Reklama

"Pierwszy krzyk": ZAĆMIENIE

Bohaterki filmu Gillesa de Maistre'a łączy jeszcze jedna, niezwykła okoliczność: swoje dzieci rodzą w dniu zaćmienia słońca. Cień księżyca przechodzi przez kolejne kontynenty i kraje a my towarzyszymy kolejnym ciężarnym w wielkim misterium narodzin. Reżyser zaprasza nas do obserwowania tych niezwykle intymnych i emocjonalnych chwil w różnych zakątkach świata: od Tanzanii, przez Puszczę Amazońską po Japonię i Syberię. Jak różne są kultury i kraje z których wywodzą się bohaterki, tak różne są też nastroje i wybory towarzyszące narodzinom potomka. Zobaczymy więc rajski poród w wodzie w towarzystwie delfinów i cesarkę przeprowadzoną przy minus 50 stopniach Celsjusza za oknem; całkowicie naturalny, odbywający się bez jakiejkolwiek asysty poród w domu i przepełnioną porodówkę w Wietnamie, gdzie dziennie przychodzi na świat 120 dzieci.

Bohaterki filmu Gillesa de Maistre'a łączy jeszcze jedna, niezwykła okoliczność: swoje dzieci rodzą w dniu zaćmienia słońca. Cień księżyca przechodzi przez kolejne kontynenty i kraje a my towarzyszymy kolejnym ciężarnym w wielkim misterium narodzin. Reżyser zaprasza nas do obserwowania tych niezwykle intymnych i emocjonalnych chwil w różnych zakątkach świata: od Tanzanii, przez Puszczę Amazońską po Japonię i Syberię. Jak różne są kultury i kraje z których wywodzą się bohaterki, tak różne są też nastroje i wybory towarzyszące narodzinom potomka. Zobaczymy więc rajski poród w wodzie w towarzystwie delfinów i cesarkę przeprowadzoną przy minus 50 stopniach Celsjusza za oknem; całkowicie naturalny, odbywający się bez jakiejkolwiek asysty poród w domu i przepełnioną porodówkę w Wietnamie, gdzie dziennie przychodzi na świat 120 dzieci.

MEKSYK

Adriana, doświadczona położna, specjalizuje się w porodach w wodzie. Gaby, jej podopieczna, oczekując narodzin swojego drugiego dziecka ćwiczy w basenie z delfinami. Adriana od lat zgłębia wpływ jaki ma kontakt z tymi zwierzętami na dziecko w brzuchu matki i po porodzie. Wydawane przez delfiny ultradźwięki docierają do dziecka za pośrednictwem wód płodowych. Jak dowodzą badania wibracje które im towarzyszą mają korzystny wpływ na pracę ludzkiego mózgu, pozwalają zrównoważyć działanie lewej i prawej półkuli. a także wzmacniają układ immunologiczny. Adriana i współpracujący z nią lekarze oraz trenerzy delfinów proponują rodzącej przeciwieństwo odhumanizowanego szpitalnego porodu podczas którego kobieta traktowana jest jak maszyna i nikogo nie interesują jej indywidualne potrzeby, uczucia, myśli, życzenia czy emocje, które towarzyszą narodzinom dziecka. Także dziecko zasługuje na to, by traktować je z odpowiednim szacunkiem, jak myślącą i czującą istotę. Proces narodzin jest częścią natury, nie powinno się go w żaden sposób zaburzać. Zdaniem Adriany przyspieszanie porodu poprzez podawanie leków, czy cesarskie cięcie pozbawia dziecko siły, potrzebnej by zaadaptować się w nowych warunkach. Dzieci urodzone siłami natury, w sposób niezmedykalizowany są spokojniejsze, bardziej otwarte i chętne do poznawania świata, szybciej też się rozwijają: wcześniej zaczynają siadać, chodzić, mówić, a także czytać i pisać. "Witając nowego człowieka z należną mu miłością i szacunkiem, zasiewamy ziarno miłości i pokoju dla całej ludzkości" - mówi Adriana.

Reklama

STANY ZJEDNOCZONE

Vanessa mieszka w małej artystycznej komunie w stanie Maine. Decyduje się na bardzo popularny ostatnimi laty w USA tzw. "poród wolny" (free birth), który odbywa się w domu, bez asysty lekarza lub nawet położnej - nic nie powinno zakłócać więzi między matką a dzieckiem. Ruch na rzecz wolnych porodów powstał jako odpowiedź na nadmierną medykalizację narodzin i postuluje powrót do fizjologicznych korzeni, do natury. Matka jest osobą najbardziej wykwalifikowaną do tego, by sprowadzić swoje dziecko na świat, nie potrzebuje do tego leków, kroplówek, sprzętu, ani personelu medycznego. Wystarczy, że zaufa instynktowi macierzyńskiemu.

Choć to jej pierwsze dziecko Vanessa jest całkowicie pewna, że poradzi sobie sama, bo jej ciało wie, co powinno robić. Wierzy, że nawet jeśli pojawią się nieoczekiwane problemy podczas porodu, to instynktownie znajdzie odpowiednie rozwiązanie. Jej partner Michael oraz pozostali mieszkańcy wielkiego domu: artyści i działacze społeczni związani z ruchem alterglobalistycznym razem z nią czekają na pierwsze skurcze. Cała społeczność będzie uczestniczyć w narodzinach swojego nowego członka. Michael niepokoi się zbliżającym porodem, chciałby żeby na wszelki wypadek była w pobliżu położna. Jednak Vanessa jest całkowicie pewna swojej decyzji, by rodzić samodzielnie. Sama się przygotowuje: ćwiczy jogę i masaże, przygotowuje ziołowe herbaty, które pomogą jej się rozluźnić. Poród zaczyna się przy pełni księżyca. Vanessa siedzi w nadmuchiwanym basenie w swojej sypialni. Towarzyszą jej wszyscy członkowie wspólnoty, którzy śpiewem pomagają jej znieść trudy narastających skurczów.

BRAZYLIA, PUSZCZA AMAZOŃSKA

Majtonre czuje, że zbliża się poród. Prosi więc swoją matkę, by pomalowała jej ciało w rytualne wzory - tak przebiegają przygotowania do narodzin dziecka w plemieniu wojowniczych Indian Kayapo. Wioskowa akuszerka dotyka ozdobionego szerokimi pasami brzucha i potwierdza, że dziecko jest już gotowe. Majtonre wciera w brzuch maść z zebranych w puszczy liści, która łagodzi ból; pomaga też wykonywany przez akuszerkę masaż. Zebrane wokół kobiety asystują rodzącej, a jej mąż Kencro i dwójka starszych dzieci niecierpliwie czekają na nowego członka rodziny.

SAHARA

Wywodzące się z koczowniczego ludu Tuaregów kobiety rodzą swoje dzieci bezpośrednio na piasku pustyni, jak nakazuje tradycja. Dla młodziutkiej Mane, która rodzi swoje pierwsze dziecko, to bardzo trudne doświadczenie, okropnie cierpi, ból jest nie do zniesienia. Zgromadzone wokół namiotu kobiety z matką Mane na czele próbują ulżyć jej cierpieniu, lecz młoda matka jest zupełnie wycieńczona. Mohamed, jej mąż, powiadomiony przez akuszerkę, że nie wszystko przebiega zgodnie z planem, składa ofiarę z kozy, by Bóg zechciał ocalić jego żonę i dziecko. Krew wsiąka w piach, zgodnie z odwiecznym rytuałem.

WIETNAM

Hung jest lekarzem ginekologiem w największym szpitalu położniczym na świecie w mieście Ho Chi Minh dawniej znanym jako Sajgon. Dziennie rodzi się tu około 120 dzieci, jednocześnie na sali porodowej przebywa 20 kobiet. Nie poznajemy ich imion, nie dowiadujemy się niczego bliższego ponad nagły grymas bólu widoczny na tej, czy innej twarzy. Ta anonimowość i brak indywidualnego podejścia dobrze oddają atmosferę tej wielkiej położniczej fabryki - dzieci rodzą się tu jak na taśmie w fabryce. Sprawne położne porywają je natychmiast po urodzeniu, myją, ważą i mierzą pod wielkimi lampami a następnie wprost na małych ciałkach zapisują numery i nazwiska rodziców, by uniknąć prawdopodobnej przy takim zmieszaniu zamiany dzieci. Na zatłoczonych salach a nawet na korytarzach czekają kolejne ciężarne... Dr Hung pozostaje zadziwiająco spokojny w tym rejwachu, znajduje czas na rozmowę z ojcem nowo narodzonego dziecka, na pocieszenie cierpiącej pacjentki a nawet żarty.

