Reklama

"Rycerze z Szanghaju": SCENY KASKADERSKIE

"Opracowanie choreograficzne scen akcji jest wyjątkowo trudne", mówi Jackie Chan. "Trzeba znaleźć właściwy rytm, bo w przeciwnym razie publiczność zacznie się nudzić. Przygotowuje się taką scenę zupełnie tak samo, jak scenę taneczno-muzyczną".

Walki Chana i Donnie Yena to tylko część atrakcji przygotowanych przez twórców "Rycerzy z Szanghaju". Jak mówi sam Chan - w tym filmie "jest więcej bójek i scen walki niż w jakimkolwiek moim wcześniejszym filmie amerykańskim. Cały czas dodawaliśmy walki do kolejnych scen, a każda z nich była trudniejsza od poprzedniej".

Reklama

Dobkin dodaje: "Każda ze scen akcji ma swoją własną dramaturgię. Jackie starał się, by te sceny przyspieszały jeszcze historię".

Główne sceny akcji rozgrywają się na dryfującej po rzece barce (realizacja tej sceny była ogromnym wyzwaniem dla ekipy), wewnątrz obrotowych drzwi hotelu (coś, o czym Chan marzył już od dawna) oraz pomiędzy straganami na bazarze. Widowiskowa scena finałowego pojedynku rozgrywa się wewnątrz słynnego londyńskiego Big Bena. Tylko dla tej jednej sekwencji wybudowano cztery ogromne plany, wśród których rozegrano pojedynek szermierczy pomiędzy Wangiem a Rathbonem. Jak to ma w swoim zwyczaju, Jackie często sięgał po różne rekwizyty i wykorzystywał je, improwizując, w scenach walki.

"Jackie i jego zespół kaskaderów szli przez plan, chwytali różne rzeczy i manipulowali nimi, sprawdzając ich przydatność do różnych scen kaskaderskich", opowiada rekwizytor David Balfour. "Na początku próbowaliśmy mówić mu: "Nie, to jest bardzo drogi rekwizyt, nie wolno go w ten sposób wykorzystywać". Ale on nas nie słuchał, więc szybko nauczyliśmy się, że wszystko, co przynosimy na plan, musi być po pierwsze funkcjonalne, a po drugie dające się łatwo zastąpić, ponieważ zawsze istnieje możliwość, że zostanie zniszczone."

"Jackie Chan pracuje w wyjątkowy sposób", mówi David Dobkin. "Obserwowanie go w akcji jest szalenie fascynujące. Przypomina artystę, który rozprowadza farbę po płótnie, a ona stopniowo nabiera kształtu. Pomaganie mu w budowaniu i tworzeniu tych niezwykłych scen jest prawdziwą nagrodą".

Roger Birnbaum opowiada też, jak Chan dodaje elementy komediowe do scen akcji: "Jackie rozgląda się po pokoju i mówi "A więc tak, mogę zrobić coś z parasolem tutaj, z drabiną tutaj, a z dzwonem tutaj" i w przeciągu kilku minut opracowuje choreografię sceny akcji, która jednocześnie jest wyjątkowa od strony czysto technicznej i komediowego wykorzystania rekwizytów".

Po nakręceniu z Chanem dwóch filmów Owen Wilson mówi, że mistrzostwo, z jakim jego przyjaciel przygotowuje sceny akcji robi na nim jeszcze większe wrażenie. "Ma niesamowite wyczucie, jeśli chodzi o to, jak te sceny ze sobą połączyć, jak je zmontować, jak je sfilmować. Przychodzi na plan, patrzy na rekwizyty, którymi zamierza się posłużyć i natychmiast ma gotowy obraz w głowie. To wrodzony talent".

Kręcenie sceny pojedynku w bibliotece Rathbone’a zajęło większość z dwóch pierwszych tygodni zdjęć. Właśnie wtedy Jackie wymyślił jeden z najzabawniejszych układów kaskaderskich, wykorzystując drabinę przesuwaną wzdłuż regału z książkami dla odparowywania ataków ochroniarza Rathbone’a. Książki, mumie, egipskie maski i antyki, sarkofagi i dosłownie wszystko, co nie jest przymocowane na stałe do podłogi, zostało wykorzystane przez Chana, który udowodnił po raz kolejny, że jeśli chodzi o sceny akcji nikt z nim nie może się równać.

Scena ta wymagała także od Fann Wong natychmiastowego sprawdzenia umiejętności, nabytych na przyspieszonym kursie walk wschodnich. "Nigdy przedtem nie brałam udziału w takich scenach, denerwowałam się więc, czy sprostam wymaganiom Jackiego", opowiada Wong. "Przez pierwsze dni treningu byłam tak obolała, że prawie nie mogłam się ruszać, ale potem szło mi już znacznie lepiej".

Od Owena Wilsona nie wymagano udziału w większości scen walk: "Tak, jak Jackie znany jest z tego, że nigdy nie wyręcza się kaskaderem, tak ja znany jestem jako aktor, który zawsze się nim wyręcza", żartuje Wilson.

W byłym ośrodku turystycznym w Karlowych Warach kręcono sceny, które zgodnie ze scenariuszem rozrywają się w słynnym nowojorskim hotelu Ritz. Właśnie tam Jackie spełnił swoje marzenie o nakręceniu sceny walki pomiędzy obrotowymi szklanymi drzwiami. A ponieważ na miejscu nie było takich drzwi, wybudowano sztuczne piętro i dodano elektryczny silnik, który obracał szklanym ogrodzeniem. Scena szybko została przez Jackie Chana nazwana "prawdopodobnie najtrudniejszą sekwencją kaskaderską, w jakiej kiedykolwiek przyszło mi wziąć udział. Problemów nastręczała zwłaszcza praca wśród wygiętego szkła i złotych uchwytów, w których wszystko się odbijało. Prawdziwą sztuką stało się znalezienie takiego miejsca dla kamery, by nie było jej widać. Powierzchnia była bardzo ograniczona. A musiało się na niej zmieścić trójka walczących osób, wózek bagażowy i drzwi zamykające się bardzo, bardzo powoli. Nakręcenie tej sceny zajęło nam dwie noce".

"Każde ujęcie było wysiłkiem zespołowym", wspomina David Dobkin. "Chłopcy od efektów specjalnych musieli obracać drzwi, należało zadbać o odpowiednią ilość dymu, by uzyskać właściwy nastrój dla tej sceny, w samym środku bójki musiały pojawić się w tle powozy konne, operator kamery musiał uważać, by nie znaleźć się w kadrze, a scena walki musiała wyglądać na odpowiednio szybką i zaciętą, choć kręcona była w żółwim tempie. Mam nadzieję, że dobrze wypadnie na ekranie, bo filmowanie jej było piekielnie trudne".

Dramatyczna scena bójki pomiędzy Wangiem a Wu Chanem była kręcona na pokładzie barek płynących Wełtawą. Logistyczne rozmiary przygotowań i potencjalne pułapki były tak ogromne, że filmowcy zaczęli się obawiać tej sekwencji od pierwszego dnia zdjęć. Była niczym czarna chmura na horyzoncie.

"Za każdym razem, kiedy wszystko świetnie się układało i mieliśmy czas, żeby pomyśleć o przyszłości, producenci i ja spoglądaliśmy na siebie i mówiliśmy: Scena z barką, scena z barką" - wspomina David Dobkin.

Skala przygotowań do tej sceny była naprawdę oszałamiająca. Trzeba było przygotować siedem barek – dwie, które miały posłużyć jako plan zdjęciowy, jedną na kamerę i sprzęt, dwie dla ogromnych fajerwerków, które miały być odpalone podczas bójki, jedną na sprzęt oświetleniowców i jeszcze jedną na podnośnik potrzebny do kaskaderskich popisów. Dodatkowo potrzebowano jeszcze trzech łodzi na podesty, dwóch dla ekipy od efektów specjalnych i czterech łodzi transportowych, którymi przemieszczać się mieli aktorzy i ekipa.

