"Rodzina Savage": NARODZINY SAVAGE'ÓW
Jak wielu innych ludzi, scenarzystka/reżyserka Tamara Jenkins obudziła się pewnego dnia i uświadomiła sobie, jak szybko mija czas. Codziennie idąc z psem na spacer mijała dom spokojnej starości, obserwowała jego mieszkańców poruszających się na wózkach inwalidzkich. Jej własna babcia mieszkała w takim domu, a ojciec cierpiał na demencję. Tamara uprzytomniła sobie, że nikt nie podejmuje takich tematów - chyba, że w ckliwej, przytłaczającej formie. Postanowiła sama się za niego zabrać i przedstawić inne spojrzenie. Zafascynowało ją, jak dorastający ludzie reagują na to, że ich rodzicom przybywa lat. Wiedziała, że jej film będzie mówił o strachu przed starzeniem się.
"Nagle zaczęłam zauważać ten problem. Z początku nie wiedziałam, jak zrobić o tym film, ale myślę, że udało nam się opowiedzieć nie tylko o konieczności zaakceptowania własnej śmiertelności, ale i o tym, że trzeba korzystać z życia".
Jenkins zadebiutowała świetnie przyjętymi przez krytykę "Slumsami Beverly Hills" ("Slums of Beverly Hills") - błyskotliwą, zabawną historią biednej żydowskiej rodziny, która przenosi się do Beverly Hills. W rolach głównych wystąpili Natasha Lyonie, Alan Arkin, Marisa Tomei, Carl Reiner i Jessica Walter, a Jenkins zapracowała na opinię artystki podejmującej nietypowych tematów.
Nikt nie był w stanie przewidzieć, jak daleko puści wodze wyobraźni - nawet producent, Ted Hope. Zachwycony jej poprzednimi filmami podjął współpracę "w ciemno", pozwalając Tamarze napisać co zechce, "byleby tylko nie szczędziła humoru". Dobrze pamięta dzień, w którym Jenkins zadzwoniła do niego, by podzielić się nowym pomysłem. Zaprosiła go na swoje wystąpienie do Gramercy Park, gdzie każdy może wejść na mównicę, by opowiedzieć słuchaczom jakąś historię.
Hope wspomina - "Tamara opowiedziała o tym, jak zabrała swojego cierpiącego na demencję ojca w podróż samolotową po Stanach. Wszyscy byli wzruszeni, jej opowieść była piękna, bohaterowie prawdziwi. Nie zabrakło też humoru, dzięki czemu całość była fantastyczna. Wszystkie te elementy udało się zawrzeć w "Rodzinie Savage".
Jenkins przyznaje, że wystąpienie było jedną z inspiracji do filmu. "Miałam wiele różnych idei, czerpałam z własnych doświadczeń i obserwacji. Gdy stworzyłam postaci Jona i Wendy - rodzeństwa, które ma całkowicie odmienne podejście do życia i radzenia sobie z problemami- elementy układanki zaczęły tworzyć całość." - wspomina.
Pisząc scenariusz Jenkins zaczęła od relacji między bratem, a siostrą. Budując ich postaci wzorowała się na bajkowych bohaterach - Hanselu i Gretel wymyślonych przez braci Grimm. Ojciec porzucił ich w środku lasu, byli na siebie skazani.
"Czytałam "Cudowne i pożyteczne. O znaczeniach i wartościach baśni"(" The Uses of Enchantment. The Meaning and Importance of Fairy") Bruna Bettleheima i dostrzegłam podobieństwa między Hanslem i Gretel, a Wendy i Jonem. W baśni braci Grimm rodzeństwo po raz pierwszy uświadamia sobie, czym jest śmierć - rodzice ich porzucili, to czy przeżyją zależy tylko od nich. Podeszłam do Jona i Wendy, jak do współczesnych odpowiedników Hansela i Gretel - są zmuszeni wrócić w miejsce, w którym się nie odnajdują i nie wiedzą, czy będą potrafili żyć." - tłumaczy Jenkins.
Pomysł wyszedł od baśni, ale reżyserka i scenarzystka szybko zauważyła, jak prawdziwe są stworzone przez nią postaci. Każde z nich inaczej podchodzi do sytuacji, w której się znaleźli - Wendy ślepo wierzy, że wszystko będzie dobrze, podczas gdy Jon zachowuje zimny spokój i opanowanie. "Bardzo się z nimi zżyłam. To ludzie z krwi i kości, każde z nich ma swoje wady, problemy, i jest na swój sposób pokręcone. Są zupełnie różni, nie potrafią się dogadać, a muszą znowu ze sobą zamieszkać. Mimo, że to dorośli ludzie, żadne z nich nie wie do końca, jakie jest. Dlatego są interesujący." - mówi Jenkins.
Kolejnym ciekawym aspektem jest to, że rodzeństwo musi zaopiekować się ojcem, który kiepsko opiekował się nimi, gdy byli dziećmi. "Zauważyłam, że wielu ludzi znajduje się w takiej trudnej sytuacji. Cieszę się, że zabrałam głos w kwestii, która dotyczy wielu osób. Zależało mi na tym, aby widzowie mogli się utożsamić z bohaterami mojego filmu - postaci nie są idealne, bo żaden człowiek nie jest. Chcę uświadomić publiczności, że nikt z nas nie wie jak zachowa się w takiej sytuacji, póki faktycznie go ona nie spotka." - tłumaczy Jenkins.
Mimo trudnej tematyki, reżyserka nie pozbawiła filmu humoru. "Nie chciałam nakręcić "Siódmej pieczęci" - śmieje się Tamara Jenkins nawiązując do dzieła Ingmara Bergmana. "Pokazałam skomplikowaną, życiową sytuację bez nadmiernego dramatyzmu."
Ted Hope i Anne Carey od razu zachwycili się scenariuszem. Jak wspominają - "Tamara dostrzega w otaczającym nas świecie sytuacje, w których śmiejemy się przez łzy lub odwrotnie. Napisała wzruszającą historię, poznajemy rodzinę w niezwykle trudnej sytuacji. Mimo to, z filmu bije nadzieja na lepsze jutro, nie brakuje w nim też humoru. Opowiada o ludziach, którzy nie byli związani z rodziną, a przekonali się o tym, jaka jest ważna. Wendy i Jon nie wspominają dzieciństwa z uśmiechem, nigdy nie darzyli się sympatią, a okazuje się, że łączy ich bratersko-siostrzana miłość. Z każdą minutą coraz bardziej ciekawi nas los ich rodziny."
Producentami wykonawczymi filmu są mąż Tamary - nagrodzony Oscarem scenarzysta, Jim Taylor i współpracujący z nim od lat Alexander Payne - nagrodzony Oscarem reżyser takich filmów, jak "Bezdroża" ("Sideways"), "Schmidt" ("Abort Schmidt") i "Wybory" ("Election"). Obu ich zachwycił scenariusz Tamary - Payne powiedział, że historia jest wzruszająca, zabawna, ale i prawdziwa; Taylorowi spodobało się słodko-gorzkie ujęcie tematu. Jak wspomina - "To trudne doświadczenia. Z tego względu, często pomija się różne zabawne sytuacje z nimi związane. A śmiech jest niezbędny i pomaga przetrwać to, co złe."