"Rodzinka Robinsonów": PRZYSZŁOŚĆ JAK ŻADNA INNA
Kiedy decyzja o realizacji zapadła, przed filmowcami stanęło ekscytujące wyzwanie, by z tej wyimaginowanej przyszłości zrobić animowaną rzeczywistość. Steve Anderson przyszedł z kompletną wizją artystyczną filmu. Połączył w niej wiele różnych wpływów: Wszystko zaczęło się od pięknych obrazków i wspaniałych postaci z książki Wiliama Joyce'a, następnie pojawił się niezwykle kreatywny scenariusz, świetne pomysły powstałe w trakcie procesu rozrysowywania story-boardów, a na koniec wielki wkład naszego zespołu projektantów - tłumaczył. - Każdy kolejny krok rozbudzał naszą kreatywność. Powstał szereg projektów, które opierają się na punkcie widzenia dziecka. Zrealizowaliśmy masę naszych dziecięcych marzeń! Kto nie chciałby latać w bańce mydlanej albo za pomocą kasku ze śmigłem, albo mieć tego fajnego robota, który robi te wszystkie przemiłe rzeczy. To jest świat, który chyba każdy chciałby odwiedzić!
Anderson i jego zespół stworzyli oddzielne zasady projektowania dla trzech różnych okresów tej historii: Teraźniejszości, Dobrej Przyszłości i Złej Przyszłości. Reżyser wyjaśnia: Wiedzieliśmy, że przyszłość, w której Leon spotyka Robinsonów, musi stać w wyraźnym kontraście wobec tego, gdzie Leon jest teraz. Tak więc teraźniejszość jest wypełniona tylko klockowatymi i prostokątnymi kształtami, z mnóstwem ostrych kantów i krawędzi, podczas gdy przyszłość Robinsonów jest pełna zakrętasów i krągłości. Ten okres został zainspirowany właśnie miękkimi i spokojnymi rysunkami z książki Wiliama Joyce'a. W kontraście do tych obu rzeczywistości stoi Zła Przyszłość, ona jest bardzo, bardzo zła w rzeczy samej.
Anderson i jego zespół dali się porwać estetyce futuryzmu lat 30-tych i 40-tych. Wszyscy staraliśmy się stworzyć coś wspanialszego niż to, co widzieliśmy na obrazkach w książce. Wykorzystaliśmy masę naszych skojarzeń i doświadczeń. Jednym z nich była inspiracja krągłymi kształtami stylu modnego w latach 30-tych. Tak więc ta ekscytująca przyszłość ma w sobie również coś z posmaku retro. To naprawdę współgra z tematem całej tej opowieści - stale spoglądaliśmy wstecz, żeby zbudować obraz przyszłości.
Spory wpływ na projekty miał również Walt Disney we własnej osobie z jego legendarnym patrzeniem w przyszłość. Film spłaca w ten sposób dług Disney'owi i jego "krainie przyszłości".
Aby stworzyć ten nieskończenie innowacyjny świat, Anderson niezwykle ściśle współpracował z głównym scenografem - Robhem Ruppelem, który wcześniej pracował jako projektant przy tradycyjnie animowanym "Moim bracie niedźwiedziu". Robh naprawdę przeniósł każdy element filmu na zupełnie nowy poziom. Ruppel wiedział, że "Rodzinka Robinsonów" będzie wyzwaniem dla jego kreatywności na miarę całego życia. Jest tu tak wiele poziomów i stylów - zapewniał. - Nie ma znaczenia, w którym miejscu historii aktualnie się znajdujemy, zawsze jest tam coś ekscytującego wizualnie. Ruppel i Anderson od razu zgodzili się, że jednym z najbardziej przyciągających uwagę elementów teraźniejszości musi być sam Leon. Leon tak naprawdę nie należy do teraźniejszości, jest więc w niej najjaśniejszą postacią - zauważa Ruppel. - Jest czerwono-żółto-niebieski i stale kontrastuje ze swoim otoczeniem, aż do momentu, kiedy znajdzie się w przyszłości. Tam pasuje jak ulał. Jego świat w sierocińcu jest odrobinę klaustrofobiczny, bardzo poukładany i zamknięty. Ale przyszłość jest szeroko otwarta, pełna błękitnego nieba i czysta. Obraz jest niczym niezakłócony. Kształty zmieniają się z prostokątnych na obłe, krągłe. Paleta kolorów również ewoluuje od przygaszonych do wyraźnych, jasnych.
Kiedy dotarli do projektowania miasta przyszłości, w którym mieszkają Robinsonowie, scenograf zainspirował się zarówno obrazkami z książki Joyce'a, jak i pracami wpływowych w latach 30-tych i 40-tych projektantów, jak Raymond Loewy (ojciec design'u użytkowego, autor m.in. znaku firmowego Coca Coli i Lucky Strike'ów), Harold Van Doren (do projektów sprzętów codziennego użytku wprowadził linię znaną ze strzelistych, amerykańskich wieżowców) czy Henry Dreyfuss (jego postępowa myśl obejmuje pierwszą automatyczną sekretarkę i odkurzacz Hoovera).
Bardzo inspirowały nas te retro-futurystyczne kształty - wyjaśnia Ruppel. - Staraliśmy się jednak je unowocześnić za pomocą współczesnych materiałów takich, jakie używa np. firma Apple.
Poproszony o wybranie swojej ulubionej scenerii z filmu, Ruppel ma problem i wybiera trzy: garaż Robinsonów, laboratorium Leonarda oraz Złą Przyszłość. Garaż Robinsonów wygląda jak sala pokazowa na wystawach samochodów w latach 50. Wszystko jest gładkie i błyszczące - mówi Ruppel. - Uwielbiam laboratorium Leonarda, ponieważ jest wypełnione samymi dziwactwami. Ale Zła Przyszłość jest również niesamowita, wyraźnie przesuwa granicę istniejącą do tej pory w filmach Disney'a.
Dla Rupella największym wyzwaniem było oświetlenie tego skomplikowanego świata. Trudności nastręczało zwłaszcza to, że cała historia toczy się w ciągu jednego dnia, od wschodu do zachodu słońca. Warunki oświetleniowe muszą się stale zmieniać. Oświetlanie wirtualnymi narzędziami to trochę jak praca w ciemnościach - zauważa. - To coś, co wydaje się oczywistością w filmach aktorskich, a jest niezwykłym wyzwaniem, kiedy pracuje się przy animacji cyfrowej. Jestem naprawdę zadowolony z osiągniętego rezultatu.
Steve'owi Andersonowi zaś najbardziej podoba się Skaner Pamięci: Wygląda jak coś, co każde dziecko potrafi wymyślić. Jest bardzo naturalny i wykonany z przedmiotów, które można znaleźć w domu. I ma ten wspaniały posmak retro! - mówi. - Skaner Pamięci jest także szczególnie bliski mojemu sercu, ponieważ pamiętam o tym, ile on znaczy dla Leona. Kolejna ulubiona rzecz Andersona to podły melonik o imieniu Władzia. Pomysł na Władzię pojawił się, kiedy zastanawialiśmy się, dlaczego Koleś w Meloniku stale go nosi. Wpadł nam wtedy do głowy zabawny pomysł, żeby ten kapelusz był zły, żeby to on powodował wszystko, co jest złe.