Reklama

"Pościg za milionem": WERSJE OPOWIEŚCI

Wersja Moltèsa, znanego jako „SZEF” /Gérard Lanvin/

30 sekund. Tyle czasu daję szpiclowi na to, by się poddał… Jeszcze jedna sekunda i strzelam. I tak właśnie zrobiłem, ale problem w tym, że zabiłem brata Turka. Od tamtego czasu Turek próbuje mnie ukatrupić. Ja dostałem 7 lat, on nieco mniej. Na zewnątrz mówią mi „Szefie”, ale w rzeczywistości nazywam się Moltès. W pace poznałem Reggia, trochę dupkowatego strażnika, ale dało się przeżyć… W zeszłym tygodniu zagrał za mnie na loterii. Może to głupie, ale co tydzień podawałem te same liczby, wierząc, że któregoś dnia coś z tego wyniknie... Aż tu nagle, pewnego wieczoru, gdy leżałem na swojej pryczy, wywołali moje liczby. Do cholery, 15 milionów!

Reklama

Następnego dnia, gdy zacząłem rozglądać się za Reggiem, okazało się, że udał się na długi urlop chorobowy. Ten sukinsyn zwiał z moim szmalem... Nie było czasu do stracenia – mój kumpel Kowalski pomógł mi w ucieczce. Zwijanie maneli na 47 dni przed legalnym zwolnieniem to szaleństwo, ale do licha, chodziło o moje pieniądze!

Udało mi się umknąć pościgowi samochodowemu i dorwałem tego dupka Reggia w jego domu. Próbował zamydlić mi oczy jakąś historią o żonie, która wraz z moim losem pojechała do Afryki... Chyba naprawdę ma mnie za głupka!

Aż tu nagle, poczułem gaz... Dom Reggia wyleciał w powietrze... Dotarło do mnie wtedy, że on wcale nie kłamał. Tak więc choć pomysł szwendania się po Afryce z kulą u nogi i Turkiem na karku nie bardzo mi pasował, udaliśmy się do Bamako, by znaleźć żonę Reggia, a co ważniejsze – mój kupon.

Wersja Reggia, znanego jako „MARTWY TOBÓŁ” /Benoît Poelvoorde/

Jestem Reggio, Francis Reggio, ale każdy mówi mi Reggio. Jestem strażnikiem więziennym. Moim marzeniem jest zobaczenie Doliny Loary za kierownicą Forsythe’a, króla wśród samochodów campingowych. Oczywiście, jest jeszcze Forsythe Imperator, gdzie zamontowali przyzwoite kible... Ale co tam! Gdy ma się wielkie marzenia, raczej nie ma co liczyć na to, że się ziszczą...

W więzieniu zajmowałem się Moltèsem, „Szefem”. Szybko mu wyjaśniłem, że tutaj jest nikim... Zrozumiał. Jeżeli ktoś postępuje według zasad, mogę być miły – i byłem. Co tydzień, przez siedem dni w tygodniu, grałem w jego imieniu na loterii. Biedak nalegał, abym cały czas podawał tę samą kombinację liczb.

Pewnego dnia byłem nieco przybity... nie mogłem dogadać się z żoną, Pauline. Spytałem go więc, co by zrobił na moim miejscu, odpowiedział: „Najpierw robi mi obiad... następnie, rżnę ją do nieprzytomności... i w końcu tłukę ją na kwaśne jabłko”. Ale gdy dotarłem do domu, żona mówi mi, że zamierza zastąpić swoją przyjaciółkę z zespołu medycznego w Afryce. I wtedy wszystko mi się pomieszało... zaczynam od spoliczkowania jej... i Pauline wychodzi.

Z ciężkim sercem, zamierzałem ze sobą skończyć... Ale spartaczyłem sprawę i obudziłem się w szpitalu. Leżąc w pół-śpiączce, oglądam losowanie w telewizji. Dochodzi do niemożliwego: liczby Moltèsa pojawiają się na ekranie. I wtedy przypominam sobie, że Pauline ma szczęśliwy los. Przekonany, że chciałem ukraść jego pieniądze, Moltès zmusił mnie do tego, bym wraz z nim udał się do Bamako, aby znaleźć moją żonę, a co najważniejsze, jego bilet. Afryka, czemu nie? Ach, Afryka! Wspaniała krainy suchych, jałowych przestrzeni! I to słońce. Trochę mnie to przeraża. Mam bardzo delikatne uszy. W zeszłym roku wdała się martwica, więc jeśli nie będę ostrożny, uszy zaczną mi gnić. Jeśli będzie wyjątkowo źle, po prostu odpadną. Nie chciałbym stracić ucha...

