"Sekretarka": MÓWI REŻYSER
To była naturalna kolej rzeczy: najpierw przeczytałem opowiadanie pt. "Sekretarka”, autorstwa Mary Gaitskill, będące częścią cyklu "Złe zachowanie”, i od razu się w nim zakochałem. Zresztą spodobał mi się cały cykl.
Kiedy zdałem do szkoły filmowej, od razu postanowiłem wykorzystać ten świetny materiał do zrobienia filmu. I tak też się stało. Jednak to, co wówczas zrobiłem, nie było pełnometrażowym filmem, a raczej etiudą, która trwała 22 czy 23 minuty.
Zanim skończyłem robić ten film, ludzie z Hollywood już chcieli żebym zrobił prawdziwy, pełnometrażowy obraz. Kiedy jednak im powiedziałem, że w "dużym” filmie postacie powinny być bardziej rozbudowane i w ogóle przedstawiłem im swoją wizję - stwierdzili, że muszę być szalony i ostatecznie nic z tego nie wyszło. Dlatego musiałem odłożyć ten projekt na kolejne cztery czy pięć lat.
Po jakimś czasie z Erin Wilson, scenarzystką i jednocześnie moją bliska przyjaciółką zaczęliśmy zastanawiać się nad realizacją wspólnego filmu. Szukaliśmy interesujących nas tematów, ale nic nas nie inspirowało. W pewnym momencie powiedzieliśmy sobie: "Spójrzmy raz jeszcze na Sekretarkę". I to było to!
Zanim jednak przystąpiłem do pracy nad scenariuszem, obejrzałem kilka filmów, m.in. "Sweetie" Jane Campion i prawie wszystkie filmy Mike’a Leigh i wiedziałem już, w jakim kierunku chciałbym pójść realizując mój film. Chciałem, by po pierwsze jego realizacja nie była zbyt kosztowna, a po drugie by ujęcie tematu było jak najbardziej aktualne.
Przez ponad rok pracowaliśmy z Erin nad skryptem scenariusza i gdy mieliśmy już wszystko dopracowane zaczęliśmy szukać producenta i funduszy... Ale już nie w Hollywood, lecz w Nowym Jorku, gdzie niezależni producenci filmowi są bardziej zainteresowani treścią i przesłaniem filmu niż ludzie z Hollywood.