"Pora umierać": PRASA O FILMIE
własny, z nikim niepodrabialny styl, to także absolutne zawodowstwo. Czarno-białe zdjęcia Arthura Reinharta dopowiadają kolorowe emocje, każdy kadr jest pięknie zakomponowały i zmontowany, każda scena perfekcyjnie udźwiękowiona, wszystkie, nawet najmniejsze role, znakomicie zagrane. I to naprawdę jest polskie kino. Nie do wiary.
Machina
***
Tajemnica sukcesu kryje się w autorskiej konsekwencji i bezkompromisowości. (?) Kędzierzawska z anonimowego tłumu zawsze wybiera osobę, której nikt nie zauważa. Smutną, szarą, przeciętną albo biedną. Uwzniośla tę szarość, uszlachetnia cierpienie albo udowadnia, że małoletni bohaterowie kochają jak dorośli. (?)W autorskim kinie Doroty Kędzierzawskiej maleńka duszyczka zyskuje jednak niezwykłą oprawę. Skupione, precyzyjne kadry stałego współpracownika reżyserki, operatora i montażysty Arthura Reinharta, zaglądają w głąb: fotografują emocje, lęki i wzruszenia, a Kędzierzawska nie pozwala bohaterom na klęskę. Daje nadzieję. Że wrażliwość w końcu zwycięży. Łzy zapracują na śmiech. A stare dłonie Anieli znowu będą młode. Zaczarują wiosnę. Na życie.
Tygodnik Powszechny
Dawno nie zdarzyło mi się tak wzruszyć na filmie polskim, jak ostatnio na "Pora umierać" Doroty Kędzierzawskiej (?)Dziękuję Pani, pani Danuto, za sumę przeżyć, które - jak w finałowym travellingu ku niebu, brawurowo zaaranżowanym przez autora zdjęć Arthura Reinharta - prowadzą nas, widzów, daleko poza przyziemne horyzonty. Tak hojnie częstuje nas ostatnio ową przyziemnością rodzime kino. A przecież warto, przynajmniej raz, zadać sobie pytanie o przeżytą przeszłość. Jak pisał kiedyś Jan Rostworowski: "Kilka razy pięknie zaśpiewał ptak, Kilka razy pięknie uśmiechnęła mi się kobieta, I przeszło życie".
KINO