"Rodzinka Robinsonów": OPOWIEDZIEĆ HISTORIĘ
Głównym bohaterem filmu "Rodzinka Robinsonów" jest osierocony chłopiec, przenoszący się ze świata, w którym właśnie stracił nadzieję na to, że jego życie zmieni się na lepsze, do świata, w którym wszystko jest możliwe. Mowa o dwunastoletnim Leonie - podróżującym w czasie młodym wynalazcy, którego Steve Anderson określa mianem "kogoś, kto myśli inaczej niż cała reszta świata".
Głównym celem Leona jest odnalezienie rodziny i dlatego właśnie konstruuje Skaner Pamięci - niesamowitą maszynę, która pozwala zajrzeć w przeszłość. Leon wkrótce przekonuje się jednak, że powinien zmienić kierunek zainteresowań i spojrzeć w przyszłość. Tam właśnie znajdują się odpowiedzi na wszystkie nurtujące go pytania. Reżyser wyjaśnia: Leon pragnie zmienić świat poprzez swoje wynalazki. Problem polega na tym, że te jego wynalazki są odrobinę dziwaczne. Okazuje się, że rodziny, które przychodzą do sierocińca, by adoptować dziecko, niekoniecznie szukają kogoś takiego jak on. Marzenia Leona o posiadaniu idealnej rodziny mają właśnie lec w gruzach, kiedy chłopiec spotyka Alberta Robinsona. To on odnawia jego wiarę w przyszłość zabierając do niej Leona.
Te postaci stały się nie lada wyzwaniem nie tylko dla scenarzystów. Okazało się bowiem, że nadały zupełnie nowy kierunek rozwoju ekipie animatorów. Dział animacji komputerowej Disney'a musiał pierwszy raz stawić czoła tworzeniu ludzkich postaci. Filmowcy świetnie zdawali sobie sprawę ze skali trudności tego przedsięwzięcia. I choć technika w ostatnich latach poszła niezwykle do przodu, wciąż jeszcze komputery nie zawsze są w stanie w pełni oddać zróżnicowanie ludzkich postaci. To mogło oznaczać kompromisy. Michael Blazer - szef animatorów, zaczynał swoją karierę w klasycznej animacji. "Rodzinka Robinsonów" była więc dla niego szansą, by połączyć tradycyjną kreskę Disney'a i ekscytujące nowe możliwości, jakie daje cyfrowa animacja. Blazer szefował grupie 66 animatorów, która pracowała przez prawie trzy lata. Od samego początku był świadomy, jakie są rozmiary ich misji. Oczywiście największym wyzwaniem była animacja ludzi - tłumaczy. - Bardzo obawialiśmy się, że najmniejszy błąd może być zauważony przez publiczność. Zwracaliśmy szczególną uwagę na takie szczegóły, jak artykulacja słów, ruchy włosów, marszczenie się ubrań. Używaliśmy tej samej technologii, co w przypadku "Kurczaka Małego", ale po to, by wykreować zupełnie inny typ animowanego świata. Poza tym, przy każdym kolejnym filmie technika jest już na znacząco wyższym poziomie. Blazer wspomina: Spędziliśmy na przykład bardzo dużo czasu nad dodawaniem zgnieceń i bardziej namacalnego wyglądu ubraniom pojawiającym się w filmie. Efekt jest świetny, postaci faktycznie zyskały na autentyczności, a animatorzy mogą sobie pogratulować udanej przygody z "ludzkim światem".
Jednak pomimo tych wszystkich nowoczesnych metod, jest pewna wyjątkowa i bardzo tradycyjna cecha pracy przy filmach Disney'a - każda główna postać ma swojego własnego animatora prowadzącego. Dzięki temu mamy animatorów, którzy naprawdę rozumieją, kim są postaci i znają na wylot ich najbardziej subtelne niuanse. Podchodzą też z ogromną pasją i zaangażowaniem do każdego aspektu ich zachowania i ruchu. Nadają dodatkowego emocjonalnego wymiaru swoim postaciom, ponieważ niemal z nimi oddychają. Publiczność dlatego tak bardzo kocha nasze postaci, że my traktujemy je niezwykle serio - kończy Blazer.
Steve Anderson uważa, że jedną z najbardziej skomplikowanych postaci do animowania był Koleś w Meloniku. On jest tak ekstremalny i cały projekt jest tak daleko posunięty, że sporo debatowaliśmy nad tym, jak daleko z nim zabrnąć - wyjaśnia reżyser. - Podobnie było z Albertem, który porusza się tak szybko jak w kreskówkach o Strusiu Pędziwietrze. Bardzo nam zależało, by to dobrze wypadło.
Anderson podsumowuje: Nigdy nie pozwoliłem sobie, by zapomnieć o tym, że nasze postaci mają do opowiedzenia pewną historię. W trakcie pracy było wiele przeszkód i zagadnień technicznych do rozwiązania, ale cokolwiek się działo, stale powtarzaliśmy jak mantrę: "Musimy iść dalej". To nas podtrzymywało na duchu przez całą drogę.