"Once": MUSICAL I RZECZYWISTOŚĆ
Historia napisana i wyreżyserowana przez Johna Carneya (On The Edge, Bachelors Walk) jest ukłonem w stronę gatunku filmowego, jakim jest musical. Z drugiej strony jest to film bardzo mocno osadzony w rzeczywistości, realiach współczesnego Dublina i młodych, dublińskich artystów, których świat reżyser poznał w latach swojej młodości.
W latach 90., zanim jeszcze poświęcił się karierze filmowej, Carney grał na gitarze basowej w irlandzkim zespole The Frames. Dlatego rozumie i docenia wartość piosenki, zdając sobie sprawę, że często ma ona większą siłę sprawczą aniżeli dialogi.
"Starałem się zrobić film w mniejszym stopniu oparty na 90 stronach konwencjonalnego scenariusza, a w bardziej naturalny sposób zawierający dużą ilość piosenek. Taki był wyjściowy pomysł. Podczas pracy nad tym pomysłem narodził się Once. Poszukiwałem czegoś, co można by wyrazić w dziesięciu stronach scenariusza i dialogów. Zawsze czułem, że dwu, trzyminutowy fragment muzyczny może być równie wyrazisty jak rozmowa z, na przykład, młodą dziewczyną. Możesz mówić i mówić, i mówić".
Jednak Carney nie chciał, aby Once było klasycznym musicalem, w którym aktorzy tańczą i śpiewają. Wymyślanie głównych postaci stało się integralną częścią każdego z jego poranków.
"To zaczynało się, jak tylko siadałem do śniadania, piłem kawę, paliłem papierosa, grałem piosenki i miesiącami myślałem, jak mógłbym zrobić skromny film, który zawierałby wszystkie te piosenki - wyjaśnia reżyser. - Rozważałem (i natychmiast odrzucałem) wiele możliwych sposobów nakręcenia takiego filmu. Chciałem znaleźć prostą historię i prosty sposób realizacji. Ostatecznie zdecydowałem się na historię ulicznego, dublińskiego muzyka, kogoś kto nie ma nic do stracenia. Napisałem prostą love story, skupiając się na dwóch głównych postaciach. Potem poprosiłem Glena Hansarda (wokalistę The Frames), aby napisał kilka piosenek, które rozwinęłyby moją opowieść. Wymienialiśmy się swoimi pomysłami i ostatecznie powstało dziesięć oryginalnych piosenek i 60 stron scenariusza. Chciałem, aby moje postaci należały do świata muzyki, chciałem aby były muzykami i pieśniarzami. Było to bardziej naturalne, kiedy mogli powiedzieć do siebie "Właśnie napisałem dla ciebie piosenkę i chcę żebyś jej posłuchała". To było naturalne, że śpiewają. Dlatego pozostałem przy pomyśle ulicznego grajka i pianistki - emigrantki. Muzyka ma w tym filmie sens, dzięki temu, kim są główne postaci".