Reklama

"Opowieści z Narnii: Lew, czarownica i stara szafa": OBSADA Z KLASĄ

Do ról dziecięcych przeprowadzono casting, dzięki któremu wyłowiono młodych aktorów spośród dwóch tysięcy kandydatów. Poszukiwania trwały aż dwa lata. Specjaliści od odkrywania talentów (a z nimi często sam Adamson) przemierzyli Anglię dosłownie wzdłuż i wszerz, odwiedzając szkoły i kółka dramatyczne. Ostatecznie do roli Łucji wybrano dziewięcioletnią debiutantkę, Georgie Henley. Skandar Keynes (13 lat) zagrał Edmunda, szesnastolatka Anne Popplewell (która wystąpiła wcześniej m.in. w „Dziewczynie z perłą”) wcieliła się w postać Zuzanny, a William Moseley (17 lat) został filmowym Piotrem.

Reklama

William wspominał: To nie żaden chwyt reklamowy. Podczas tej długiej pracy bardzo zbliżyliśmy się do siebie i powstały między nami prawdziwe więzi, jak w rodzinie. Potwierdzała to Anne: Georgie była jak moja siostrzyczka, a chłopaki jak bracia.

Dzieci dobrze znały książki Lewisa. Tak swoją przygodę z jego prozą wspominał Will, który jest synem znanego operatora Petera Moseleya: Mama czytała mi „Opowieści...”, albo puszczała taśmę na dobranoc, gdy miałem dziesięć lat. Szczerze mówiąc, zawsze po jakichś dziesięciu minutach zasypiałem, choć lubiłem tę historię. Mama zaczęła mnie namawiać do samodzielnej lektury, gdy miałem piętnaście lat. Opierałem się – wiecie, w tym wieku nie za bardzo zwracamy uwagę na sugestie rodziców. Ale któregoś razu wziąłem się jednak za czytanie i od razu połknąłem cztery rozdziały. Wsiąknąłem w ten świat.

Anne Popplewell cieszyła się z wielkiej filmowej przygody. Mówiła, że oglądanie samej siebie w zwiastunach pozostawia dziwne wrażenie. Przede wszystkim jednak dostrzegła w utworach Lewisa ważne przesłanie. Myślę, że ciągle chcemy do nich wracać nie tylko dlatego, że opisują fascynujący, fantastyczny świat, lecz także z tego względu, że wyrażają głębokie przekonanie, iż trzeba przezwyciężyć lęk i starać się zwyciężać zło dobrem, bo jeśli się opuści ręce, to świat, podobnie jak i Narnia, może zniknąć – mówiła.

Adamson nie obawiał się pracy z młodymi aktorami. Oczywiście, czasem zdarzały się kłopoty, ale wszyscy wnieśli ze sobą na plan mnóstwo naturalności i energii. Naprawdę dużo więcej nam dali, niż otrzymali od nas w formie podpowiedzi i wskazówek. Może dlatego, że tak jak do Anny, przemówiło do nich to, co napisał Lewis.

Młodym aktorom początkowo sprawiało trudność granie do zielonych ekranów zastępujących fantastyczne postaci. Zgodnie przyznawali, że było to trochę zabawne, a trochę przerażające. Często więc zdarzało się, że ich partnerem zostawał reżyser lub jego asystenci. Stopniowo jednak praca z ekranami zaczęła wyzwalać ich wyobraźnię i fantazję.

Anne była zresztą zdania, że film w którym występują, bardzo różni się od cyklu przygód Harry’ego Pottera czy adaptacji Tolkiena. Mamy tu do czynienia z prawdziwymi postaciami, nie ma w nich nic umownego. Działają w fantastycznym świecie, ale ich charaktery są uchwycone w najdrobniejszych szczegółach.

Wszyscy bez wyjątku byli zachwyceni Tildą Swinton. Gdy zobaczyłam ją po raz pierwszy w kostiumie, byłam przerażona, ale zrozumiałam też, że nie jest jakimś tandetnym wcieleniem zła – mówiła Anne. – Ma w sobie tyle dystynkcji, subtelności. Zadziwiające, że prywatnie Tilda jest bardzo mało podobna do swoich postaci. Mocno stąpa po ziemi, jest zwyczajna, przyjacielska, i zupełnie nie onieśmiela.

Do współpracy pozyskano też wielu znakomitych aktorów, z reguły brytyjskich, znanych głównie z wybitnych kreacji teatralnych, jak Ray Winstone, Jim Broadbent, Rupert Everett.

materiały dystrybutora
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy