Reklama

"Pearl Harbor": REALIZACJA

Realizacja "Pearl Harbor" była spełnieniem marzeń producenta Jerry'ego Bruckheimera i reżysera Michaela Baya. Wielu z twórców filmu - w tym Bruckheimer, Bay i odtwórca jednej z głównych ról Ben Affleck - zgodziło się na obniżkę gaż byle tylko pozyskać fundusze na realizację filmu.

Zrealizowany na podstawie scenariusza Randalla Wallace'a ("Waleczne Serce - Braveheart") film nie jest paradokumentalną rekonstrukcją wydarzeń historycznych. Opowiada o zwykłych ludziach, którym przyszło żyć w niezwykłych czasach. Jerry Bruckheimer mówi: Pearl Harbor to bez wątpienia jeden z najważniejszych punktów zwrotnych w historii. Amerykanie stanęli w obliczu tragedii, szybko jednak otrząsnęli się z szoku i przystąpili do działań wojennych odnosząc tryumfalne zwycięstwo nad wrogiem. Nasz film to opowieść o przyjaźni i miłości, o mężczyznach i kobietach, wojskowych i cywilach, którym dane było żyć w tamtych czasach. Atak na Pearl Harbor porwał do czynu cały naród amerykański. Nie byliśmy przygotowani do wojny, a wystarczyło kilka godzin, by chłopcy stali się mężczyznami i nic nie było takie jak przedtem. Japończycy walczyli w obronie swojej ojczyzny. Nie wolno zapominać, że na Japonię nałożono embargo odcinając temu krajowi dostawy ropy naftowej, Japończycy czuli więc, że muszą zdecydować się na bardzo radykalne posunięcie. Podobnie jak to ma miejsce w przypadku wielu akcji militarnych japońscy żołnierze dopiero po rozpoczęciu misji dowiedzieli się co będzie celem ich ataku. My chcieliśmy nakręcić film atrakcyjny dla masowej widowni, a zarazem uchwycić ducha tamtych czasów.

Reklama

Autor scenariusza Randall Wallace, który o ataku na Pearl Harbor usłyszał po raz pierwszy od rodziców, mówi: Jako dramaturga nie interesowały mnie zakulisowe rozgrywki polityków z Waszyngtonu. Nie sądzę, by to oni tak naprawdę decydowali o przebiegu historii, wierzę bowiem, że los świata spoczywa w rękach zwykłych ludzi. Tołstoj powiedział, że wystarczy, by jeden człowiek odrzucił broń i zaczął uciekać krzycząc: "Zdrada, już po nas!", a cała reszta wpadnie w panikę. Wystarczy jednak, by jeden człowiek podniósł sztandar i krzyknął: "Do ataku!", a porwie do walki cały oddział. Uważam heroizm za rzecz naturalną, prawdziwą, niemal namacalną. O tym jest mój scenariusz.

Wielu świadków ataku na Pearl Harbor, których zaproszono na plan filmu, nigdy dotąd nie opowiadało o swych przeżyciach. Niektórzy z nich przyprowadzili ze sobą dzieci i wnuki, by podzielić się swymi opowieściami z nimi i członkami ekipy. Wielu z nich po raz pierwszy otworzyło się przed bliskimi dzieląc się z nimi tragicznymi wspomnieniami. Były chwile, gdy wszyscy mieliśmy łzy w oczach - mówi Jerry Bruckheimer.

Michael Bay mówi: Każdy z nas słyszał o Pearl Harbor, ale dla wielu z nas to tylko rozdział w podręczniku do historii. Myślę, że tak naprawdę zapragnąłem zrobić ten film dopiero wtedy, gdy spotkałem dużą grupę kombatantów z San Diego. Słuchając wspomnień sędziwych weteranów zrozumiałem, że w dniu ataku na Pearl Harbor Ameryka utraciła swą niewinność. Zdałem sobie sprawę, że każdy z tych ludzi wykazał się prawdziwym bohaterstwem.

Randall Wallace, który towarzyszył reżyserowi w wyprawie do San Diego, mówi: Dzięki temu spotkaniu Pearl Harbor przestało być dla mnie abstrakcyjnym wydarzeniem historycznym. Zrozumiałem, że w grę wchodziły nie tylko ideały, ale i ludzkie życie. Atak na Pearl Harbor był wydarzeniem, które wymyka się wszelkim opisom. Staraliśmy się przydać mu osobistego, niemal intymnego wymiaru.

Jerry Bruckheimer mówi: Poznaliśmy wiele frapujących szczegółów, bo nie szczędząc czasu ani wysiłków gromadziliśmy materiały, rozmawialiśmy z żyjącymi świadkami tamtych wydarzeń, czytaliśmy książki, słuchaliśmy archiwalnych nagrań radiowych i oglądaliśmy stare filmy dokumentalne. Dołożyliśmy wszelkich starań, by scenariusz łączył w sobie romantyzm, humor, głębię i patos, tak by widzowie zrozumieli ogrom tragedii, jaka dotknęła wiele amerykańskich rodzin po ataku na Pearl Harbor. Zależało nam bowiem, by nasz film był czymś więcej niż tylko kolejną lekcją historii.

Randall Wallace mówi: Przystępując do pracy nad scenariuszem zadałem sobie pytanie: "Gdzie tak naprawdę zaczyna się historia Pearl Harbor?". Wybrałem bitwę o Anglię, bo chciałem pokazać widzom, że świat już wtedy pogrążony był w wojnie, ale Ameryka chciała trzymać się od niej z daleka. Amerykanie mówili: "To nie nasza sprawa", wystarczyło jednak kilka godzin w grudniu 1941, aby zmienili zdanie. Gdzie kończy się nasza opowieść? Natrafiłem na wzmiankę o ataku Doolittle'a. Słyszałem o nim wcześniej, nie rozumiałem jednak jego znaczenia. Nagle okazało się, że pasuje jak ulał do naszej historii. Potem przyszedł czas na postacie. Kim byli ludzie, którzy potrafili powiedzieć: "Wiem, że zbliża się wojna i nie zamierzam czekać bezczynnie"? Jaką siłą ducha musi wykazać się pielęgniarka, która nigdy wcześniej nie była na polu walki, a teraz nagle musi opiekować się tysiącami umierających żołnierzy? Podobne postawy poruszają mnie i mam nadzieję, że poruszą także widzów naszego filmu. Wiem, że tym, co powiem, oburzę wielu, ale muszę przyznać, że zawsze najpierw piszę pierwszy szkic scenariusza, a dopiero potem studiuję realia epoki, w której toczy się jego akcja. Liczy się dla mnie przede wszystkim to, o czym opowiadam, a dopiero potem to, jak o tym opowiadam. Chcę poznać swoich bohaterów, a aby ich poznać, muszę odkryć, dlaczego idą na wojnę oraz kogo i jak kochają, a dopiero potem sprawdzić, jakie samoloty pilotują i jakie kurtki czy gogle noszą. Jeśli skupisz się na detalach, stracisz z oczu to, co najważniejsze.

Michael Bay reasumuje: Staramy się ukazać widzom pełny obraz czasów, w których toczy się akcja. Śledzimy losy czworga ludzi, Rafe'a, Danny'ego, Evelyn i Dorie'ego, którzy stają się świadkami lub uczestnikami wszystkich ukazanych na ekranie wydarzeń. Nasz film nie opowiada tylko o ataku na Pearl Harbor, opowiada o woli walki. Jak mówi Jimmy Doolittle przed rozpoczęciem nalotu na Tokio: "Nie wiem, czy wygramy tę potyczkę, ale wiem, że wygramy tę wojnę". Osoba, z którą rozmawia pyta: "Skąd wiesz?". A Doolittle odpowiada: "Bo mam ich" - i wskazuje na swych żołnierzy - "A oni mają wolę walki". W jego słowach zawiera się przesłanie naszego filmu. Każdy z bohaterów, od asa przestworzy do majtka szorującego pokład, gotów jest oddać życie. Mają bowiem określony system wartości, na pierwszym miejscu stawiają dobro ogólne, na drugim - rodzinę, na trzecim - pracę.

"Pearl Harbor" opowiada historię dwóch młodych pilotów, Rafe'a McCawleya (Ben Affleck) i Danny'ego Walkera (Josh Hartnett), który razem dorastali i są sobie bliscy niczym rodzeni bracia. Razem uczyli się latać pilotując samoloty opylające pola, teraz obaj służą w lotnictwie wojskowym.

Twórcy chcieli, by ich bohaterowie uosabiali ducha epoki. Randall Wallace mówi: Ludzie, którzy brali udział w II wojnie światowej byli świadomi i odpowiedzialni. Zdawali sobie sprawę, że jeśli nie zrobią tego, co do nich należy, będzie to musiał za nich zrobić ktoś inny.

Danny i Rafe łączą w sobie cechy wielu ludzi - mówi grający Rafe'a Ben Affleck. - Mój bohater jest człowiekiem jakich tysiące. Wstępuje do amerykańskich sił zbrojnych, a potem do brytyjskich sił powietrznych, tak jak to robiło wielu pilotów z państw neutralnych. W czasie ataku on i Danny zestrzeliwują kilka japońskich samolotów, podobnie jak to miało miejsce w przypadku dwóch autentycznych pilotów, Welcha i Taylora. Porucznicy George Welch i Kenneth Taylor mieli zestrzelić sześć z dwudziestu dziewięciu japońskich samolotów, które zestrzelono w czasie ataku. Potem nasi bohaterowie biorą udział w akcji Doolittle'a, czego tamci dwaj panowie nie uczynili. Wykraczamy więc poza prawdę historyczną, ale nie ma w tym nic nieuczciwego - takie są prawa filmowej narracji.

Przed rozpoczęciem zdjęć aktor wziął udział w tygodniowym obozie wojskowym zorganizowanym specjalnie dla członków ekipy, studiował prace historyków i zasięgał opinii licznych konsultantów. Zależało mu bowiem, by stworzyć postać prawdziwą i przekonywającą. Jak mówi: Nie przyjąłbym roli, gdybym miał choćby cień podejrzenia, że Michael Bay nakręci szowinistyczny film propagandowy. Staraliśmy się być uczciwi i wierni prawdzie historycznej. Japończyków przedstawiamy jako ludzi honoru patrzących na sprawy z pewnego punktu widzenia. Czuli się zagrożeni przez Stany Zjednoczone i zrobili to, co uważali za konieczne.

Jerry Bruckheimer mówi: Trudno mi wyrazić moje uznanie dla Bena. Jest nie tylko wspaniałym aktorem, ale i utalentowanym pisarzem. Jego czas nadszedł.

Michael Bay, który spotkał się z aktorem już wcześniej, na planie filmu "Armageddon", dodaje: Uważam rolę w "Pearl Harbor" za najlepszą w całej jego dotychczasowej karierze.

Najlepszego przyjaciela Rafe'a, Danny'ego Walkera, gra zdobywający sobie coraz większe uznanie Josh Hartnett, którego znamy z horrorów "Oni" i "Halloween - 20 lat później".

Jerry Bruckheimer mówi: Josh emanuje siłą i spokojem. Ma w sobie coś ze starej hollywoodzkiej legendy, coś z Gary Coopera i Montgomery'ego Clifta. W naszym filmie gra ważną rolę, ale wiedzieliśmy, że świetnie się wywiąże z zadania, które mu powierzyliśmy, bo jak na tak młodego aktora jest wytrawnym profesjonalistą.

Josh Hartnett mówi: Mam 22 lata i dziwnie się poczułem, gdy powiedziano mi, że w moim wieku byłbym jednym ze starszych pilotów w moim szwadronie. Ojciec mojego wuja walczył na frontach II wojny światowej i został oficerem w wieku 19 lat. Większość z jego towarzyszy broni była młodsza ode mnie. Nie wiem, jak dałbym sobie radę z tym, przez co musieli przejść. Nawet teraz, po latach, wciąż nie wygasły w nich emocje z tamtych czasów. Spotkanie z nimi było dla mnie niezapomnianym przeżyciem.

Randall Wallace mówi: Danny na własnej skórze doświadczył okrucieństwa wojny na długo przed atakiem na Pearl Harbor, co czyni z niego bardzo ciekawą postać. Widział cierpienia swego ojca, który walczył na frontach I wojny światowej i nie chce brać udziału w nowej wojnie. Zdaje sobie bowiem sprawę, że oglądał żywego trupa.

Rafe zakochuje się w Evelyn Stewart, pięknej pielęgniarce ze szpitala wojskowego. Evelyn odwzajemnia jego uczucia, ale na przeszkodzie ich szczęściu staje atak Japończyków.

Rolę Evelyn powierzono młodej brytyjskiej aktorce Kate Beckinsale, którą znamy m.in. z filmów "Wiele hałasu o nic" i "W matni". Przed rozpoczęciem zdjęć Beckinsale spędziła trochę czasu w szpitalu wojskowym, gdzie poznała pracę pielęgniarek i nauczyła się wykonywać kilka prostych zabiegów. Jak mówi: Gdy byliśmy na Hawajach, pozwolono mi wykonać kilka zastrzyków. Wstrzykiwałam oczywiście nie narkotyki, ale zwykły roztwór soli. W scenie szczepienia nakłuwam więc pośladek jakiegoś nagiego nieszczęśnika. Pod koniec miałam wrażenie, że nabieram wprawy, ale przy ostatnim z zastrzyków strzykawka śmignęła w powietrze... Moi partnerzy byli naprawdę dzielni... Muszę przyznać, że nie znajduję słów uznania dla pielęgniarek z tamtych czasów. Miały do dyspozycji bardzo ograniczone środki, a dzień w dzień musiały się opiekować setkami rannych. Racjonowano nawet środki przeciwbólowe. Dla wszystkich musiało to być straszne przeżycie...

Jerry Bruckheimer i Michael Bay zgadzali się, że rolę Evelyn powinna zagrać aktorka obdarzona pewnym typem uroku. Michael Bay mówi: Kate podoba się wszystkim. Lubią ją także kobiety, co wydało mi szczególnie ważne, bo zależało nam, by widownia kobieca zaakceptowała odtwórczynię głównej roli żeńskiej. Kate ma w sobie niewinność, a zarazem wewnętrzną siłę, co - jak sądzę - pomaga jej zjednać sobie zarówno mężczyzn, jak i kobiety. Ma ponadto urodę, która kojarzy się z epoką lat 40-tych.

Rafe zakochuje się w Evelyn od pierwszego wejrzenia, ona jednak nie jest przekonana co do szczerości jego intencji. Kate Beckinsale mówi: Rafe poczyna sobie z Evelyn dość bezceremonialnie. Jest gotów na wszystko, czego nie można powiedzieć o niej. Z książek, które przeczytałam, dowiedziałam się, że pielęgniarki musiały wypracować sobie pewne mechanizmy obronne, bo wokół nich wciąż kręcili się mężczyźni w bieliźnie, a one musiały nieco hamować ich zapędy. Rafe jest jednak bardzo wytrwały i pełen uroku, więc Evelyn pozwala mu się adorować.

Rafe jest idealistą, wstępuje więc do elitarnego Orlego Szwadronu, grupy ochotników z Ameryki, Kanady, Australii, Szwecji i innych państw neutralnych, którzy walczą po stronie Brytyjczyków w bitwie o Anglię. Porzuca więc ukochaną i najlepszego przyjaciela i obiecując, że powróci, wyjeżdża do Europy, podczas gdy Evelyn i Danny przeniesieni zostają do Pearl Harbor na Hawajach.

Josh Hartnett mówi: Danny'emu nie przychodzi to tak łatwo jak Rafe'owi. Musi sam podjąć pewne decyzje, ale Rafe ma na niego przemożny wpływ. Łączą ich silne więzi, więc kiedy Rafe decyduje się wstąpić do Orlego Szwadronu i zataja to przed Dannym, ich przyjaźń wystawiona zostaje na ciężką próbę.

Kate Beckinsale mówi: Evelyn jest zdruzgotana decyzją Rafe'a. On jest miłością jej życia.

Czwartym z głównych bohaterów jest marynarz trzeciej klasy, pomocnik w mesie Doris Miller, którego gra Cuba Gooding, Jr., wyróżniony Oscarem za "Jerry'ego Maguire'a". Postać Millera otacza aura kontrowersji. Otrzymał on krzyż marynarki wojennej za uratowanie życia kapitanowi okrętu, na którym służył i zestrzelenie dwóch japońskich samolotów. Był pierwszym czarnoskórym Amerykaninem, któremu przyznano ten order. Zginął w innej bitwie II wojny światowej, gdy jego okręt poszedł na dno.

Cuba Gooding, Jr. mówi: Miller to jedna z niewielu autentycznych postaci w naszym filmie. Był kuchcikiem okrętowym i nie wolno mu było nosić broni, nigdy więc nie przeszedł oficjalnego szkolenia. Nie potrafił obsługiwać pięćdziesięciokalibrowego działka przeciwlotniczego, a jednak uczepił się go i zrobił swoje.

Po ataku Miller nie od razu przyznał się do zestrzelenia samolotów, bo działko, którym się posłużył, nie było należycie chłodzone i spaliło się. Dorie bał się, że odpowie za zniszczenie mienia wojskowego.

Jerry Bruckheimer mówi: Nieważne, ile samolotów zestrzelił, nieważne, czy w ogóle je zestrzelił. Miller był odważnym człowiekiem, który nie wahał się ryzykować życiem, by ocalić swych towarzyszy.

Michael Bay mówi: Historycy, pisarze, nawet dokumenty marynarki wojennej Stanów Zjednoczonych nie są zgodne co do oceny wyczynu Millera. Nie pozostaje nam nic innego, jak wysłuchać wszystkich i wyciągnąć własne wnioski.

Odpowiedzią Stanów Zjednoczonych na atak Japończyków na Pearl Harbor był nalot na Tokio w samobójczej misji dowodzonej przez legendę amerykańskiego lotnictwa pułkownika Jimmy'ego Doolittle. Grany przez Aleca Baldwina płk Doolittle wyznacza na dowódców akcji Rafe'a i Danny'ego...

Randall Wallace był przekonany, że akcja Doolittle'a powinna stanowić kulminacyjny moment filmu. Jak mówi: Wielu ludzi, którzy zdają się wiedzieć wszystko o Pearl Harbor i II wojnie światowej, nigdy nie słyszało o akcji Doolittle'a, choć był to punkt zwrotny, dzięki któremu Amerykanie odzyskali morale. Nalot na Tokio był równie niespodziewany, co atak Japończyków na Pearl Harbor. Doolittle porwał się na coś, co wydawać się mogło czystym szaleństwem, wszystko bowiem wskazywało na to, że jego akcja nie ma najmniejszych szans powodzenia. Los zadecydował jednak inaczej...

Rolę płk Doolittle'a gra Alec Baldwin. Jerry Bruckheimer mówi: Od dawna chciałem z nim pracować, ale dopiero teraz udało mi się znaleźć dla niego odpowiednią rolę. Alec okazał się wymarzonym odtwórcą roli płk Doolittle, obdarzył go bowiem autorytetem i wewnętrzną siłą. Muszę przyznać, że kiedy przystępowaliśmy do realizacji, niewiele wiedzieliśmy o Doolittle'u. Potem jednak skontaktował się z nami biograf pułkownika, kilku członków jego rodziny i przyjaciół, którzy pomogli nam lepiej go poznać. Doolittle był bohaterem na długo przed wybuchem II wojny światowej. Był lotnikiem, ustanawiał rekordy, a jego nazwisko było na ustach wszystkich. Dla wielu był wzorem do naśladowania, bo bardzo poważnie traktował swoje obowiązki. Jego ludzie są mu dziś równie oddani, co sześćdziesiąt lat temu...

Plan ataku Doolittle'a opracował kapitan łodzi podwodnej, który szukał sposobu, by przechylić szalę zwycięstwa na korzyść Amerykanów. Kapitan wpadł na pomysł, by umieścić amerykańskie bombowce na pokładzie lotniskowca, który podpłynie na tyle blisko wybrzeży Japonii, że bombowce będą mogły przypuścić niespodziewany atak na przemysłowe Tokio i okolice. Po zrzuceniu bomb piloci skierują samoloty ku wschodnim granicom Chin. Pomysł kapitana z entuzjazmem przyjął naczelny dowódca amerykańskich sił zbrojnych, generał Henry Arnold, który organizację misji zlecił podpułkownikowi Jimmy'emu Doolitle.

18 kwietnia 1942 Doolittle i jego ludzie zmuszeni byli wystartować z pokładu USS Hornet 670 mil od wybrzeży Japonii, 150 mil dalej niż to zakładał pierwotny plan. Japońscy rybacy, którzy patrolowali wybrzeże, dostrzegli lotniskowiec i eskortujące go okręty. Doolittle wystartował jako pierwszy i ruszył go ataku zmagając się z wysoką falą i wiatrem wiejącym z prędkością 40 węzłów. Do Chin doleciało piętnaście z szesnastu bombowców, które wzięły udział w nalocie. Jeden z nich wylądował w Związku Radzieckim. Sowieci przechwycili bombowiec i uwięzili jego załogę. Z akcji nie powrócił żaden samolot. Ośmiu lotników wpadło w ręce Japończyków, dwóch utonęło próbując dopłynąć do brzegu po tym, jak ich maszyny rozbiły się na oceanie, jeden zginął przy próbie skoku na spadochronie.

Zdruzgotany Doolittle przekonany był, że misja zakończyła się kompletnym fiaskiem, podczas gdy w rzeczywistości dzięki niej Amerykanie odzyskali nadzieję na rychły koniec wojny. Doolittle’a awansowano na generała brygady, a prezydent Roosevelt osobiście udekorował go Medalem Honoru. Zmarł w 1993 w wieku 96 lat.

Alec Baldwin mówi: Często zdarza się, że dla potrzeb filmu mitologizuje się postacie historyczne. W przypadku Doolittle'a nie było o tym mowy, bo trudno byłoby uczynić z niego większego bohatera. Był najbardziej odważnym, mężnym i nieustraszonym człowiekiem, o jakim kiedykolwiek słyszałem. Stawiam go na równi z Lindberghiem i MacArthurem.

Rolę prezydenta Stanów Zjednoczonych, Franklina Delano Roosevelta, gra Jon Voight. Widzom niełatwo będzie go rozpoznać, nosi bowiem specjalną charakteryzację, którą opracowali Will Huff i Fionagh Cush ze Stan Winston Studios. Jej nakładanie zajmowało sześć godzin dziennie.

Jerry Bruckheimer mówi: Widzowie uwierzą, że oglądają prezydenta Roosevelta, a nie ucharakteryzowanego aktora. Jon przeszedł bowiem zdumiewającą transformację. Nawet niektórzy z członków ekipy nie wiedzieli, z kim mają do czynienia. Sam zadzwonił do mnie prosząc, bym pozwolił mu zagrać prezydenta. Jest zapalonym historykiem-amatorem i wie o Roosevelcie więcej niż ktokolwiek z nas.

Starszy brat Jona Voighta, Barry, który wykłada w Penn State University, podsunął aktorowi wyróżnioną nagrodą Pulitzera książkę "No Ordinary Time". Jon Voight mówi: Dzięki tej i innym książkom, które polecił mi Barry, zrozumiałem, dlaczego chcę zagrać Roosevelta. Dostrzegłem w nim bowiem człowieka, który wytrwał, mimo iż na jego barkach spoczywała ogromna odpowiedzialność. Atak na Pearl Harbor był dla niego straszliwym ciosem, nie załamał się jednak pod jego ciężarem. Był człowiekiem prawym, mądrym i elokwentnym. Gdy doszło do ataku, negocjował z Japończykami pokój na Pacyfiku. Poczuł, że osobiście zawiódł naród, który wybrał go na swego prezydenta.

Komandora japońskiej marynarki wojennej, admirała Isoroku Yamamoto, gra wyróżniony nominacją do Oscara za "Ziarenka piasku" Mako ("Wschodzące słońce", "Siedem lat w Tybecie"). Aktor urodził się w Japonii, gdzie mieszkał do piętnastego roku życia. Był w drugiej klasie, gdy japońska flota przypuściła atak na Pearl Harbor. Jak mówi: Pamiętam, jak tego ranka poszedłem do szkoły. Był chyba poniedziałek i wokół panowała dziwna atmosfera. Wszyscy szeptali: "Wypowiedzieliśmy wojnę Ameryce". Pamiętam, że pomyślałem: "Wojna? Co to znaczy?". Widziałem zdjęcia z wojny w Chinach i wiedziałem, co ona oznacza. Zabrakło mi tchu. Wpadłem w panikę. Cieszę się, że nasz film uczciwie stawia sprawę Japończyków. Hollywoodzkie filmy o II wojnie światowej ukazują ich z reguły jako uosobienie zła, podczas gdy tak naprawdę nikt nie wszczyna wojny bez powodu.

Yamamoto ukończył Harvard i był attache morskim kilku ambasad japońskich, w tym ambasady japońskiej w Stanach Zjednoczonych. Był przeciwny wojnie japońsko-amerykańskiej. Aktor mówi: Yamamoto był wykształcony i znał kulturę Zachodu, podczas gdy wielu współczesnych mu wojskowych i decydentów wyznawało politykę siły. Nie doceniali potęgi Zachodu i lekceważyli obiekcje Yamamoto, który znalazł się w mniejszości. Wojna była jednak nieuchronna, robił więc to, co do niego należało.

W roli komandora Minoru Gendy oglądamy cenionego aktora Cary-Hiroyuki Tagawę ("Ostatni cesarz", "Cedry pod śniegiem", "Wschodzące słońce"). Tagawa urodził się w Japonii, ale wychował w Stanach Zjednoczonych. Jego ojciec mieszkał na Hawajach i wstąpił do marynarki tuż przed końcem II wojny światowej. Później został żołnierzem zawodowym, a jego dzieci wychowywały się w placówkach wojskowych rozsianych po całym świecie. Rodzina matki Tagawy walczyła po stronie Japończyków, aktor patrzy więc na kwestie ukazane w filmie ze szczególnego punktu widzenia.

Jak mówi: Nasz film oddaje sprawiedliwość obu stronom konfliktu. Cieszę się, że Michaelowi Bayowi udało się zbudować nastrój bez posługiwania się dialogiem. Znajduje w tym odbicie kultura japońska, w której liczą się nie słowa, a uczucia i czyny. Grany przeze mnie komandor Genda był niczym samuraj. Zależało mu, by jego piloci bezpiecznie wrócili do bazy po ataku na siły wroga. To on wpadł na pomysł, by do torped przyczepić drewniane stateczniki, dzięki czemu wyrzucone torpedy opadały nie na głębokość 20-30 metrów, a niespełna 15, powodując dużo większe zniszczenia. Amerykanie nie byli przygotowani do wojny, a Genda okazał się genialnym strategiem. Pearl Harbor to drażliwy temat dla pokolenia moich rodziców. Nikt nie chce o nim dyskutować, wszyscy chcą tylko oddać cześć tym, którzy walczyli i ginęli. Liczę, że nasz film ukaże przeżycia żołnierzy walczących po obu stronach.

W czasach, w których toczy się akcja filmu, japońscy żołnierze posługiwali się własnym żargonem militarnym. Wielu z japońskich aktorów nie znało go, producenci zatrudnili więc dialektologa Mike'a Sogawę, który pełnił funkcję konsultanta i tłumacza.

Mimo iż o II wojnie światowej nakręcono setki filmów, wielu widzów wciąż nie zdaje sobie sprawy, jak wielkie zmiany zaszły w amerykańskim wojsku po ataku na Pearl Harbor. Zmieniono wtedy praktycznie wszystko, od mundurów i wyposażenia, po najprostsze komendy.

Jerry Bruckheimer mówi: Jak powiedział admirał Yamamoto: "Obudziliśmy śpiącego olbrzyma". Stany Zjednoczone już wcześniej były potęgą przemysłową, ale po przystąpieniu do wojny jeszcze bardziej umocniły swoją pozycję. Przed atakiem na Pearl Harbor nie byliśmy przygotowani do wojny, potem jednak szybko nadrobiliśmy powstałe zaniedbania. Zbudowaliśmy więcej czołgów, więcej samolotów niż jakiekolwiek inne państwo i tak wygraliśmy tę wojnę...

materiały dystrybutora
Dowiedz się więcej na temat: Pearl Harbor
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy