"Pan od muzyki": WYWIAD Z BOHATEREM FILMU
Jak został pan Clementem Mathieu?
GÉRARD JUGNOT: Od dawna znam się z Christophem Barratierem. Obaj uwielbiamy stare kino francuskie i aktorów nazywanych „ekscentrykami”, na czele z Noelem Noelem. Pewnego dnia Christophe powiedział mi, że marzy o nakręceniu swojej wersji „A Cage of Nightingales”. Ostrzegłem, go, że może z tego wyjść trącąca myszką historią o nauczycielu ratującym dzieci przed osamotnieniem zajęciami w chórku. Uważałem, że powinien zrobić film współczesny, osadzony w niezbyt odległej przeszłości, ale nie w czasach dzisiejszych, ponieważ musiałby wtedy nakręcić film o nauczycielu uczącym dzieci rapowania. W końcu, bardzo sprytnie, Christophe umiejscowił akcję w okresie powojennym, ale dołączył bardzo wzruszającą scenę rozgrywającą się współcześnie, w której bohater wspomina przeszłość i zdaje sobie sprawę, że zawdzięcza swój sukces komuś, o kim zapomniał, komu pozwolił wypaść ze swojego życia. To film bardzo nostalgiczny, niesłychanie szczery i nietypowy, taki jakie lubi produkować Jacques Perrin.
Czytał pan kolejne wersje scenariusza?
Tak. Pierwsza wydawała mi się zbyt łagodna. Dlatego poprosiliśmy o pomoc Phillipa Lopesa-Curvala, którego znam od dawna. Poprawił on scenariusz, dodając ostrości i pogłębiając postaci.
Co zadecydowało, że zaangażował się pan w ten film?
Kilka rzeczy. Na pewno zaskakujący aspekt muzyczny: muzyka wnosi dynamikę do historii, szczególnie śpiewające dzieci. Widać, że Christophe ma takie samo zamiłowanie do filmu, jak i do muzyki. Skomponował nawet razem z Bruno Coulaisem pieśni do ścieżki dźwiękowej. W rezultacie powstał film, który nosi wyraźne piętno wielkich uczuć i poruszającej siły. Ma w sobie urok pisania kredą na tablicy, urok naszego przebrzmiałego dzieciństwa.
Pańskiego dzieciństwa?
Przypomina mi moje dzieciństwo w latach 60., które nie było może tak surowe, ale równie mocno wypełnione nudą i poczuciem rezygnacji. To coś bardzo uniwersalnego.
Jak opisałby pan swojego bohatera?
To postać chaplinowska. Człowiek przegrany, który nie odniósł sukcesu jako muzyk, ale poprzez swoje uczynki umożliwia to innym. Przekazuje płonącą pochodnię innym, to bardzo wzruszające. Ludzie tacy jak on, spuszczają zasłonę nad swoim osobistym życiem. Wielu nauczycieli ma w sobie taki altruizm. To nasuwa pytanie, na czym właściwie polega życiowy sukces.
Co pomagało panu w grze?
Zwracałem uwagę na szczegóły wyglądu zewnętrznego. Nosiłem stare buty, nigdy nie zmieniałem garnituru, tej samej wytartej marynarki. W scenach z chórem, dyrygent uczył mnie prawidłowych gestów.
Granie z dziećmi jest nietypowe.
Nakręciłem wiele filmów z dziećmi. One cię prowadzą. W czasie fali upałów siedziałem w klasie z 40 dziećmi, które były bardzo miłe, ale mogły wykończyć swoją energią. Wypuszczenie ich z klasy trwało 15 minut, a ściągnięcie z powrotem – 2 godziny. Na planie panował zarówno luz, jak i dyscyplina. W czasie zdjęć pokazywano właśnie parę moich filmów w telewizji, które spowodowały, że dzieci poczuły do mnie więcej sympatii i szacunku. Po pracy opowiadały mi o swoich problemach, uczuciach, czy rzeczach, które je śmieszą. Ostatni dzień był okropny. Wszystkie dzieciaki płakały. Czułem się jak nauczyciel opuszczający dzieci na koniec roku. Znałem ich wszystkie dziwactwa. Te, które od razu rzucają się w oczy, i te ukryte. Cały czas musiałem uważać, by nikogo nie faworyzować. Oczywiście, pomagałem im grać, być naturalnym na planie.
Dlaczego został pan współproducentem tego filmu?
W ten sposób pokazałem, że zależy mi na tym filmie, że jestem w niego zaangażowany. Ale największe ryzyko podjął Jacques. Nie miał żadnych wątpliwości, gdy trzeba było powtarzać sceny, dostarczać tyle środków, ile było niezbędne, by uzyskać najlepszy efekt. On wie, do czego służą pieniądze – do robienia filmów.
Czy były sceny, których się pan obawiał?
Tak, sceny z chórem. Jednak okazały się cudowne, ponieważ dzieci, które na początku zdjęć śpiewały do podkładu z nagranych wcześniej piosenek i robiły to okropnie, pod koniec filmu śpiewały już perfekcyjnie, zupełnie jak w filmie. Odkryłem siłę śpiewu. Wielu ludzi śpiewa w chórach, bo śpiew cię wyzwala.
Co wyniósł pan z filmu?
Film zaczyna się w chmurach, a kończy w blasku słońca. Może dlatego, że często czuję się jak starzejące się dziecko, ale zdjęcia z tymi dzieciakami, nostalgia za dzieciństwem, wszystkie te emocje miały w sobie coś z fantastycznego letniego obozu.