"Ogniem i mieczem": KONIE I KASKADERZY
W "Ogniem i mieczem" wystąpiło 206 koni. Do scen bitewnych były przygotowywane przez rok, selekcjonowane już w stadninach przez Marka Zaleskiego, filmowego konsultanta do spraw koni, na co dzień prezesa Centrum Wyszkolenia Jeździeckiego "Hipodrom Wola", a wcześniej dyrektora Łobeskiego Stada Ogierów. Do "spraw końskich" filmowcy podeszli z wielkim pietyzmem. Dobieramy typ i maść do odpowiednich formacji, uczymy chodzenia w szyku - mówi Tomasz Biernawski, scenograf odpowiedzialny za militaria, a także konsultant do spraw koni - Kozacy mają malutkie konie huculskie, Tatarzy - drobne, orientalne araby, regularna jazda polska - kasztany, husaria - gniade, chorążowie - srokate i szpaki. Każda formacja jeździła w nieco inny sposób - to też znajdzie odzwierciedlenie w filmie. Bardzo ważne było tzw. "ostrzeliwanie", czyli przyzwyczajenie koni do huku wystrzałów, łopotu chorągwi i pióropuszy husarskich.
Trzeba przyzwyczaić konie do jazdy w szyku, ataków ławą, galopów; najtrudniejsze będą starcia - najazdy dwóch armii w pełnym galopie. Konie nie mogą się zderzać, skutki takich zderzeń byłyby tragiczne, jeźdźcy i konie muszą opanować trudną sztukę wjeżdżania między siebie - mówił jeszcze przed rozpoczęciem zdjęć Marek Zaleski. Każdy jeździec musiał opanować sztukę prowadzenia konia jedną ręką - w drugiej zwykle dzierżył szablę bądź kopię. Na koniach, co oczywiste, powinni jeździć i główni bohaterowie. Najmniej problemów miał z tym Daniel Olbrychski, który przybył na plan z własnym ogierem - Cudnym. Koń, dosiadany przez Zagłobę, miał na imię Cymbał, co początkowo trochę odstraszało od niego Krzysztofa Kowalewskiego, doświadczonego jeźdźca, który jednak, jak sam twierdzi, najlepszą kondycję jeździecką osiągnął za czasów Rocha Kowalskiego. Świetnie radził sobie na koniu o imieniu Damar filmowy Bohun, czyli Sasza Domogarow. Wcześniej grał w rosyjskim serialu o trzech muszkieterach, gdzie spędzał dużo czasu w siodle. Nie gorsi od niego okazali się jeżdżący na koniu Oskar, filmowy Skrzetuski (chociaż jemu zabraniał często jazdy Jerzy Hoffman), jak również Podbipięta - Wiktor Zborowski, jeżdżący na Falsecie. Początkowo pewne problemy z jazdą konną miał Zbigniew Zamachowski - Wołodyjowski, który tak mówi o swoich wcześniejszych doświadczeniach: Jeszcze w szkole filmowej spadłem z konia i złamałem obojczyk. Nabawiłem się lęku przed końmi i unikałem ich przez wiele lat. Na planie "Ogniem i mieczem" stare lęki wróciły. Koń to ogromna i nieprzewidywalna maszyna. Ma swój rozum i też czuł, że się go boję, więc sobie nawzajem nie ufaliśmy. Ale bardzo dużo trenowałem, zacząłem lepiej rozumieć mojego konia - Atamana - i im mniej się bałem, tym lepiej mi szło. Jeździłem nawet galopem. Mój koń był bardzo spokojny i mądry, w końcu zaczęliśmy sobie ufać.
KASKADERZY
Gdy nie trzeba pokazywać twarzy, aktorów zastępowali dublerzy. Izabella Scorupco, chociaż często sama dosiadała konia, w trudnych scenach miała aż dwie dublerki - Izę Gronowską i Beatę Spendel. Beata Spendel, która dublowała konne przejazdy Heleny, najgorzej wspomina te sceny, w których musiała nosić ciężkie, naszywane koralikami suknie: Bo sceny kaskaderskie są dla kaskadera proste, wystarczy umieć pracować w grupie. Nie sztuka spaść z konia, trzeba tak spaść, żeby nie zrobić sobie krzywdy. Koordynatorem kaskaderów był Lech Adamowski, pracujący z Jerzym Hoffmanem już przy "Potopie", w którym dublował Daniela Olbrychskiego. W "Ogniem i mieczem" Lech Adamowski zastępuje w trudniejszych scenach Krzysztofa Kowalewskiego: Koń, na którym jedzie Zagłoba, potyka się w biegu ze zmęczenia. Aby tak się stało, albo kopiemy dół, w który koń wpadnie, albo podwiązujemy mu nogę linką i w biegu pociągamy. Do tej pory żaden człowiek ani żaden koń nie ucierpiał - mówi.
Lech Adamowski brał udział jako kaskader w ponad czterystu filmach. Jest założycielem rodea konnego i samochodowego. Jak wspomniano, pracował jako konsultant przy filmach Jerzego Hoffmana, a także z Andrzejem Wajdą, Krzysztofem Zanussim, Jerzym Kawalerowiczem, Czesławem Petelskim i Romanem Polańskim. Był inicjatorem zaangażowania polskich kaskaderów do filmu "Piraci". Lech Adamowski jest także specjalistą od kaskaderskich efektów pirotechnicznych. Jako kaskader grał we wszystkich filmach batalistycznych Jerzego Hoffmana.
Kaskaderzy nie tylko muszą jeździć konno - gdy jest potrzeba, zamieniają się w nurków: Od kolaski odpada koło, Podbipięta, człowiek o nadludzkiej sile, podnosi pojazd jedną ręką - aby można to było zobaczyć w filmie, kaskaderzy, ubrani w pianki do nurkowania, wchodzą pod wodę i dźwigają - mówi Lech Adamowski.
Sceny filmowe, które odbywały się w wodzie, ochraniała grupa ratowników, którymi kierował Jerzy Kulej. W sumie przy filmie pracowała przeszło 50-osobowa grupa kaskaderów. Dubler Longinusa, dwumetrowy Wojciech Nowacki, twierdzi, że kaskader jak kot, ma dziewięć żywotów, każdy umierał już po kilka razy na planie, a to jako Kozak, a to jako polski żołnierz.