"Sierpień w hrabstwie Osage": BĄDŹMY ZABAWNI NA SERIO
Chris Cooper przyznał, że nie znał sztuki Lettsa, bo niezbyt często ostatnio bywa w teatrze: kręci filmy i mieszka w Massachusetts. Po zapoznaniu się z tekstem mówił: - Przypomniały mi się czasy studenckie i sztuki Tennnessee Williamsa, Eugene'a O'Neilla i - w mniejszym stopniu - Arthura Millera, w których grałem. Moim zdaniem to jest pisarstwo zbliżonego kalibru, które czerpie z tych bogatych tradycji. Tak więc jak najbardziej byłem zainteresowany udziałem w filmie. Amerykanie ostatnimi czasy nie lubią rzeczy zbyt serio. A tu mamy otwarty melodramat, gdzie bez ogródek i bez znieczulenia porusza się chociażby kwestię śmierci.
Tematy obecne w sztuce i filmie były aktorowi z różnych względów bliskie: - Aktor czerpie z trzech głównych źródeł: researchu, własnych przeżyć i z wyobraźni. Jeśli chodzi o osobiste przeżycia, to wiele czasu spędziłem na ranczo; moi rodzice hodowali bydło w Kansas w latach 60. i 70. Poznałem na własnej skórze uczucie samotności i zagubienia w wielkiej przestrzeni. Czasem przez dwa tygodnie nie widujesz nikogo, co wcale nie musi być złe. Miałem syna, którego straciliśmy w 2005 roku. Relacje mojego bohatera z "Małym" Charliem przypominają mi te bolesne doświadczenia. Bardzo jestem ciekaw odbioru naszego filmu. Spodziewam się reakcji widowni typu: przesadzili, tego już za wiele. Ale myślę, że widzowie dostrzegą, że to nie jest fotograficzne odwzorowanie życia, lecz skondensowany dramat i że po projekcji będą o tym rozmawiać. A ich rozmowy nie będą dotyczyć tego, że świetnie się bawili, lecz będą mieć pewną głębię. Był jeszcze jeden powód, dla którego Cooper przyjął propozycję Wellsa: - Ponowna praca z Meryl (po "Adaptacji") bardzo mnie ucieszyła. Jest wspaniałą dziewczyną, wspaniałą matką, a jako aktorka daje z siebie wszystko. Nie dąży przy tym do tego, by zdominować partnerów. Przeciwnie - sprawia, że grając z nią też wspinasz się na wyższy poziom.