Reklama

"Rodzinka Robinsonów": JAK ROZWIJAŁ SIĘ ŚWIAT ROBINSONÓW?

Steve Anderson otrzymał niepowtarzalną okazję obrócenia tej wizji w niesamowity, animowany wszechświat. Wytwórnia Disney'a zaproponowała reżyserowi dokonania czegoś bezprecedensowego - nazwano to po prostu "eksperymentem". Anderson wyjaśnia: Eksperyment polegał na tym, by wykonać story-boardy do całego scenariusza od A do Z. To w Disney'u było do tej pory nie do pomyślenia. Zazwyczaj rozrysowywaliśmy story-boardy pierwszego aktu, robiliśmy notatki i następnie przechodziliśmy do kolejnego aktu, powtarzając cały proces. W tym wypadku w ciągu pół roku rozrysowaliśmy całą historię. To była kolosalna góra do pokonania, jednak nasz zespół nie bał się tego podjąć. Wkrótce Robinsonowie oraz reszta dziwacznych postaci z filmu zaczęli ożywać. Zespół uważnie tworzył pierwsze wersje niespotykanych i pełnych humoru osobowości, które w końcu zostały dodane do świata Robinsonów. Miały być nie tylko zabawne, ale również kochające i serdeczne. Anderson tak bardzo się wciągnął w proces twórczy, że użyczył swego głosu aż trzem postaciom - Kolesiowi w Meloniku, niezwykłemu dziadkowi Marianowi oraz modnej kuzynce Taluli.

Reklama

Anderson bardzo ściśle współpracował z Donem Hallem - głównym scenarzystą filmu, a zarazem kolejnym weteranem wytwórni Disneya. Hall od samego początku przejawiał wielki entuzjazm wobec filmu: Nigdy nie widziałem podobnego projektu. To unikatowe doświadczenie - mówił. - Jest w nim wiele typowych dla Disney'a elementów: jest mowa o rodzinie, przygodzie i nadziei, ale sposób, w jaki są wymieszane i przedstawione, jest zupełnie nowy i odkrywczy.

Hall wyjaśnia, jak sposób pracy nad story-boardami działał w praktyce: Steve, specjaliści od scenariusza i ja, próbowaliśmy miliona różnych pomysłów - wspomina. - To, co naprawdę chcieliśmy osiągnąć, to pewność, że każda z postaci będzie miała swój niepowtarzalny komediowy aspekt. Każdy z bohaterów ma własną osobowość i wygląd. Spędziliśmy masę czasu doprowadzając to wszystko do perfekcji.

Po sześciu miesiącach "eksperyment" dobiegł końca: Kiedy mieliśmy pokazać story-boardy zespołowi animacji, byliśmy przerażeni. Jednak reakcja była pokrzepiająca - wspomina Anderson. - Podczas całej mojej kariery w Disney'u nie słyszałem jeszcze o takim wsparciu dla scenariusza. Ludzie naprawdę mówili, że po prostu muszę zrobić ten film. Byliśmy poruszeni tym, jak wiele osób w Disney'u pokochało te postaci tak bardzo jak my.

"Rodzinka Robinsonów" spotkała się następnie z kolejną dawką inspiracji pochodzącą prosto od nowego szefa kreacji Disneya i Pixara, pioniera animacji - Johna Lassetera. John sprawił, że świetny film stał się jeszcze lepszy. Że jest w nim jeszcze więcej wzruszeń i żartu - mówiła producentka filmu Dorothy McKim. Zdaniem Steve'a Andersona, ta mieszanka wzruszenia i komedii stawia "Rodzinkę Robinsonów" dokładnie pośrodku wielkiej tradycji wytwórni Disney'a, nawet mimo tego, że wprowadza odważną, nową technikę cyfrową. Siłą filmów Disney'a zawsze były postaci - mówił reżyser. - Widzowie kochali i te dobre i te złe. "Rodzinka Robinsonów" ma właśnie takich bohaterów. Są zabawni, są nieprzewidywalni, ale są również głęboko ludzcy, pełni uczuć. Sądzę, że tego właśnie widzowie oczekują od Disney'a. Chcą się śmiać, płakać i przywiązać się do tych postaci. Ja pokochałem je tak, jakby były moją rodziną. Nie mogę się doczekać, kiedy spotka się z nimi publiczność.

materiały dystrybutora
Dowiedz się więcej na temat: Rodzinka Robinsonów
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy