Reklama

"Obcy - 8 pasażer Nostromo: Wersja reżyserska": WERSJA REŻYSERSKA

Pomysł zrealizowania specjalnej wersji "Obcego..." narodził się dwa lata temu, gdy szefowie studia Twentieth Century Fox postanowili odrestaurować zrealizowany w roku 1979 film Ridley'a Scotta. Przekonawszy się, że negatyw znajduje się w dobrym stanie, reżyser postanowił wprowadzić do niego kilka poprawek: Ku naszemu zaskoczeniu negatyw wciąż prezentował się całkiem nieźle, ale czernie trochę "migotały", a w niektórych ujęciach pojawiło się ziarno - mówi.

Aby zachować i wzbogacić paletę barw, studio wykonało interpozytyw (pozytywową kopię z oryginalnego negatywu), który zeskanowano następnie do pamięci komputera.

Reklama

Gdy trwały prace nad negatywem, szefowie Foxa zaproponowali Scottowi, by przygotował specjalną wersję filmu, włączając do niego sceny nigdy dotąd nie pokazywane w kinach. Reżyser mówi: Zwykle nie wracam do swoich filmów, obejrzałem jednak "Obcego..." i przekonałem się, że nie zestarzał się, mimo iż od jego realizacji upłynęły 24 lata. Jednocześnie zdałem sobie sprawę, że całe pokolenie kinomanów nigdy nie widziało filmu tak, jak powinno się go oglądać - na dużym ekranie. Doszedłem do wniosku, że nadszedł czas, by wznowić go w kinach, poprawiając wszystko to, co wydało mi się niedoskonałe. Chciałem, by "Obcy..." nie stracił nic ze swej świeżości, postanowiłem więc przygotować wersję specjalną.

Scott i szefowie studia zorganizowali ekipę archiwistów, których wysłali w poszukiwaniu brakujących materiałów filmowych i dźwiękowych.

Poszukiwania zawiodły ich do Londynu, gdzie w jednym z archiwów odkryli setki pudełek zawierających sceny i ujęcia niewykorzystane w oryginalnej wersji kinowej oraz nagrania dźwiękowe z okresu realizacji. Materiały przewieziono do Los Angeles, gdzie przejrzał je Ridley Scott.

Materiały dodatkowe poddano tej samej obróbce technicznej, co oryginalny negatyw, po czym Scott i jego ekipa przygotowali nową, cyfrową wersję filmu. Dzięki technikom komputerowym materiały oczyszczono lepiej, niż byłoby to możliwe przy zastosowaniu tradycyjnych metod "chemicznych".

Scott, który metodami cyfrowymi posługuje się od niedawna, przyznaje, że efekty pracy przeszły jego najśmielsze oczekiwania: "Obcy..." wygląda dziś równie dobrze, co 24 lata temu, o ile nie lepiej. Dzięki technikom komputerowym możemy dziś przechowywać filmy z myślą o przyszłych pokoleniach - mówi.

Wśród nowych sekwencji jest scena, którą Scott zatytułował "Gniazdo". Grana przez Sigourney Weaver odkrywa w niej szczątki Bretta (Harry Dean Stanton) i Dallasa (Tom Skerritt). Reżyser przyznaje, że zawsze lubił tę scenę, zdecydował się jednak nie włączyć jej do wersji oryginalnej, bo wydawało mu się, że spowalnia ona zapierające dech piersiach tempo ostatnich 17 minut filmu: Była to kwestia dynamiki. Wydawało mi się, że scena w gnieździe zakłóci porządek sekwencji, w której Ripley pędzi do kapsuły ratunkowej. Gdy obejrzałem ją ponownie po latach, zmieniłem zdanie i włączyłem ją do filmu - mówi.

Inne nowe sceny ukazują gwałtowną konfrontację między Lambert (Veronica Cartwright) i Ripley oraz Obcego zwisającego na łańcuchach tuż przed atakiem na Bretta.

Przygotowując wersję specjalną, Scott postanowił wprowadzić do filmu pewne skróty: Gdy ponownie oglądałem film, irytowały mnie ujęcia, które nazywam "wstępniakami" - ujęcia ukazujące scenerię lub bohaterów wchodzących do pomieszczenia, w którym toczy się akcja. Myślę, że stanowczo za bardzo zachwycałem się dekoracjami i oświetleniem - mówi. Reżyser skrócił więc niektóre z tych ujęć o 10-15 sekund. Zaoszczędziliśmy trochę czasu, przydając filmowi większej dynamiki - mówi.

Równie wiele uwagi poświęcono ścieżce dźwiękowej. Twórcy sięgnęli po oryginalny, sześciościeżkowy mix stereo, który przygotowano na potrzeby kopii na taśmie 70mm. Ku swemu zaskoczeniu odkryli, że jest on niekompletny - zrekonstruowali go, tworząc nowy stereofoniczny mix do scen dodatkowych.

Zmieniono także sygnał transmisyjny przedstawicieli obcej cywilizacji, który w roku 1979 nagrał słynny dźwiękowiec Ben Burtt ("Gwiezdne wojny").

Ridley Scott zwraca uwagę, że dzięki nowej ścieżce dźwiękowej widzowie będą mogli w pełni docenić słynną oprawę muzyczną, którą skomponował legendarny Jerry Goldsmith: To prawdziwa lekcja minimalizmu. Widzowie przekonają się, że muzyki używamy w naszym filmie tylko wtedy, gdy jest ona naprawdę potrzebna. Jerry skomponował muzykę, która porusza, zachwyca i mrozi krew w żyłach. To jedna z najlepszych i najbardziej niepokojących partytur, jakie kiedykolwiek słyszałem - mówi.

materiały dystrybutora
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy