnieją lody i rozluźniają sztywne odruchy? Nigdy nie jest za późno na jogging.
Służąca wywołała spore zamieszanie na tegorocznym festiwalu w Sundance. Jurorzy przyznając jej nagrodę dla najlepszego filmu dramatycznego, chwalili celne obserwacje społeczne. /.../ temu mądremu filmowi nagroda należy się głównie za wiarę w człowieka i przełamywanie stereotypów. Za oszczędną i niemal niewidzialną formę w służbie bohaterów i ich życia.
(www.onet.pl)