"Skarb narodów": ZABAWA NA CAŁEGO
Producent Jerry Bruckheimer bardzo lubi łączyć pomysły rodem ze starego kina z nowoczesnością. Zawsze marzyłem o tym, by nakręcić zabawny i zaskakujący film o poszukiwaczach skarbu – mówił. – Pomysł połączenia intrygi, pełnej perypetii i zaskoczeń, z nawiązaniami do amerykańskiej historii, wydał mi się bardzo kuszący.
Mamy tu wielką przygodę, skomplikowane włamanie i intrygujące postaci. To, moim zdaniem, doskonałe zestawienie – wtórował mu reżyser Jon Turteltaub.
Bruckheimer tłumaczył, że jego zdaniem, by film był prawdziwie zajmujący, fikcyjną intrygę należało umiejętnie nasycić elementami tajemniczości i odwołaniami do rzeczywistości. Patrzysz na dolarowy banknot i nie widzisz w nim nic niezwykłego, ale może okazać się, że kryje on w sobie nie lada zagadki – mówił.
Pomysł opowieści o człowieku zmuszonym do kradzieży Deklaracji Niepodległości powstał w głowie Orena Aviva, szefa marketingu Buena Visty oraz jego bliskiego współpracownika, Charlesa Segarsa. Udało się im zainteresować nim Bruckheimera, który od dłuższego czasu szukał możliwości zrealizowania współczesnego filmu przygodowego. Miał już nawet upatrzonego reżysera – Turteltauba, którego cenił za doskonałe wygrywanie efektów komediowych.
Pierwszy szkic scenariusza stworzył Jim Kouf, potem nad tekstem rozpoczął pracę małżeński duet scenarzystów: Cormac i Marianne Wibberly. Ich zadaniem było rozwinięcie wątków romansowych i awanturniczych, a także wykonanie solidnego researchingu, by nadać opowiadanej historii walor prawdopodobieństwa. Bruckheimer i Turteltaub postawili przed nami trudne zadanie – wspominała Marianne. – Chcieli bowiem, by ta fantastyczna historia była zakorzeniona w teraźniejszości. W tym celu czytaliśmy wiele o współczesnych poszukiwaczach skarbów w Stanach. Dociekaliśmy, jakich skarbów poszukują. Okazało się, że traktują swoją pasję bardzo serio. Z naszych badań wynikało, że największe namiętności i nadzieje budzą legendarne skarby zakonu templariuszy.