"Pozdrowienia z Paryża": JONATHAN RHYS-MEYERS
JONATHAN RHYS-MEYERS zwrócił na siebie uwagę milionów widzów rolą w obrazie Todda Haynesa "Idol" (u boku Ewana McGregora, Christiana Bale'a i Toni Colette), zdobył Złotego Globa za serial "Elvis", a nominowany do tego samego wyróżnienia został za główną rolę w "Dynastii Tudorów". To obecnie jeden z najbardziej rozchwytywanych aktorów w Hollywood, który ma w swoim dorobku również występy w ogromnym hicie "Mission Impossible III" z Tomem Cruisem, Laurencem Fishbournem i Phillipem Seymourem Hoffmanem, oraz przeboju Woody'ego Allena "Wszystko gra" (nagroda Choparda za odkrycie roku na festiwalu w Cannes w 2005 roku). Filmami, które ugruntowały jego pozycję jako czołowego aktora młodego pokolenia, były "Podkręć jak Beckham", "Aleksander" Olivera Stone'a, "Targowisko próżności" Miry Nair, "Przejażdżka z diabłem" Anga Lee i "Tytus Andronikus" Julii Taymor.
Jak podszedł Pan do postaci Reese'a?
To facet, który ma w sobie coś z dziecka. Mimo swojej dojrzałości i odpowiedzialności nie ma bladego pojęcia, na czym poleca praca agenta. Wkrótce zorientuje się, że nie chodzi tylko o tajne misje, chodzenie w najlepszych garniturach i rozbijanie się najdroższymi wozami, tak jak robi to James Bond. Wymyśliłem sobie całą jego historię: jak dorastał, że raczej nie dostał się na Harvard, ale uczył się mandaryńskiego w szkole wieczorowej, żeby dostać lepszą pracę. Moja postać utrzymuje szereg pozorów, ale nie zmaga się z wieloma kompleksami. Reese ma wielkie serce i pragnie czynić dobro.
Reese jest pod wielkim wrażeniem Waxa. Czy tak samo było w Pana relacjach z Johnem Travoltą?
Znakomicie bawiliśmy się na planie, bo Travolta jest bardzo szczodrym, ciepłym człowiekiem. Dzieli się wieloma doświadczeniami, które zdobył na planie filmowym, ale będąc prawdziwą aktorską ikoną, pozostaje niezwykle otwartym, szczerym facetem. Gdy Reese poznaje Waxa, jest zaskoczony jego odmiennością. Sam jest elegancko ubranym urzędnikiem, a jego partner wygląda jak harleyowiec z Florydy. W odróżnieniu od Reese'a, nie spodziewałem się niczego konkretnego po spotkaniu z Travoltą. Powodzenie filmów takich jak "Pozdrowienia z Paryża" zależy od chemii, jaka wytwarza się między aktorami. Mieliśmy szczęście, że przypadliśmy sobie do gustu i to widać na ekranie.
Czy wasze postaci zaprzyjaźniają się?
Jest to rodzaj kumplostwa, ale więcej jest w tym z relacji uczeń-nauczyciel. Reese musi przejść przez etap nieudolności, a poza tym jest dużo bardziej przywiązany do etyki zawodowej. To na pewno film o przyjaciołach, których dzielą ideały, ale łączy ich wspólny cel.
Jak pracowało się z Pana partnerką, Kasią Smutniak?
To wspaniała dziewczyna. Jest Polką, a ja pochodzę z Irlandii. Zauważyłem wiele ciekawych podobieństw między nami. To świetna aktorka, co zaskakuje o tyle, że wcześniej była modelką i teoretycznie powinna przykładać więcej uwagi do wyglądu niż gry. Jestem pełen podziwu dla niej. Myślę, że na długo zapadnie w pamięci widzów tego filmu.