Opowiada Gary Wordham, odpowiedzialny za produkcję: "Musieliśmy zapewnić sobie możliwość użytkowania trzech z tych barek przez dwa miesiące tak, by je wybudować i odremontować, włączając w to przygotowanie miejsca dla podnośnika wysokiego na 130 stóp. Musieliśmy zabezpieczyć się w szereg pozwoleń – na zmiany w ruchu łodzi i wstrzymanie ruchu tramwajowego, na możliwość odpalenia fajerwerków w środku nocy, na możliwość wyłączenia ulicznej sygnalizacji i oświetlenia, a w końcu zgodę na wyłączenie światła w mieszkaniach położonych wzdłuż Wełtawy tak, by nie było ich widać w kadrze. Było to niezwykle złożone i ciężkie zadanie".

Nie mogąc umieścić reflektorów na pobliskich mostach i promenadach, operator Adrian Biddle umieścił kilka źródeł światła na podnośnikach wznoszących się na wysokość 2 tysięcy stóp.

Scena walki Jackie Chana i Donnie Yena kręcona była przez osiem kolejnych nocy. Obaj weterani byli w szczytowej formie, wykonując przyprawiające o zawrót głowy układy akrobatyczne i atletyczne na tle gradu fajerwerków. Wykorzystywali koła ratunkowe, drewniane bosaki i inne przedmioty.

"To jedna z najlepszych scen filmu i pomimo ogromnych potencjalnych pułapek, okazała się jedną ze scen, której realizacja przebiegła gładko i sprawnie", mówi producent wykonawczy Stephanie Austin. "A fajerwerki stały się swoistym rytuałem dla lokalnej ludności, która wylegała na ulice, by je podziwiać".

Jeśli chodzi o skalę przedsięwzięcia i czas, jaki był potrzebny do jej nakręcenia, scena pojedynku Wanga i Rathbone wewnątrz Big Bena była największą i najbardziej pracochłonną z całego filmu. Wybudowano trzy różne dekoracje – dwie do sekwencji rozgrywających się wewnątrz i jedną do scen plenerowych, a dekoracje były o 30 procent większe od prawdziwych rozmiarów londyńskiego Big Bena. Dwie ekipy pracowały przy kręceniu tej sekwencji, a Chan pracował przez siedem dni w tygodniu.

Tymczasem Aidan Gillen przechodził intensywny trening pod okiem eksperta od fechtunku Romana Spacila, by przygotować się do wyzwania, jakim bez wątpienia miała stać się walka łącząca styl samurajów z angielską szkołą fechtowania.

"Ten rodzaj fizycznej aktywności jest dla mnie czymś niecodziennym, a wizja, że będę musiał stawić czoła Jackiemu Chan była jednocześnie motywująca i przerażająca", mówi Gillen. "Pojedynkowanie się na wąskich przejściach, umieszczonych 40 stóp nad betonową podłogą, bez wątpienia dodawało scenie dramatyzmu, ale także budziło mój uzasadniony niepokój, czy wyjdę z tego wszystkiego cało".

Z wewnętrznych planów Big Bena jeden był zbudowany nisko nad ziemią, drugi zaś, "wyższy", składał się z kilku poziomów rusztowań i drewnianych podestów, które nie były ze sobą połączone, a jedynie za pomocą sznurów przymocowane do sufitu. Te podesty i kołyszące się liny zostały wykorzystane w scenie pojedynku, sprawiając, że jej realizacja była jednocześnie trudna i niebezpieczna. Za każdym razem, kiedy ktoś przechodził, zaczynały się kołysać. Każdy z poziomów mógł wytrzymać ciężar tylko pięciu osób plus kamery na statywie. A ponieważ platformy były umieszczone wysoko nad ziemią aktorzy i ekipa spędzali na niej większość dnia, bo nie opłacało się, by z nich schodzili.

"Byliśmy nieco podenerwowani, kiedy zaczęliśmy pracować na wysokościach", mówi Jackie Chan. "Widziałem zbyt wiele wypadków, do których dochodziło, bo ludzie czuli się bezpiecznie i zapominali, że pracują na wysokości. Nie mogłem dopuścić, by coś podobnego stało się przy naszym filmie".

materiały dystrybutora
Dowiedz się więcej na temat: Rycerze z Szanghaju
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy