"Miłość na wybiegu": WYWIAD Z KAROLINĄ GORCZYCĄ, FILMOWĄ JULKĄ
Zagrała pani główną bohaterkę Julię, dobrze się pani czuła w tej roli?
Dobrze ją rozumiałam. Wyobrażałam sobie jej wybory i odczucia jak swoje własne. Podoba mi się u niej to, że nie daje się omamić i nabrać na to, co proponuje jej środowisko i świat showbiznesu. Że ma swoją drogę, którą chce iść. Wszystko, co ją spotyka dobrego i złego, bierze jako naukę na przyszłość, staje się silniejsza i bardziej świadoma. Słuchając siebie idzie do przodu, ostrożnie rozważa wszystkie za i przeciw, poznaje siebie w nowych warunkach.
Julia spełnia marzenie wielu młodych dziewczyn i zostaje modelką - pani nigdy nie kusiło, by spróbować sił w tym zawodzie? Czy mogłaby pani "zdradzić" aktorstwo dla kariery w modelingu?
Nigdy!
Szpilki, wymyślne kreacje, makijaże, fryzury - pani bohaterka jest poddawana licznym metamorfozom. Jak to wyglądało na planie?
Te metamorfozy były przyjemne, pokazały mi wiele możliwości zmian mojego wizerunku. Każda stylizacja nadawała odpowiednią formę i sposób zachowania. Mogłam sobie wyobrazić, że każda z nich jest zadaniem, taką mini rólką, którą muszę odegrać i poczuć, nawet jeśli jest wbrew moim upodobaniom.
A prywatnie jest pani raczej "fashion victim" czy modową abnegatką?
Czasem victim, czasem abnegatką. Jeśli jest potrzeba i okazja zwracam uwagę na to, co zakładam, choć na codzień jestem chyba abnegatką. Mój styl? Tak, aby było wygodnie i w zgodzie ze mną.
Pani bohaterka trafia prosto z prowincji w blask fleszy. Pani kariera też potoczyła się błyskawicznie: z małego miasteczka na lubelszczyźnie do głośnego debiutu u znanego reżysera jeszcze na studiach... Czyli takie historie naprawdę się zdarzają?
Zdarzają się temu, kto ma siłę i wiarę w swoje wyobrażenia i cele. Przy odrobinie szczęścia i pomocy ludzi, którzy w ciebie wierzą masz wszelkie predyspozycje, aby realizować swoje plany. Ja w swoim życiu spotkałam kilka takich osób, które we mnie uwierzyły i dały mi szansę, by się wykazać. Ważnym momentem z pewnością był mój debiut u Jerzego Stuhra w "Korowodze", potem rozpoczęły się dalsze filmowe poczynania.
Czy jako widz lubi pani oglądać komedie romantyczne?
Jest kilka takich, które zapisały się w mojej głowie. "Notting Hill" był dla mnie pewnym odwołaniem przy pracy na planie "Miłości na wybiegu", pod względem narracji, konwencji i sposobu gry. "Zakochany bez pamięci" zawsze mnie wzrusza, choć już chyba kwalifikuje się jako dramat obyczajowy, a "Pretty Woman" to jest klasyk, bardzo udany. Komedia romantyczna to jeden z najtrudniejszych gatunków filmowych. Łatwo go zepsuć. Myślę, że zawsze wygra subtelny, mądry żart, prawda i realizm sytuacji oraz gry aktorskiej.
Czego się pani spodziewa po filmach tego gatunku?
Trudno dziś znaleźć interesujący temat na komedię romantyczną, mam wrażenie, że już wszystko zostało powiedziane. Mówi się, że komedie romantyczne są banalne i tendencyjne, kończą się zwykle happy endem, są przewidywalne etc. Nie można wymagać od nich powagi i większego dramatu, taka jest ich konwencja, to właśnie o ten banał chodzi. Złapałam się ostatnio na tym, że np. ukrywam swoje marzenia, myśląc, ze wszyscy wyśmialiby je za ich banalność, a proste słowa zamieniam na bardziej wyszukane, lepiej brzmiące, myśląc, że tak będzie mądrzej i poważniej. Nic bardziej mylnego. W tej banalności i prostocie jest piękno. A komedie opowiadają o tych skrytych marzeniach, dlatego ciągną na nie tłumy ludzi.
Karolina Gorczyca (ur. 14 marca 1985 w Biłgoraju) aktorka teatralna, telewizyjna i filmowa. W 2007 roku ukończyła Wydział Aktorski krakowskiej PWST. Zadebiutowała na dużym ekranie w filmie "Korowód" (2007) reżyserowanym przez jej szkolnego profesora Jerzego Stuhra. Ma na swoim koncie role w filmach fabularnych m.in.: "Porze mroku" Grzegorza Kuczeriszki i "Ostatniej akcji" u boku Jana Machulskiego. Wystąpiła także w serialu telewizyjnym "Twarzą w twarz" i spektaklu "Góra góry" w reżyserii Pawła Woldana.