INDIE

Benares to święte miasto hinduizmu, znane z rytualnych, oczyszczających kąpieli w Gangesie, do którego codziennie przybywają tłumy pielgrzymów. Sunita i jej mąż przeprowadzili się tam w nadziei na polepszenie losu. Niestety nadal są biedni, żyją w nader skromnych warunkach, niemal bezpośrednio na ulicy. Tam też wychowują troje dzieci i oczekują narodzin kolejnego potomka. Sunita nie chce rodzić w szpitalu, boi się, że lekarze zmuszą ją do cesarki, a potem będą żądać pieniędzy. Nie stać jej na to, idzie więc do lokalnej znachorki, która będzie asystować przy porodzie w zamian za drobną opłatę. Akuszerka obdarowuje Sunitę ryżem na szczęście i zapewnia, że wkrótce urodzi się synek - Sunita nie chce kolejnej dziewczynki, bo nie ma pieniędzy na posag.

JAPONIA

Yukiko chce urodzić w sposób naturalny, zgodny z japońską tradycją. W szpitalnej rutynie razi ją to, że ciężarną traktuje się w odhumanizowany sposób. A przecież jak mówi lekarz, który opiekuje się Yukiko kobieta nie jest maszyną, a dziecko nie jest produktem. Nie jest też osobą chorą, nie ma więc potrzeby szpikować jej lekami. Doktor Yoshimura jest dla Yukiko jak członek rodziny - pomógł sprowadzić na świat ją samą, jej brata i jej córeczkę. Teraz przygotowuje się do narodzin drugiego dziecka Yukiko. Doktor korzysta z nowoczesnych metod diagnostycznych, takich jak USG, lecz w kwestii porodu jest tradycjonalistą. W domu, który stworzył dla swoich podopiecznych wszystko odbywa się jak przed 200 laty. Oczekujące kobiety wspólnie pracują, gotują i sprzątają. W chwili narodzin mogą być z najbliższymi. Doktor nie interweniuje jeśli nie jest to konieczne, zapewnia rodzącym komfort, harmonię i spokój, aby mogły przeżyć ten niezwykły moment na swój sposób. Yukiko zdecydowała, że jej córka Utano będzie obecna przy narodzinach młodszego brata. Wierzy, że dla trzyletniej dziewczynki kiedyś będzie to wspaniałe wspomnienie.

TANZANIA

W kulturze Masajów dzieci są symbolem zamożności. Olesietoi, żonaty z dziesięcioma kobietami ma ich już około setki. Kokoya jego piąta żona właśnie spodziewa się ich szóstego wspólnego dziecka. Oboje mają nadzieję, że będzie to córka, bo wówczas Olesietoi może liczyć na bydło w zamian za przyrzeczenie ożenku - dziewczynki są swatane już w wieku niemowlęcym. Do porodu przygotowuje ją stara położna Nasieku, która już od 50 lat przyjmuje dzieci rodzące się w wiosce. Jak mówi asystowała przy około trzech tysiącach porodów. Masajkom nie wolno okazywać bólu, wszystko musi odbyć się w ciszy, Kokoya może pozwolić sobie tylko na ciche pojękiwanie. Jako środek wzmacniający dostaje do picia krowie mleko zmieszane z krwią.

FRANCJA

Sandy jest wziętą tancerką. Uwielbia swój zawód i pracuje dalej mimo wydatnego brzuszka; podoba jej się jej zmienione ciało, nowy sposób w jaki się porusza. Tancerki są zazwyczaj w pełni oddane swojej wymagającej życiowej pasji i nie myślą o dzieciach. Sandy także nie planowała rodziny dopóki nie spotkała Freda. Teraz czekają na narodziny synka - kiedy widzą jego twarzyczkę na trójwymiarowym USG ogarnia ich wielkie wzruszenie. Sandy uważa, że malutki jest bardzo podobny do taty. Będzie rodzić w szpitalu,

kiedy zaczynają się skurcze muszą z Fredem przejechać przez zakorkowane miasto. Trochę się denerwują, że nie zdążą i mały Nino urodzi się w samochodzie...

SYBERIA

Na dworze mróz dochodzi do -50 stopni Celsjusza, ale dla Elizabety pochodzącej z ludu żyjących na dalekiej północy Dołganów taka temperatura nie jest zaskoczeniem. Helikopter przywiózł ją z okolic bieguna do szpitala w Hatandze, niedaleko Krasnojarska. Jej mąż został, by pilnować reniferów i psich zaprzęgów. Elizabeta jest sama w szpitalu i bardzo się boi. Zwłaszcza, gdy lekarze mówią, że konieczna będzie cesarka, bo dziecko jest zbyt duże, by ryzykować poród naturalny.

materiały dystrybutora
Dowiedz się więcej na temat: Pierwszy krzyk
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy