"Segment 76": MÓWI REŻYSER
DLACZEGO LATA 70-TE . . . ?
Większość ludzi współtworzących ten film to ludzie młodzi – studenci i absolwenci. Dookoła nas wciąż krążą żywe przekazy i wspomnienia tamtych lat opowiadane przez mamy i babcie, wraca stylistyka nie tylko w filmach, ale i w życiu codziennym.
Chcieliśmy pokazać jak My widzimy tamten okres, kiedy byliśmy dziećmi. To nie jest rekonstrukcja zdarzeń i miejsc, choć opieramy się na wydarzeniach autentycznych, a pogodna impresja na temat. Nie staraliśmy się wiernie odtwarzać szczegółów, ale wydobyć cechy najbardziej charakterystyczne, choć w miarę naszych możliwości autentyczne.
Ta historia tak naprawdę mogła wydarzyć się teraz, bo natura człowieka niewiele się zmieniła. Nasz film to komedia z morałem. Twórcy chcą pokazać, że nie konsumpcja, nie rzeczy materialne są w życiu najważniejsze i że czasem trzeba zastanowić się, co tak naprawdę jest istotne. Temat ostatnimi czasy dość modny, ale do tej pory pokazywany w taki sposób, jakby ludzie zaczynali myśleć o pieniądzach i rzeczach materialnych dopiero, kiedy pojawiła się w Polsce gospodarka wolnorynkowa. My pokazujemy, że ludzie byli tacy sami zawsze i dla głupiego segmentu też wiele poświęcali.
O FILMIE
"Segment 76" opowiada historię młodego człowieka kończącego w 1976 roku studia i rozpoczynającego dorosłe życie. Jest pełen nadziei, że wszystko będzie pięknie, tak jak to w PRL’u wszystkim wciskano. Ma własne mieszkanko (np. po babci - w końcu o mieszkanko za łatwo nie było), ale chciałby je sobie porządnie umeblować. Szczególnie, że przyjeżdża do niego narzeczona, kończąca studia w Pradze i warto by było jej zaimponować swoja zaradnością. Szczególnie marzy się Bohaterowi segment - najnowszy model ’76. Bohater liczy na to, że uda mu się na wszystko zarobić w pracy (pracę ma załatwioną w biurze projektowym) w szybkim tempie. Jego nadzieje szybko są rozwiane przez brutalną rzeczywistość. Splot wydarzeń powoduje, że Bohater zaczyna kombinować – tak jak to robiło pół Polski, – czyli zarabiać na handlu różnymi towarami, „sprzętem turystycznym”, ubraniami z sąsiadującymi krajami. To powoduje szereg zabawnych sytuacji związanych z MO, celnikami itd...
O EKIPIE I PRODUKCJI
Osobiście nie wyobrażam sobie lepszej grupy ludzi, z którymi można by kręcić filmy. Nikt nie pracował dla pieniędzy, a dla samej radości tworzenia. Większość ekipy to studenci, więc ze względu na inne obowiązki zdjęcia trwały pół roku. I przez pół roku każdy, kto był potrzebny, zjawiał się w umówionym miejscu i porze, robiąc to, co do niego należało. Na planie panowała luźna atmosfera i jak ktoś miał jakiś dobry pomysł, to go realizowaliśmy. Wielkie poświęcenie ze strony aktorów z teatru, którzy żyją z grania (a jak wiadomo w teatrze w Polsce majątku się nie zbija), a mimo wszystko przez pół roku zdecydowali się występować w jakimś, nie wiadomo do końca, jakim filmie.
Ekipa techniczna, czyli przede wszystkim zawodowy operator i dźwiękowiec, również poświęcili mnóstwo czasu, pomimo wielu obowiązków zawodowych. Jednak najwięcej pracy poświęcili Ci, którzy musieli przekonać dziesiątki osób do pomocy w filmie – tu pojechać do baru mlecznego i poprosić o możliwość kręcenia przez parę godzin, tu do jakiejś fabryki itp... Wielka rola scenografa Pawła Jarzębskiego (silne chłopisko, wie jak meble nosić), zawodowego statysty Rafała Rudnickiego, który też pomagał na planie jak mógł i Bartosz Gałkowskiego.
Wielkie dzięki dla Eli Flasińskiej za pomoc w promocji.
Najtrudniejszy dzień zdjęciowy to scena na granicy państwowej, ze względu na trudną scenografię. Myślę, że wyszła bardzo realistycznie. Drugą bardzo trudną była scena w knajpie, ze względu na dużą liczbę statystów. Nie mam ulubionej sceny, każda z nich różniła się od innych, każda miała swoje lepsze i gorsze momenty. Cały film kosztował 20.000 zł. Jak na film, są to żadne pieniądze, trzeba jednak pamiętać, że to są prywatne pieniądze, które się nie zwrócą. Nie o to jednak chodzi, żeby się zwróciły, a o to by ten film nie trafił do szuflady, a żeby mogło go obejrzeć jak najwięcej ludzi... żeby ich wzruszył i rozśmieszył, bo oto nam właśnie chodzi.