"Mój brat niedźwiedź": JAK BRAT Z BRATEM
Wiosną 1999 roku rozpoczęły się intensywne konferencje scenariuszowe. Postanowiono, że głównym tematem filmu będą skomplikowane więzi między braćmi. Producent Chuck Williams i współreżyserzy Aaron Blaise oraz Bob Walker - wszyscy mają braci. Tak więc narady nad kształtem scenariusza przybrały formy swoistej rodzinnej terapii.
Producentka Pam Coats twierdziła, że w kompletowaniu kluczowych współpracowników przy tym projekcie, w czym odegrała niezwykle ważną rolę, brała pod uwagę nie tylko profesjonalne predyspozycje. Szukała ludzi, którzy pracowali już ze sobą wcześniej i dobrze się porozumiewali i niejako mogli się uzupełniać.
Bob Walker, którego zaproponowała jako współreżysera przeżywał wahania podobne jak Blaise. Nie był pewien, czy jest przygotowany na tak wielką odpowiedzialność i stres. Coats była całkowicie pewna swego wyboru, ale by uzyskać jego pozytywną odpowiedź uciekła się do pewnego podstępu. Powiedziała mianowicie, by nie wywierać zbyt wielkiej presji, że ma krótką listę kandydatów i daje czas Walkerowi na podjęcie decyzji. W rzeczywistości lista była krótsza niż myślał Walker. Zawierała mianowicie jedynie jego nazwisko.
"Jest cichy, ale niezwykle zdecydowany" - mówiła o Walkerze Coats. "Pracuje tak ciężko i uparcie, że po prostu sam pociąga zespół samym przykładem i nie musi uciekać się do jakichkolwiek połajanek". Uważała jednak, że jest jej obowiązkiem uświadomić Walkerowi pewną istotną kwestię. "Bob - powiedziałam mu - Będąc reżyserem, nie możesz nic nie mówić. Ludzie będą od ciebie oczekiwać moralnego wsparcia i kiedy trzeba potwierdzenia, że robią dobrą robotę. Ty im musisz to dać i chociaż możesz mi teraz nie wierzyć, to jest to naprawdę trudne zadanie. W czasie pracy tak wielkiego zespołu wielu przeżywa zwątpienie i kryzys. Ty musisz sprawiać wrażenie, że doskonale wiesz, co robisz".
Chuck Williams tak komentował decyzje podzielenia obowiązków reżyserskich pomiędzy Blaise’a i Walkera: "Bardzo rzadko zdarza się obecnie by długometrażową animację reżyserował ktoś samodzielnie. To zbyt wielka i pracochłonna machina. Ważne jest by spotkali się ludzie naprawdę zaangażowani w projekt i na tyle zgodni charakterami by mogli długo razem pracować nie popadając w konflikty. Taki wybór jest z reguły oparty w dużej mierze na intuicji. W przypadku tej dwójki mógł wydać się wręcz ryzykowny. Obydwaj nie mieli doświadczenia jako samodzielni reżyserzy, obaj nie należą do wielkich gadułów, czy krzykaczy. Ale mają w sobie rodzaj cichej determinacji, który okazał się doskonałym napędem".