Reklama

"Pokusa": TWÓRCY ZZA KAMERY

Daniels bardzo starannie dobierał również ekipę profesjonalistów, którzy mieli mu pomóc stworzyć na ekranie wiarygodny świat przedstawiony oraz nadać całemu filmowi płynności oraz wyrazistości. Z autorem zdjęć Roberto Schaeferem pracował już przy okazji Oscarowego "Czekając na wyrok", który produkował, a Joseph Klotz montował dla niego "Hej, skarbie".

"Lee świetnie dogaduje się z aktorami, ma również znakomite wyczucie tego, co powinno się pojawić na ekranie", opowiada Schaefer. "Postrzega rzeczy zupełnie inaczej niż inni twórcy. Potrafi nawet z najbardziej żmudnej sceny wyłowić coś ekscytującego. I zawsze powtarza, żebyśmy przy okazji pracy nie zapominali o dobrej zabawie", dodaje autor zdjęć. "Na samym początku Lee zaznaczył, że chce, aby film wyglądał tak, jakby został nakręcony w 1969 roku. Nie było więc mowy o steadicamie, ponieważ taka technologia w tamtych czasach jeszcze nie istniała. Kręciliśmy na taśmie Super 16, korzystając z anamorficznych obiektywów, dzięki czemu udało się uzyskać odpowiednio dużo ziarna i wspaniałą teksturę obrazu".

Reklama

Joseph Klotz zawdzięcza Danielsowi nominację do Oscara za montaż "Hej, skarbie", nie dziwne więc, że świetnie się razem dogadywali w kontekście tempa Pokusy. "Praca z Lee jest szalonym doświadczeniem, ale to także świetna zabawa, bo on uwielbia się śmiać i wygłupiać, zawsze wprowadzając na plan mnóstwo zaraźliwego entuzjazmu", opowiada montażysta. "Ludzie lubią pracować z Lee również dlatego, że on nie uznaje sztuczności - jego celem jest realność filmowych doznań. Pragnie prowokować widza, zmuszać go do reakcji. Podejmuje często wielkie ryzyko, dlatego trzeba zawsze blisko z nim współpracować, aby dobrze się zgrać".

Daniels zaprosił do współpracy przy filmie "Pokusa" również scenografa Daniela T. Dorrance oraz kostiumografkę Caroline Eselin-Schaefer, ażeby pomogli mu odtworzyć realia Florydy końca lat 60. "Lee odrobił pracę domową, doskonale wiedział, jaki efekt pragnie uzyskać i co dokładnie chciałby pokazać w kadrach", wspomina Dorrance. "Byłem pod wielkim wrażeniem ogromu posiadanej przez niego wiedzy", zachwyca się scenograf. "Praca z Lee była rzeczywiście czystym szaleństwem", śmieje się Dorrance, potwierdzając słowa innych członków ekipy i obsady. "Każdej nocy mówiłem żonie, że wiem, że rano Lee wymyśli coś tak niespodziewanego, że nie będę na to przygotowany. Ale dzięki temu byłem ciągle w najwyższej dyspozycji, na planie nie było miejsca na lenistwo".

Eselin-Schaefer ma podobne zdanie. "Na samym początku Lee powiedział mi, że to będzie praca zespołowa. I rzeczywiście tak było - na planie panowało kreatywne, radosne szaleństwo, ale także luźna, ożywcza atmosfera. Praca z Lee była ekscytująca, gdyż ma niezwykłe oko do szczegółów. Potrafi zastanawiać się nad ilością kostek lodu w szklance. Wystarczy podążać jego tropem", kontynuuje kostiumografka. "Są reżyserowie, którzy nie podejmują ryzyka, ale też tacy, którzy nie ustają w poszukiwaniach nowych środków wyrazu. Lee, co oczywiste, należy do tej drugiej grupy. Dla niego liczą się niuanse, detale, nietypowe czyny. Zawsze znajduje we wszystkim coś świeżego i nieoczywistego. Praca z nim była prawdziwą przyjemnością i jednocześnie dostarczyła mi mnóstwa zabawnych przeżyć".

"Przekładam na ekran swoją wizję, muszę więc mieć obok siebie ludzi, którym mogę zaufać", opowiada Lee Daniels. "Moi współpracownicy muszą mieć zawsze własne zdanie. Wzajemnie się napędzamy i testujemy swoje granice. Czasami zdarza im się nie mieć racji, ale w przeważającej większości sytuacji należy się ich słuchać".

materiały dystrybutora
Dowiedz się więcej na temat: Pokusa
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy