Reklama

"Reich": W STRONĘ PRAWDZIWEGO KINA

„Psy” nie były pierwszym filmem Pasikowskiego. Rok wcześniej zjednał sobie widzów i krytyków „Krollem” - filmem o męskiej przyjaźni, opartym na hollywoodzkich wzorcach kina drogi. Fabuła opowiadała wprawdzie historię, która mogła zdarzyć się wszędzie, ale debiutujący reżyser potrafił nasycić ją tyloma elementami, że wręcz czuło się, że jest to opowieść o czasach współczesnych - okresie polskiego przełomu ustrojowego. „Kroll” to także wkroczenie w świat kina specyficznych dla Pasikowskiego bohaterów: twardzieli o gołębich sercach, kierujących się poczuciem solidarności, męskiej przyjaźni, wstrzemięźliwych wobec kobiet, choć z drugiej strony tęskniących za szczerym uczuciem. No i przede wszystkim - zdecydowanych na działanie, czasem w imię takich celów, o jakie trudno byłoby ich podejrzewać.

Reklama

Między „Krollem” i „Psami” uprawiane przez Pasikowskiego kino - mocno oparte na hollywoodzkich wzorcach, wręcz dyskutujące z nimi aż do granic pastiszu – zaczęło być niezwykle modne. Stało się to za sprawą Quentina Tarantino i jego filmów, które jakby starały się odpowiedzieć na pytanie: co robią, o czym myślą i czego pragną ekranowi twardziele, archetypiczne postacie kina akcji, między jednym i drugim pociągnięciem cyngla? Zresztą, podobieństwo między Pasikowskim i Tarantino sięga głębiej niż by się na pierwszy rzut oka zdawało: nie tylko podobnie patrzą na film, sięgają po te same gatunki, ale też podobnie dochodzili do swego kina. Wszak między nałogowo pochłaniającym filmy synem bileterki i podobnie zafascynowanym kinem pracownikiem wypożyczalni video nie ma w zasadzie żadnej różnicy.

Po sukcesie „Psów” (do kin poszło ponad 400 tys. widzów - przeszło 20-krotnie więcej niż wówczas zwykle kupowało bilety na polskie filmy) przyszła pora na „Psy 2. Ostatnią krew”. Jeszcze jeden sukces kasowy (tym razem widzów blisko 700 tys.) i wyraźny rozbrat z krytyką. Dlaczego? Film wydaje się zbyt skonwencjonalizowany, świat przedstawiony w filmie znów staje się bajkowy, a bohater - zimny. Czy twórca obdarzony takimi zdolnościami jak Władysław Pasikowski musi marnować swój talent na odcinanie kuponów? Jak umknęło recenzentom, że twórca „Psów” nie tylko proponuje krajowe warianty (już nie kopie!) hollywoodzkich gatunków, ale również kładzie podwaliny pod oparty na nowych zasadach model działania rodzimej kinematografii. Skoro więc „Psy” odniosły sukces, czemu go nie dyskontować?

„Słodko-gorzki” (350 tys. widzów) to kolejny krok w tym kierunku. Film - odwołujący się do wzorców amerykańskiego filmu o problemach dojrzewania - powstał bez finansowego udziału państwowej kinematografii. Wzburzył i oburzył, ale znów powiedział nieco prawdy o młodzieży lat 90., stawiającej pierwsze kroki nie tylko w świecie dorosłych, ale i w nowej rzeczywistości społecznej, a na domiar - lepiej dającej sobie radę niż niejeden dorosły.

„Demony wojny wg Goi” (ponad 400 tys. widzów) to w kinematografii polskiej pierwszy od 30 lat, od „Czerwonych beretów”, film werbunkowy, a w nieco innym kontekście - refleks kina o wojnie wietnamskiej. To ciekawe, że jedynie Pasikowski odważył się wykorzystać temat, który sam się narzucał - obecność polskich żołnierzy w Bośni. I tylko on odważył się pokazać ten żołnierski trud jako niebezpieczną, odsłaniającą prawdę charakterów przygodę, uświadamiającą zarazem spoczywającą na każdym żołnierzu odpowiedzialność.

Wreszcie kolejny film świadczący o odwadze reżysera - „Operacja Samum” (312 tys. widzów). Znów historia - tym razem sensacyjno-szpiegowska - osnuta na faktach, znów podobne jak w przypadku „Demonów wojny” wątki i równie śmiałe rozwiązania. Na czym więc polegać by miała odwaga Pasikowskiego? Na stawieniu czoła setkom filmów na podobny temat, operujących schematami - bez pokrycia w sytuacjach autentycznych. Reżyser po mistrzowsku wykorzystał swoje atuty: „Operacja Samum” wysoko stawia poprzeczkę przed polskim kinem sensacyjnym. A przede wszystkim - przed samym Pasikowskim.

„Co robią, o czym myślą i czego pragną ekranowi twardziele między jednym i drugim pociągnięciem cyngla?” - pytanie postawione przez Quentina Tarantino powraca wraz z filmem „Reich”. Znając kino Pasikowskiego można być pewnym, że reżyser udzieli na nie wyczerpującej odpowiedzi. Jeśli nie do końca prawdziwej, to z pewnością przekonującej. Takiej, jaką cenią miłośnicy prawdziwego kina.

materiały dystrybutora
Dowiedz się więcej na temat: Reich
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy