"Niebo, piekło... ziemia": EKIPA
Oskar Rózsa, autor muzyki i dyrygent
To nie jest twoja pierwsza przygoda z filmem, ale nigdy wcześniej nie współpracowałeś z kobietą -reżyserem. Jak wyglądała współpraca i jak do niej doszło?
- Peter Kelíšek, autor zdjęć, powiedział Laurze o mnie. Byłem już drugim kompozytorem, z którym się kontaktowali, więc czułem dużą odpowiedzialność. Współpraca układała się doskonale. Laura wiedziała, o co jej chodzi, ale była w stanie również akceptować nowe pomysły, jeżeli przemówiły do jej serca.
Jak powstawała muzyka i gdzie ją nagrałeś?
- Nagrywałem głównie z orkiestrą symfoniczną słowackiego radia. Część muzyki została również nagrana w Trnawie a część w studiu, które należy do mnie i mojego ojca. Moim początkowym pomysłem była cisza. Z niej wyłaniają się obrazy, hałasy, dialogi. Z nich pochodzi inspiracja. Czasami reżyserzy umieszczają gotową muzykę w swoich filmach i ona ma wpływ na kompozytora. Ważna jest cierpliwość, wiara, że natchnienie wreszcie się zjawi i że je rozpoznasz.
Dlaczego tematyka filmu i sposób jej przedstawienia wydały Ci się interesujące?
- Pierwiastek męski jest obecny w wielu rzeczach wokół nas. Żyjemy w ciężkich czasach, musimy sobie radzić w różnych sytuacjach. Ale pierwiastek kobiecy, subtelny i skromny, czasami lepiej się sprawdza. "Niebo, piekło... ziemia" to intymna i poetycka opowieść. Realizm i mistycyzm splatają się ze sobą. W snach i wizjach Klára pływa pod wodą, próbuje oddychać, wypływa na powierzchnię... Jej życie jest skomplikowane, ale kiedy decyduje się rozwiązać problemy, staje się wolna.
Peter Kelíšek, autor zdjęć
Czy to twoja pierwsza współpraca z Laurą Sivákovą?
- Nie wiem, czy ona w ogóle o tym pamięta, ale kiedyś byłem przez jeden dzień obecny na planie jej filmu krótkometrażowego. Ale przy "Niebie..." po raz pierwszy współpracowaliśmy na poważnie.
Jaka jest różnica we współpracy z reżyserem-mężczyzną i reżyserem-kobietą?
- Cóż... przypomina to po prostu różnicę pomiędzy kobietą i mężczyzną. Wydaje mi się, że również na planie kobieta jest bardziej emocjonalna, na przykład w kontaktach z aktorami dziecięcymi. Reżyserka patrzy na historię poprzez intuicję, reżyser jest bardziej analityczny. Nawet jeżeli nie jest pewien, to dużo szybciej podejmuje decyzję. Kobiety posługują się emocjami, mężczyźni są racjonalni, nawet wbrew sobie, ale dzięki temu decydują szybciej. Laura łączyła te dwa podejścia. Wiedziała dokładnie, czego chciała, a czego nie.
A czy zostawiła Ci miejsce na kreatywność?
- Laura akceptuje pomysły innych, a jednocześnie rozmawia o swoich z najbliższymi współpracownikami. Moja kreatywność nie ucierpiała, ale nie wszystkie moje pomysły znalazły się w filmie. To zawsze jest kwestia wyboru.
Z pewnością największe wyzwanie stanowiły dla Ciebie sceny kręcone pod wodą.
- Tak. Przedstawienie wewnętrznych uczuć głównej bohaterki przy pomocy sekwencji kręconych pod wodą było dla mnie wyzwaniem. Najpierw należało przygotować aktorkę. Na początku chcieliśmy aby nabierała powietrza przed zanurzeniem, ale tlen unosił ją w górę. A przecież nie o to chodziło. Miała leżeć na dnie, a kamera miała na nią najeżdżać. Tak więc musiała wypuścić powietrze, trzymać się niewidocznych dla kamery uchwytów i wytrzymać tak przez pewien czas.
- Przed zanurzeniem oddychała głęboko, a potem pozostawała pod wodą nawet przez 25 sekund. Musiała być bardzo skoncentrowana, leżała na dnie z zamkniętymi oczami i w odpowiednim momencie, kiedy kamera się zbliżała, otwierała oczy.
- Kiedy kręciliśmy nad jeziorem w pobliżu Senec, mieliśmy ujęcie, w którym kamera porusza się w pobliżu dna, wykonuje nagły zwrot i niemal wpada na leżącą Zuzkę. Aktorka musiała wyczuć moment, kiedy kamera obraca się w jej stronę i zanurkować w odpowiednim momencie, aby ujęcie się udało. Koncentracje była ważniejsza niż aspekt techniczny. Kręcąc pod wodą stosowaliśmy dwa formaty: 16mm i kamerę HD.