"Nim diabeł dowie się, że nie żyjesz": O PRODUKCJI
W "Nim diabeł dowie się, że nie żyjesz" Sidney Lumet ("Pieskie popołudnie", "Serpico") przygląda się najmroczniejszej stronie ludzkiej natury. Bohaterem swojego filmu czyni rodzinę, która musi stawić czoła swojemu najgorszemu wrogowi: samej sobie. W filmie zobaczyć możemy plejadę gwiazd. Laureat Oscara Philip Seymour Hoffman wciela się w postać brokera Andy'ego, który wciąga swojego młodszego brata Hanka (nominowany do Oscara Ethan Hawke) w intrygę, z której nie ma wyjścia: napad na niewielki sklepik jubilerski na przedmieściach. To łatwy cel, tylko że... właścicielami sklepu są rodzice bohaterów.
Poza Hoffmanem i Hawke w filmie zobaczyć możemy i inne hollywoodzkie sławy i legendy. Zdobywczyni Oscara Marisa Tomei wciela się w piękną żonę Andy'ego. Pięciokrotnie nominowany do Oscara Albert Finney gra patriarchę rodziny, który za wszelką cenę stara się dojść sprawiedliwości, nie zdając sobie sprawy, iż ściga własne dzieci.
W wieku 83 lat Sidney Lumet, "reżyser aktorów", nagrodzony w 2005 roku specjalnym, honorowym Oscarem za całokształt twórczości, buduje dramat równie sprawnie, jak robił to przed laty. Miesza przy tym swoje ulubione tematy: rodziny w skrajnej sytuacji (jak np. w "Long Day's Journey Into Night") i skoku, który wymyka się spod kontroli (jak np. w "Taśmach prawdy").
- Byłem oczarowany tym scenariuszem - wspomina Lumet swoje pierwsze zetknięcie z tekstem "Nim diabeł dowie się, że nie żyjesz". - Pomyślałem, że to cudowna historia. Nie ma nic bardziej interesującego, niż dobry melodramat. Ciągłe zwroty akcji powaliły mnie na kolana - dodaje.
Lumet postrzega melodramat w sposób dość nietypowy. W czasach, gdy najbardziej liczy się "realizm" i "rzeczywistość" (to najbardziej chodliwe tematy), gatunek ten może zdawać się nieco przestarzałym i przesadzonym. Ale dla Lumeta to przede wszystkim klasyczny sposób opowiadania.
- Melodramat ma bardzo szeroki zasięg - tłumaczy reżyser. - Historia prosi widza, by ten zawiesił swój sceptycyzm i zaakceptował coraz bardziej niespodziewane okoliczności i zachowania. W prawdziwie niezwykłym melodramacie, zdarzenia rozwijają się szybko i bez ostrzeżenia. Czas biegnie szybko, a napięcie wzrasta. Nie ma czasu, by rozbudować bohatera lub zmierzyć się z jego przeszłością. Narracja biegnie dynamicznie i agresywnie. Wszystko, co nie posuwa fabuły do przodu, jest bez znaczenia - dodaje filmowiec.
Nawet tytuł nadany filmowi przez scenarzystę Kelly'ego Mastersona, zaczerpnięty ze starego irlandzkiego toastu, "Znajdź się w niebie pół godziny wcześniej, nim diabeł dowie się, że nie żyjesz", sugeruje jakiś pośpiech i wskazuje na zbliżającą się katastrofę i jej konsekwencje.
- W większości dramatów fabuła koncentruje się na bohaterach - kontynuuje Lumet. - To tego typu postać, a to nieunikniony skutek. W melodramacie mamy do czynienia z przeciwnym zjawiskiem. Bohaterowie muszą się dostosowywać do fabuły.
Według reżysera bohaterowie melodramatów rzadko kiedy bywają typami heroicznymi lub, przyjaznymi, dobrze nam znanymi ze środowiska, w którym żyjemy. Mogą być wręcz nieprzyjaźni albo wręcz godnymi pogardy, odrażającymi. A jednak widzowie na nich reagują.
- Hannibal Lecter wszystko zmienił - zauważa Lumet. - Czy ktoś z nas kiedykolwiek znał kogoś, kto zjada innych ludzi? Jak to możliwe, że postać mówi: "Zjem kogoś na obiad", a publiczność kona ze śmiechu? - zastanawia się twórca.
W "Nim diabeł dowie się, że nie żyjesz" też nie ma konwencjonalnych bohaterów. Okoliczności sprawiają, iż na światło dzienne wychodzi najgorsza cząstka każdego z członków rodziny. Dosłownie gdy tylko pojawia się okazja, dokonują najgorszych wyborów i zachowują się w sposób, który zaskakuje i przeraża nawet ich samych. Zadaniem aktora jest sprawienie, że takie zachowanie i postępowanie, nawet najbardziej ekstremalne, było wiarygodne dla widza - podsumowuje reżyser.
Lumet nie miał wątpliwości kto powinien ożywić tę zmuszającą do myślenia opowieść. Na czele swojej listy zapisał Philipa Seymoura Hoffmana. - Myślę, że Philip Seymour Hoffman to najlepszy współczesny aktor amerykański - mówi zdecydowanie. Podobnego zdania jest o reszcie swojej obsady. Był przekonany, że bez problemu sprawią oni, iż widzowie uwierzą w to, co dzieje się na ekranie.
- Pierwszy dzień przesłuchań był niesamowicie podniecający. Poza wyjątkami, nigdy wcześniej nie pracowałem z tymi ludźmi. Zresztą z Albertem Finneyem widzieliśmy się po raz ostatni na planie "Morderstwa w Orient Expressie", wiele lat temu - wspomina Lumet. - Nigdy nie pracowałem z Marisą Tomei, Ethanem Hawke, czy Philipem Seymourem Hoffmanem, ale od razu widać było, jak wielki talent posiadają - dodaje. - A praca z Albertem, po tylu latach przerwy, była ogromnym i wzruszającym przeżyciem..
Lumet dopilnował, by nie tylko w głównych rolach pojawiła się aktorska śmietanka. Ethan Hawke podkreśla, iż najwybitniejsi aktorzy sceniczni, w tym laureat statuetki Tony Brian F. O'Byrne oraz nominowana do Oscara Rosemary Harris, ubiegają się o pracę u tego reżysera, choćby tylko przez kilka dni, w epizodzie.
- Pracując z Lumetem, pracuje się z tymi wszystkimi wspaniałymi ludźmi - mówi Hawke. Aktorzy zgodnie podkreślają, iż twórca posiada niezwykłą umiejętność skupiania ich uwagi i motywowania. Do każdego indywidualnie podchodzi. - Zdarza się, że chwyta za ramię, twarz, rękę. Chce się połączyć z aktorem, i chce, by ten wiedział, że jest po jego stronie - twierdzi Hoffman. - Nie jest wstrzemięźliwy i zamknięty. Jest bezpośredni i szczery. I bardzo, bardzo pomocny. Wspiera swoich aktorów - podkreśla.
Aktorski proces twórczy jest niebywale ważny dla Lumeta. Filmy buduje tak, jak sztuki teatralne. Zaczyna od prób - od czytania, po inscenizowanie konkretnych scen w dekoracjach. Poświęca temu najczęściej dwa tygodnie, bardzo intensywne dwa tygodnie. Aktorzy przechodzą razem z nim przez cały film - tak, jak w teatrze. Pracują z dekoracjami i rekwizytami. Uczą się. Uczy się także sam reżyser. Próby dla Lumeta są święte. Nic nie może ich przerwać. - Dzięki temu dobrze poznaliśmy naszych partnerów z planu na długo przed tym, zanim się na nim stawiliśmy - mówi Ethan Hawke. - Uczestniczyliśmy w procesie twórczym i podejmowaniu ważnych decyzji, zanim padł pierwszy klaps - podkreśla. Przygotowanie to klucz do produkcji Lumeta.
Film "Nim diabeł dowie się, że nie żyjesz" nakręcony został latem 2006 roku. Zdjęcia zrealizowano w różnych dzielnicach Nowego Jorku, w tym na Manhattanie. Później ekipa przeniosła się do Hell Gate Studios w Astorii, Queens.
Nie tylko aktorzy pozostają pod wrażeniem współpracy z Lumetem. Również jego ekipa nie może wyjść z podziwu dla sposobu, w jaki podejmuje decyzje: jasności tego procesu, a także szybkości, z jaką realizuje zdjęcia. Chris Newman, dźwiękowiec, który po raz pierwszy pracował z Lumetem w 1983 roku na planie filmu "Daniel" wspomina, jak Lumet zdążył przed lunchem nakręcić najpierw scenę z 10 tysiącami statystów i sześcioma kamerami, a także kolejną, z 3 tysiącami statystów i trzema kamerami. To standard dla produkcji tego niezwykłego filmowca.
- Wszyscy są zdumieni tempem Sidneya. Na planie buduje ono wręcz elektryzującą atmosferę - tłumaczy Hawke. - Podgrzewa nerwowość, szczególnie aktorów. Ale to lubię. Choć przyzwyczajenie się do tego zabiera kilka dni - dodaje. Philip Seymour Hoffman przystosował się od razu do tej szybkości. - Gdy tylko zrozumiesz ten rytm, poddajesz się mu i podążasz za nim. Nie odnosisz wówczas wrażenia, że tempo jest szalone albo za szybkie. W jakiś sposób nigdy nie czujesz się poganiany. Wiesz, że gdy znajdujesz się na planie, kamera pójdzie w ruch - mówi. - Pracowałem z nim 32 lata temu. Dziś pracuje równie szybko, jak wtedy. Nie zmienił się - dodaje Albert Finney.
Błyskawiczne tempo pracy Lumeta wymusiło zatrudnienie 24-godzinnej ekipy konstrukcyjnej, która musiała nadążać za błyskawicznymi zmianami dekoracji. - Najbardziej skomplikowane było zbudowanie pubu Mooney's - restauracji i baru, w którym rozgrywa się wiele kluczowych dla fabuły scen - mówi Chris Nowak, scenograf, który przygotował m.in. projekty wnętrza sklepu jubilerskiego, biura Andy'ego, a także mieszkania Andy'ego, Hanka, jego byłej żony i córki, a także złodzieja Bobby'ego. Wizualną stronę filmu opracował operator Ron Fortunato, który pracował już z Lumetem przy takich produkcjach, jak "Find Me Guilty", "Strip Search" i wiele odcinków "100 Centre Street".
Historia w "Nim diabeł dowie się, że nie żyjesz" przedstawiona zostaje achronologicznie i z wielu różnych perspektyw. Widzowie dowiadują się czegoś o bohaterach wtedy, kiedy i oni sami zaczynają siebie lepiej poznawać. Zarówno Andy, jak i Hank marzą o lepszym i wygodniejszym życiu. Hank nie płaci alimentów i ledwo wiąże koniec z końcem. Andy koncentruje się na nabywaniu nowych dóbr materialnych, licząc na to, że to uratuje jego rozpadające się małżeństwo. Tak, jak wielu tonących w długach, marzą o tym, by pozbyć się zmartwień finansowych i stać się wolnymi ludźmi. Marzenia te są typowe i jak najbardziej normalne, ale tego samego nie można powiedzieć o sposobie, w jaki bohaterowie chcą je zrealizować.
Pierwsza błędna decyzja zapoczątkowuje łańcuch tragicznych wydarzeń. Pętla coraz bardziej się zacieśnia. Bohaterowie coraz szybciej tracą kontrolę nad swoim losem. Nie ma odwrotu. - Wszystko może zmienić się w ciągu sekundy. W życiu (i w melodramacie), jedyną rzeczą, której nie wiemy jest to, co zaraz się stanie - zauważa Albert Finney. - Widz czuje, że ta rodzina nie stanowi jedności. Z tego powodu bracia czują się bezkarni - mówi Hoffman. - Czy to będzie miało jakieś znaczenie? Na pewno nie dla rodziców. Otrzymają przecież ubezpieczenie. Nic im się nie stanie... aż do momentu, gdy idealny plan legnie w gruzach. Z całą swoją intensywnością i pewnym szaleństwem, jest to bardzo prawdziwa i wiarygodna historia. O takich rodzinach czyta się w prasie, słyszy w mediach. Takie rodziny spotkać można na całym świecie. Brat przeciwko bratu. Ojciec przeciwko synowi. Tragiczne, tak, ale takie rzeczy mają miejsce częściej, niż nam się zdaje - dodaje.
Sidney Lumet wychodzi od "zbrodni doskonałej" i pokazuje całą machinę, która kieruje człowiekiem, która rozpada się z powodu ludzkiej niedoskonałości i słabości.