Wersja TURKA. Nie Kurda. To określenie go wkurza. /José Garcia/

Ten pieprzony Moltès przestrzelił mojego brata, o tak, na moich oczach. Te dranie, gliny, pojawili się jak znikąd, i wszyscy trafiliśmy do ciurmy. Szczęśliwie, mnie zwolnili wcześniej, niż tego śmiecia. Chcąc policzyć się z kanalią, zebrałem komitet powitalny na dzień jego zwolnienia, ale ten pies zwiał. Wraz z kumplem, Megiem, poszliśmy zobaczyć się z jego kolesiem, Kowalskim. Piranie napełniły sobie żołądki jego palcami, ale ten gnojek nie sprzedał swojego zioma Moltèsa... I co nagle moje piękne oczy widzą? Faks... A więc ten pierdziel Moltès zdecydował się czmychnąć do Mali... Nic mu po tym – aby go dorwać, dostanę się do najmroczniejszej dziury. A jak już go dorwę – z twarzy zrobię mu miazgę. Ręce z tułowia powyrywam. Oczy wykłuję... Jeśli mnie słyszysz, Moltès, pamiętaj, już jesteś trupem!

Wersja Pauline Rossy de Palma (Akcent hiszpański, proszę)

Na Boga, kocham go. Ale jak w każdej rodzinie, czasem trzeba od siebie odpocząć, by podładować baterie. Tak więc gdy moja przyjaciółka Anna poprosiła mnie, żebym zajęła jej miejsce w Afryce, nie wahałam się ani przez chwilę. Kupiłam trzysystemowy telefon komórkowy, spakowałam się, zaszczepiłam – i w drogę.

Ale cóż, Francis jest bardzo zaborczy, więc gdy powiedziałam mu, że wyjeżdżam, jak zwykle zrobił scenę. Tak się uniósł, że gadał nawet po hiszpańsku. Gdy już byłam na lotnisku, zadzwoniła do mnie Anna, mówiąc, że Francis wszędzie szuka losu na loterię, który miałam kupić. Zostawiłam mu więc w domu wiadomość, że los wzięłam ze sobą. Od tamtego czasu nie mieliśmy ze sobą kontaktu... Może wygrał na loterii i zajął się jakąś młodszą kobietą?

Wersja Inspektora Youssoufa. Super glina. /Djimour Hounsou/

Jestem inspektor Youssouf. Moja praca? Tępię szkodniki. Jak każdy glina, mam swojego wroga numer jeden… To Moltès, zwany Szefem. Cholerny wrzód na dupie! Siedem lat temu udało nam się pozyskać jednego z ludzi Szefa. Brat Turka miał na sobie podsłuch i wszystko układało się pięknie, dopóki nie pojawił się problem. Moltès wyczuł sprawę i rąbnął naszego informatora. Na szczęście udało nam się ich przymknąć - Moltèsa, Turka i resztę... Bandyci trafili za kratki. Przez siedem lat wszystko grało, ale dziś rano Moltès się zmył! Diabli go nadali! Cały ranek ścigałem go po ulicach Paryża... Tym razem mi umknął, ale wiem, że kieruje się do Bamako. Nie wie, że w Mali mam rodzinę, która z radością pomoże mi go znowu przyskrzynić!

Wersja Mega /Gary Tiplady/

Ja Meg. Duży i silny. Jak Joey Starr mam złote zęby. Nie wiem, czemu ludzie sądzić, że ja ten gość z angielski film o detektywie, który dużo lasek do łóżka bierze… Turek to mój szef. Jeśli Turek chce zabić Moltèsa, ja chcę zabić Moltèsa.

Wersja Kowalskiego. Koleś, który nie piśnie pary z ust, choćby nie wiem co. /Gerard Darmon/

To prawda! To ja pomogłem zorganizować ucieczkę Moltèsa. Całkowicie go rozumiem. Ten obszczymur strażnik zwiał z jego zwycięskim losem. Moltès to coś więcej niż przyjaciel. To brat. Tak więc nawet, gdy ktoś cię straszy, nawet, gdy cię torturuje, nigdy nie możesz zdradzić swojego brata. W związku z tym, gdy Turek mnie torturował, abym wydał Moltèsa, trzymałem gębę na kłódkę.

Moltès, jeśli mnie słyszysz, Turek nic ze mnie nie wycisnął! Wolałbym zginąć, niż cokolwiek powiedzieć...

Wersja MALIJCZYKÓW. Luźne chłopaki. /Stomy Bugsy, Marco Prince oraz Omar/

Ee? Hej, no, jesteśmy z Mali, bracie. Kurd cyknął do nas, byśmy dorwali Moltèsa i Reggia na lotnisku w Bamako. Hej, no, mamy ich zabić, tego właśnie chce Kurd... Hej, skręć mi jednego, zanim pójdziemy. Hej, stary, komu w drogę...

Wersja SADDAMA. Niski, ale twardy. /Jean Benguigui/

Cóż, prosty ze mnie facet. W Toubie, na południe od Bamako, prowadzę taki mały sklepik. W większości handluję sprzętem audio, ale teraz, jeśli zechcesz, mogę ci okazyjnie załatwić I-Maca. Nazywam się Saddam. W tych czasach niełatwo żyje się z takim imieniem. Pod koniec miesiące w Toubie nie zawsze jest tak słodko – nawet dla takiego drobnego przekręta, jak ja. Tak więc gdy Reggio chlapnął, że Moltès jest warty 15 milionów euro za los na loterię, doszedłem do wniosku, że go zabiję. Jakieś obszczymury nie staną mi na drodze. Pora skopać jakieś tyłki! Pora skopać tyłki!

materiały dystrybutora
Dowiedz się więcej na temat: Pościg za milionem
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy