Reklama

"Naciągacze": NACIĄGACZE, TORBY Z PIENIĘDZMI I DOBRY DOKTOR

"Roy po prostu musi podnieść z dywanu nawet najmniejszy okruszek, wytrzeć ze szklanki choćby ślad kurzu - jeśli tego nie zrobi, nie będzie mógł spać w nocy. Właśnie tak wygląda jego życie" - mówi producent Steve Starkey. "Ma cały katalog nerwowych tików. Zagranie kogoś takiego bez popadania w manieryzm i śmieszność wymaga naprawdę dużego talentu aktorskiego. Nicolas Cage posiada talent komiczny, ale jego postać zdobywa sympatię widzów dzięki swego rodzaju bezradności. Wydaje mi się, że to klucz do tej postaci."

"Wybór Nica do tej roli był logiczny" - stwierdza Ridley Scott. "Śledziłem jego role od lat. Potrafi zagrać w zasadzie wszystko. To bardzo wszechstronny aktor. Każdej granej postaci nadaje dużą głębię, sprawia, że widzowie czują do niej sympatię, a jednocześnie jego bohaterowie są silni."

Reklama

Aktor, który został nagrodzony nagrodą Akademii Filmowej, uprzejmie stwierdza, że zaangażowanie Scotta w projekt było jednym z kluczowych powodów, dla których zdecydował się przyjąć ofertę. Od czasu zadebiutowania w roli reżysera, przy realizacji filmu "Sonny" na początku tego roku, Cage był zainteresowany możliwością „obserwowania mistrzów przy pracy”. O sposobie pracy Scotta mówi, że pasuje do niego powiedzenie - jeśli coś nie jest zepsute, nie próbuj tego naprawić. Przy pracy na planie "Naciągaczy" Scott realizował każdą scenę w dwóch, trzech ujęciach. Bardzo pomaga to aktorom, którzy w ten sposób nie są przemęczeni wielokrotnym powtarzaniem danej sceny. Mówi Cage: "Kręciliśmy jakąś scenę, a Scott mówił nam nagle, żebyśmy zrobili coś z pozoru nieistotnego. Nagle okazywało się, że potem całe ujęcie wychodzi po prostu doskonale."

Cage opisuje, w jaki sposób podszedł do roli Roy’a: "Musiałem znaleźć równowagę. Wiele zachowań mojego bohatera jest naprawdę dziwacznych, budzi po prostu śmiech - mówi aktor. - Jednocześnie widać jednak, że dla niego są one bardzo frustrujące. Związany jest wieloma codziennymi rytuałami, każda codzienna sprawa musi zostać zrobiona w dokładnie ten sam, ściśle określony sposób. Prawdę powiedziawszy, wiódłby raczej proste życie, gdyby nie to, że nawet najmniejsza rzecz wymaga od niego kolosalnego wysiłku."

Roy uwalnia się od swoich natręctw jedynie wtedy, gdy zajmuje się swoim fachem - oszustwem. Kiedy naciąga ludzi, jest równie wiarygodny jako broker przedstawiający promocyjną, atrakcyjną ofertę kupna akcji, jak i agent Federalnej Komisji Handlu. Mówi Scott: "Kiedy podnosi słuchawkę telefonu w biurze, nagle widzicie innego Roy’a. Oczywiście, przejście od samochodu do drzwi nie jest wcale takie proste, trzeba przecież wytrzeć klamkę w drzwiach i wysterylizować słuchawkę telefonu, ale kiedy upora się już z przeszkodami, to on kontroluje sytuację. Zmienia się całe jego zachowanie."

"Przez resztę czasu to wrak człowieka. Boi się otwartych przestrzeni" - Scott przypomina sobie niektóre z dziwactw Roy’a. "Bezpieczny czuje się jedynie wewnątrz swojego tradycyjnego w stylu, podmiejskiego domku lub w samochodzie za szczelnie zamkniętymi oknami. Jego bielizna i skarpetki są zawsze porządnie złożone. Odżywia się głównie tuńczykiem, którego je prosto z puszki, żeby nie brudzić talerza."

"Jest we mnie wiele z Roy’a" - przyznaje reżyser. "Czasami jestem strasznie grymaśny. Kiedy jestem sam w domu i chce mi się jeść, nie ugotuję sobie niczego, bo potem musiałbym sprzątać całą kuchnię. Jak widać, mam coś wspólnego z Roy’em, zacząłem się z nim nawet identyfikować, co początkowo wielce mnie zdziwiło, ale potem dostarczyło mi sporo radości."

Zarówno Cage, jak i Scott z dużą ostrożnością i rezerwą potraktowali chorobę i fobie głównego bohatera.

"Część z tego, co przytrafia się Roy’owi, nie jest śmieszna sama w sobie, staraliśmy się jednak przedstawić te sytuacje tak, by widzowie dostrzegli w tym pewien komizm. Nie mogliśmy tylko przesadzić" - zwierza się Cage. Aktor z uznaniem przypomina rolę Jacka Nicholsona, grającego podobną postać w filmie "Lepiej być nie może". Jak mówi: "Nicholson potrafił wydobyć z codziennych sytuacji dowcip, a jednocześnie nie naraził na pośmiewisko ludzi, którzy mają takie problemy. Granicy śmieszności staraliśmy się nie przekraczać także w Naciągaczach. Komizm tkwi w samych sytuacjach. Kiedy Roy widzi liść, który wiatr zagnał do jego basenu, po prostu musi go natychmiast wyłowić. Sam widok liścia pływającego w jego basenie sprawia, że źle się czuje."

Mówiąc krótko, Cage tak widzi granego przez siebie bohatera: "To samotnik, poświęcony swojemu fachowi. Od 14 lat jest rozwiedziony, przez ten czas nie związał się z nikim uczuciowo. Zajmuje się sprawami dnia codziennego, naciąga ludzi, starsze pary, małżeństwa, które aż proszę się o coś takiego, a także - zapewne - ludzi samotnych tak jak on sam. Ma z tego powodu wyrzutu sumienia, a poczucie winy przyczynia się do nasilenia się jego neurozy."

Partner Roy’a, Frank Mercer, którego gra Sam Rockwell, nie ma takich problemów. Można go chyba określić jako naciągacza w najczystszej formie. Sprawia wrażenie czarującego, szczerego zawodowca. Przy telefonie w biurze jest jeszcze wcześniej niż Roy. Frank zawdzięcza Roy’owi wszystko, co wie na temat swojego fachu, jednak z całą pewnością to Roy jest dłużnikiem Franka. Tylko dzięki niemu może skoncentrować się na tym, co robi, to Frank wyciąga go z opresji, gdy ma kolejny napad lęku przestrzeni, to on wyciąga go czasami z domu. Są dobrymi przyjaciółmi i dobrymi partnerami.

"Przypuszczam, że Frank to odkrycie Roy’a" - zastanawia się Cage. "Polubił go, dojrzał w nim pewien potencjał, nauczył go wszystkiego, co sam umie i prawdopodobnie jest dumny widząc, jak duże Frank zrobił postępy. Są ze sobą związani, Roy jest kimś w rodzaju mentora Franka."

"Frank napędza całą opowieść" - zauważa Sean Bailey. "Ma mnóstwo pomysłów. Frank Sama Rockwella jest bardzo wylewny - za każdym razem, gdy pojawia się na ekranie, dzieje się coś zabawnego. W przypadku Roy’a od razu widać cenę, jaką musi płacić za sukces, natomiast Frank doskonale czuje się w swojej skórze. To właśnie dlatego jest taki ujmujący - to doskonały przykład człowieka, któremu praca sprawia rzeczywistą przyjemność. Uwielbia zajmować się tym, co robi. To facet, który pnie się do góry dzięki sile swojej osobowości.

"Oczywiście" - Starkey dodaje żartobliwie - "wszyscy naciągacze starają się ukrywać prawdziwą naturę swej profesji pod maską czarującej osobowości… tak samo jak producenci filmowi."

Rockwell, który zdobył ostatnio sporą popularność jako enigmatyczny Chuck Barris w filmie "Niebezpieczny umysł", bardzo cenił sobie rolę Franka, „bardziej widowiskowego z tej dwójki”. Uważa, że jest on w pewnym sensie opiekunem Roy’a - Frank jest bardzo ważny dla Roy’a - to od wielu lat jedyna osoba, z którą utrzymuje jakieś znaczące stosunki.

Rockwell mówi o swoim ekranowym partnerze "Nick uwielbia spontaniczność, dzięki czemu możemy nieźle bawić się na planie. Oczywiście, kwestie dialogowe były ściśle rozpisane, ale wprowadzaliśmy do gry pewne osobiste akcenty w inny sposób. Zagranie tak ekscentrycznej postaci wymaga naprawdę niezwykłego talentu aktorskiego, jest to także bardzo ciekawe zadanie aktorskie."

"Frank jest doskonałym uzupełnieniem Roy’a nie tylko w ich filmowym życiu, lecz także w roli dobrego i złego gliniarza, jaką czasami odgrywają podczas naciągania naiwnych" - wyjaśnia Scott. "Sam potrafi przedstawić niemal wszystkie emocje. Może być pełen zapału, zadziwiony, skupiony i cichy, głośny, pełen godności i wulgarny - co tylko chcecie. Gdy widzowie widzą ich po raz pierwszy w akcji, wyglądają niczym para kaznodziejów."

"Wszystko sprowadza się do tego," - mówi Scott - "że ci faceci uważają się za artystów w swoim fachu. Według nich nie są oszustami, ani kryminalistami, zwłaszcza Roy, który sądzi, że jest po prostu artystą. Zgodnie z ich filozofią to ich ofiary są pełne chciwości, szukają przecież okazji do zrobienia jakiegoś interesu, który jest zbyt dobry, by był prawdziwy. - Nie zabrałem im pieniędzy, sami mi je dali - przypomina często Roy, wyraźnie dystansując się od tych osobników, których określa mianem złodziei. Naciągacze nie używają przecież siły, nie włamują się do niczyich domów, ich procederu nie można więc określać mianem kradzieży."

Osobą, która może nie zgadzać się z tym punktem widzenia jest milioner Chuck Frechette, którego gra Bruce McGill. Aktor dołączył do ekipy "Naciągaczy" po zakończeniu produkcji filmu HBO "Live From Baghdad", w którym wcielił się w rolę korespondenta CNN Petera Arnetta.

Frechette, chciwy i niespecjalnie bystry, nigdy nie przepuścił okazji do zrobienia jakiegoś lewego interesu. Nie zdaje sobie sprawy, ale to jego pieniądze mają stanowić znaczący procent funduszu emerytalnego Roy’a - oczywiście, jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem. Rockwell, który pracował z McGillem w roku 1997 na planie filmu "Lawn Dogs", określa postać milionera jednym zdaniem: "Frechette to bogaty, arogancki dupek, który tylko czeka na to, by ktoś go wycyckał."

Po przeczytaniu scenariusza McGill był pod wrażeniem dowcipu i humoru, jakim emanuje opowieść „bez uciekania się do żartów per se”. Mówi aktor: "W Naciągaczach widzowie bawią się dzięki obserwacji ludzkich zachowań. Przyglądanie się bohaterom tego filmu przypomina nieco podsłuchiwanie pary, siedzącej w restauracji przy sąsiednim stoliku."

W roli sympatycznego psychiatry, doktora Kleina, producenci obsadzili Bruce’a Altmana ("Zmiana pasa"). Doktor Klein pojawia się w życiu Roy’a, kiedy jego poprzedni lekarz wyprowadza się z miasta. W przeciwieństwie do swojego poprzednika, który po prostu dostarczał Roy’owi tabletek, Klein przy każdej wizycie próbuje stosować terapię innego rodzaju, zachęcając swojego zamkniętego w sobie pacjenta, by dokładnie przyjrzał się swojemu dotychczasowemu życiu.

Altman mówi o rozlicznych tikach i fobiach, nękających Roy’a: "To zadziwiające, w jaki sposób działa nasze ciało. W naszej opowieści oszust walczy ze swoim sumieniem, a w konsekwencji także z własnym ciałem. Działa w fachu, który wymaga absolutnej kontroli nad własnym zachowaniem, tymczasem jedyną rzeczą, jakiej nie może kontrolować, jest jego ciało. Klasyka. Prawdopodobnie wszystkim nam przydarzyło się coś podobnego - nadchodzi dzień jakiegoś ważnego wydarzenia, musimy być w jak najlepszej formie, tymczasem nogi pod nami się uginają."

Łagodne aczkolwiek systematyczne namowy Kleina przynoszą w końcu skutek. Doktor dowiaduje się, że jego pacjent był żonaty. Jego będąca prawdopodobnie w ciąży żona opuściła go, a Roy przez minione 15 lat zastanawiał się, czy czasem gdzieś tam po świecie nie chodzi jego dziecko. Z braku odwagi Roy sprawę skontaktowania się z byłą żoną pozostawia doktorowi. Ku swemu przerażeniu i radości dowiaduje się, że ma córkę, która chce go poznać.

materiały dystrybutora
Dowiedz się więcej na temat: Naciągacze
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy