"Operacja Świt": ODYSEJA DIETERA DENGLERA
Zimą 1966 roku pilot US Navy Dieter Dengler wyruszył z krążownika USS Ranger w samolocie Skyraider w swoją pierwszą misję nad granicę między Laosem a Północnym Wietnamem. Dalsze jego losy stały się jedną z najbardziej pasjonujących opowieści o przetrwaniu, jakie zna historia.
Gdy Dengler został zestrzelony nad szlakiem Ho Chi Minh, członkowie jego oddziału doszli do wniosku, że ich kolega ma marne szanse na przeżycie. W dżungli pilot musiał zmagać się z nieludzkimi upałami, a na każdym kroku na jego życie czyhały jadowite węże oraz bojownicy z sąsiednich wiosek. Nawet jeśli udałoby mu się przeżyć wybuch samolotu i stawić czoło wspomnianym niebezpieczeństwom, trafiłby na celownik Pathet Lao, laoskiego odpowiednika Viet Congu. Wielu Amerykanów, którzy trafili do niewoli tej grupy, zniknęło bez śladu - do dziś blisko 500 osób pozostaje nieodnalezionych.
W owym czasie Stany Zjednoczony nie ujawniały prowadzenia działań wojennych na terenie Laosu, więc Dengler dosłownie przepadł dla świata. Nikt nawet nie powinien go szukać i jego los byłby przesądzony, gdyby nie jego wyjątkowa wolna przetrwania, która zrodziła się jeszcze w dzieciństwie. Urodzony w latach 30-tych w Niemczech, w Schwarzwaldzie, wychowywał się bez zabitego w Rosji ojca w domu, który uległ poważnym zniszczeniom w trakcie bombardowań. Jeszcze w ciągu wojny Denglera fascynował dźwięk alianckich samolotów, które w każdej chwili mogły przecież pozbawić go życia. Jego wytrzymałość wystawiono na największą próbę po wojnie, gdy jeszcze jako nastolatek zmagał się ze skrajną biedą, pracując jako ślusarz narzędziowy, a następnie jako kowal, nierzadko poddawany karom cielesnym przez swoich szefów. Wspominając swoje przeżycia, sędziwy Dengler zaznaczał, że doświadczenia z powojennych Niemiec złagodziły szok, jaki czekał go w Laosie.
W wieku 18 lat skuszony ogłoszeniem o zaciągu do amerykańskiej armii, Dengler przybył do USA z pustymi kieszeniami. Błyskawicznie wstąpił do Air Force, ale z racji braku wykształcenia przez długi czas przydzielano mu tak banalne zadania jak obieranie ziemniaków. Niezrażony przeciwnościami Dengler skończył college i został pilotem marynarki wojennej, gdzie szybko dał się poznać jako żartowniś i niepokorny duch.
Te cechy okazały się niezwykle przydatne po katastrofie samolotu. Jako cenna zdobycz bojowników Pathet Lao, Dengler poddawany był codziennym przesłuchaniom i marszom po okolicznych wioskach. Od początku współwięźniowie planowali ucieczkę, z którą postanowili jednak poczekać do końca pory monsunowej. W odróżnieniu od towarzyszy Dengler nie poddawał się przygnębieniu w obliczu tortur. Wreszcie latem nadarzyła się dogodna chwila do ucieczki. Pod gradem kul jedynie Dengler i Martin zdołali zbiec do dżungli.
Był to dopiero początek kłopotów. Przeprawa przez dżunglę wycieńczyła go do granic wytrzymałości. Ledwo utrzymując się na pokrwawionych nogach, musiał zbudować prowizoryczną tratwę, którą popłynął ze zdradzieckimi prądami Mekongu w kierunku Tajlandii. Po wielu dramatycznych przygodach Dengler został dostrzeżony przez pilota Eugene'a Derricka, który początkowo podejrzewał, że widzi bombę-pułapkę przez żołnierzy Vietcongu. Odnaleziony Dengler ważył zaledwie 45 kilogramów, a w plecaku trzymał szczątki węży, którymi szczęśliwie już nigdy nie musiał się żywić.
Dietera Denglera odznaczono Krzyżem Marynarki Wojennej w uznaniu niezwykłego męstwa. Po powrocie do Stanów Zjednoczonych kontynuował karierę pilota testowego. Pomimo czterech katastrof, nadal ryzykował życiem, które zakończyła dopiero postępująca choroba Lou Gehriga (stwardnienie zanikowe boczne).