"Pochwała miłości (Nowe Horyzonty)": GŁOSY PRASY
"Pochwała miłości" Godarda, wybitne dzieło zaprezentowane na festiwalu w Cannes (…) nie znalazło się na liście nagród. Znamienne, jeśli przyjrzeć się liście ułożonej przez kontrowersyjne jury, oceniane przez wielu jako mało kompetentne. Chodzi przecież o utwór, który pozostanie bezspornie ważnym momentem ewolucji sztuki filmowej u progu nowego tysiąclecia. Rzecz jasna, to nie tylko opowiadanie, łatwe do rozszyfrowania od pierwszego wejrzenia. Bloki emocji, figury opisowe, wahania w rozbudowie tematów powodują rozproszenie tekstu, konieczność ponownego składania i rozkładania. Pobudza to widza do wykrywania związków ukrytych często przez Godarda, do wynajdywania ich w sobie i to raczej na podstawie doświadczeń niż nawarstwień kultury. Układ na ekranie nie odsyła do logiki literackich obrazów czy do zręcznie splecionej fabuły. Mozaika sekwencji, pozornie źle zmontowanych, daje się złożyć w całość mocą intelektualnej wolności oglądającego (…). Ta gra form, ta geometria aluzji apeluje do inteligencji i uczucia dzięki retoryce innej niż normalna, oczyszczonej ze schematów narzucanych przez telewizję. Jeśli stale żądni rozrywki widzowie uznają film za mało zrozumiały, to jednak będzie ich fascynował w sposób poniekąd zbliżony do wściekłego i konwulsyjnego "Złotego wieku" Buñuela. Te dwa dzieła – z przeszłości i teraźniejszości – mogą się spotkać: w obu słyszymy głos poety, zahartowanego w ogniu przeciwieństw, wiecznie w stanie rewolty (…). Edgar, bohater filmu, posiadacz księgi o czystych stronicach, wędruje przez miasto z pomysłem zestawienia czterech kluczowych momentów miłości: spotkania, namiętności fizycznej, kłótni – rozstania i powrotu.
Freddy Buache, „Kino” 1/2002
"Pochwała miłości" Jean-Luc Godarda to historia artystycznej porażki opowiedziana z taką wyrazistością i empatią, że wznosi się ponad poziom własnej rozpaczy. Godard nakręcił swój film częściowo na 35-milimetrowej czarno-białej taśmie, a częściowo kamerą cyfrową w palecie kolorystycznej, przypominającej obrazy fowistów. Film przypomina późne kwartety skrzypcowe Beethovena. Ma w sobie to samo złożone, ukryte pod powierzchnią piękno i bogactwo, niespodzianki nagłych zmian dynamiki i dysonansowych harmonii. Z filmów, które Gogard nakręcił w ostatnim dziesięcioleciu, "Pochwała miłości" spotkała się z najbardziej entuzjastycznym przyjęciem krytyki. Reżyser wraca tym filmem do formy narracyjnej. Film ma głównego bohatera – Edgara, z którym widzowie mogą się identyfikować. Postać ta jest też w jakimś stopniu odbiciem samego reżysera. Edgar to poważny, opryskliwy i mający skłonności do depresji trzydziestopięciolatek. Pracuje nad projektem "Pochwały miłości", gdzie pragnie przedstawić cztery etapy miłosnego związku – spotkania, seksualnej fascynacji, separacji oraz powrotu i pogodzenia. Przez te cztery etapy przechodzą trzy pary – młoda, w średnim wieku i starsza. Projekt Edgara może przybrać formę filmu, powieści, sztuki teatralnej i opery (...). Miłość jest tu zanurzona wyłącznie w przeszłości. Stanowi nieodłączną część żałoby, poczucia winy i żalu. Ostatni etap miłości – powrót i pogodzenie – jest obecny w filmie jedynie jako wspomnienie. W dodatku nie jest to wcale wspomnienie prawdziwego życia, a jedynie filmów. Godard nawiązuje do ostatniego zdania z Kieszonkowca Roberta Bressona: „Jeanne, jakże dziwną ścieżką musiałem pójść, by cię odnaleźć”. Jeszcze bardziej bezpośrednio odwołuje się do "Atalanty" Jeana Vigo (...). Godard odwraca czas, dzieląc film na dwie części, z których późniejsza jest bardzo rozbudowaną retrospekcją. Podział ten jest odbiciem opinii reżysera o wyraźnej cezurze XX wieku. Godard uważa, że II wojna światowa i powstanie telewizji stanowią wyraźną cezurę między czasem przed i po. Retrospekcja intensyfikuje znaczenie filmu jako pochwały zmarłych (w języku francuskim takie właśnie znaczenie ma słowo „eloge”), powrotu do przeszłości, uczuć żalu i rozpaczy, że bezpowrotnie utraciliśmy coś niezwykle cennego, co kiedyś nie wydawało nam się ważne (...). W filmie jest niewiele dialogów. Zdania są pełne niejasnych odniesień i ledwie sugerowanych znaczeń. Bardzo często słyszymy głos osoby nie widząc jej na ekranie. Doświadczamy uczucia, że wszystko, co wiemy o przeszłości, to wyłącznie kwestia ulotnych wrażeń, które nadają charakter naszym wspomnieniom (...). "Pochwała miłości" to najpiękniejszy film Godarda. Obrazy i dźwięk są zmontowane w sposób niezwykle złożony, co jednak nie zakłóca odbioru filmu. Został on stworzony podobnie jak komponuje się muzykę. Fragmenty obrazów, zdań i dźwięków są traktowane niemal jak pojedyncze nuty – razem tworzą muzyczne frazy, czasem homofoniczne, czasem zaś rozchodzące się złożonym kontrapunktem (...). Muzyka nadaje filmowi lekkość. Sceny płynnie przechodzą jedna w drugą, nie tracąc przy tym nic ze swej odrębności (...). Film kończy zdanie Edgara: „Być może nic nie zostało powiedziane”. Edgar powtarza je cztery razy, za każdym z coraz większą obawą i świadomością własnych wątpliwości. Obawy trzydziestoletniego Edgara są niewątpliwie odbiciem obaw siedemdziesięcioletniego Godarda, dotyczących jego reżyserskiej pracy. Choć jednak te słowa padają na końcu filmu, w pewnym sensie także go rozpoczynają. Prawdziwa sztuka rodzi się ze zwątpienia.
Amy Taubin, „Filmcomment” 1/2/2002
W centrum filmu jest dosyć neutralny bohater (Bruno Putzulu), który czyta książkę z białymi stronami. Tekst do niej nie został jeszcze wydrukowany bądź jest już wymazany. Ma on określony plan – przywołać cztery lata i cztery etapy miłości. Ten plan ukazany na początku filmu nic w nim nie ustala i potrzeba czasu, aby widz zrozumiał, że ten schemat organizacyjny to fałszywy ślad (pozostałość po pierwszym scenariuszu, którego Godard nie miał ochoty realizować). W zamian, uwagę widza przyciąga rozmowa dwóch osób – o kimś, kto wchodzi do pokoju mówimy, że jest młody lub stary, ale nie mówimy, że jest dorosły. To proste stwierdzenie staje się ukrytym lejtmotywem filmu (…). Rzadko w kinie, a jeszcze rzadziej u Godarda, widz odczuwa to, czego doświadcza w kontakcie z "Pochwałą miłości" – pojęcia historii w całym jej bogactwie, mając przy tym pewność, że film nigdy nam jej nie opowiedział. Pochwała miłości czyni złożoną historię doskonale czytelną, bez odwoływania się do zwykłych zabiegów narracyjnych. To jest w tym filmie najbardziej ujmujące. Młodzi wczoraj, dzisiaj są już starcami. Godard także do nich należy i po raz pierwszy zmierza się z Nową Falą. Nigdy jeszcze Godard nie mówił z taką śmiałością: to nie de Gaulle wyzwolił Paryż, ale właśnie Nowa Fala, Maj ’68 umożliwiły wzięcie drugiego oddechu temu miastu, którego ostatnie tchnienie rejestruje Godard, filmując szkielet ruin zakładów Renault. Ta pochwała przemienia miasto w zwierciadło, w którym odbija się czas Nowej Fali i czas historii.
Charles Tesson, „Cahiers du cinéma” 5/2001
"Pochwała miłości" Godarda to gęsty znaczeniowo, pełen niejednoznacznych aluzji film (...). Godard, jeden z największych reżyserów w historii kina, opowiada w nim o swoim stosunku do Hollywoodu, amerykańskim materializmie, kłopotach związanych z robieniem filmów (głównym bohaterem jest reżyser), etapach miłosnego związku, Paryżu i historii. Na poziomie wizualnym "Pochwała miłości" to prawdziwe arcydzieło. Pierwsza część filmu, w której bohater poszukuje obsady do swojego artystycznego projektu, została nakręcona na czarno-białej taśmie 35-mm. Drugą część, która jest retrospekcją, Godard nakręcił techniką cyfrową, wypełniając kadry niezwykle nasyconymi kolorami.
Bohater filmu pragnie pokazać trzy pary w różnym wieku, które mają reprezentować kolejne etapy miłosnego związku. Nie wie jednak, czy zrobić o tym film, sztukę teatralną, operę czy może napisać powieść. Spaceruje po Paryżu i omawia swój projekt z przyjaciółmi. Godard pokazuje to na ekranie w bardzo realistyczny sposób. W scenie, w której bohater dzwoni z budki telefonicznej jego głos zagłuszają przejeżdżające samochody.
W drugiej połowie filmu ujawniają się prawdziwe emocje Godarda, jego gniew i złość. Oglądamy stare małżeństwo mieszkające w Bretanii, które, by nie stracić domu, sprzedaje opowieść o swojej przeszłości amerykańskiej firmie Spielberg Associates and Inc.
„Amerykanie nie mają przeszłości” - stwierdza bohater. „Nie mają wspomnień. Kupują kawałki przeszłości innych ludzi i sprzedają je jako filmowe obrazki”.
Wielu amerykańskich krytyków miało za złe Godardowi taki stosunek do ich kraju. Należy pamiętać jednak, że francuski reżyser nie jest w swych poglądach odosobniony (...). "Pochwała miłości" to film który udowadnia, że Godard ma jeszcze ciągle wiele do powiedzenia.
Jonathan Curiel, „San Francisco Chronicle” 27.09.2002
Filmem "Pochwała miłości" Godard powraca na ulice Paryża, pięknie filmowane na czarno - białej taśmie przez Christopha Pollacka. Jest to powrót reżysera do źródeł młodzieńczych inspiracji (...). Ten film to impresja na temat historii, polityki i miłości (...). W drugiej części filmu reżyser krytykuje kulturowy imperializm Ameryki. W jednej z bardziej dowcipnych scen bohaterowie stoją na tle wiszących obok siebie plakatów do filmów Kieszonkowiec Bressona i Matrix (...). W połowie filmu następuje nagła zmiana z taśmy czarno -białej na obraz kręcony techniką wideo. Być może Godard dowcipnie pokazuje że czarno-białe zdjęcia to najbardziej nowoczesny sposób przedstawienia rzeczywistości - malarze przecież nigdy nie malowali czarno-białych obrazów. Pochwała miłości to filmowy poemat - trudny, czasem zbijający z tropu, ale także inspirujący i poruszający.
Peter Bradshaw, „Guardian” 23.11.2001
Nawet jeśli, jak wskazuje tytuł, film jest pochwałą miłości, to jest w niej dużo smutku, żalu i tęsknoty za czasem, który minął (...). Krytyka amerykańskiej kultury, mocno zaakcentowana w filmie, od bardzo dawna jest znakiem rozpoznawczym francuskich intelektualistów. (...) "Pochwała miłości" to najbardziej spójny i przemyślany film Godarda od wielu lat. Reżyser doskonale panuje nad wizualną stroną filmu. Obrazy, które nam pokazuje wciąż emanują niezwykłą magią, wciąż czarują i zachwycają. (...) W pesymizmie Godarda jest coś niezwykle poruszającego. "Pochwała miłości" to protest człowieka, który odkrywa że historia przeszła obok niego.
O. A. Scott, „The York Times” 6.09.2002