"Miasto 44": ROZMOWA Z PRODUCENTEM MICHAŁEM KWIECIŃSKIM
Michał Kwieciński - producent i reżyser, założyciel oraz właściciel Akson Studio. Absolwent Wydziału Reżyserii i Dramatu Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej w Warszawie. Należy do najbardziej uznanych i doświadczonych producentów w Polsce, ma na koncie współpracę z wybitnymi twórcami, w tym m.in. Andrzejem Wajdą, Martą Meszaros, Jerzym Skolimowskim, Romanem Polańskim, Pawłem Edelmanem, Janem Jakubem Kolskim, Feliksem Falkiem. Jest jednym z animatorów polskiej kinematografii, którą aktywnie promuje. Jako producent otrzymał wiele prestiżowych nagród filmowych i państwowych. W swoim dorobku reżyserskim ma m.in. wielokrotnie nagradzane filmy: komedię "Statyści", która spotkała się z bardzo dobrym przyjęciem publiczności i "Jutro idziemy do kina" - film o straconych nadziejach młodego pokolenia zdziesiątkowanego przez wojnę. Jest producentem największych serialowych hitów telewizyjnych: "Czas honoru", "Magda M.", "Hotel 52", "Przepis na życie", "Misja Afganistan". Wieloletnia współpraca producencka z Andrzejem Wajdą zaowocowała takimi filmami, jak nominowany do Oscara "Katyń", "Tatarak" i "Wałęsa. Człowiek z nadziei".
Co było dla pana największym wyzwaniem przy tym projekcie?
Dla producenta zawsze największym wyzwaniem jest zdobycie pieniędzy. Wyzwanie numer dwa to stworzyć świat, którego nie ma. Dlatego tak ważna była dla nas rola efektów specjalnych, bo to one właśnie wykreowały świat umierającego miasta, umierającej Warszawy. Efekty to jednak tylko dopełnienie, rzadko zastępują one w pełni dekorację. Dlatego niezbędne było znalezienie takich miejsc realizacji scen, które mogły "zagrać" Warszawę '44 roku. To drugie wyzwanie było jednocześnie przygodą, którą chcieliśmy przeżyć. W naszej filmowej Warszawie jest przede wszystkim coś romantycznego, jest piękna. Sierpniowe błękitne niebo odgrywa tu bardzo ważną rolę, to jest świat jasny, w którym dzieją się apokaliptyczne dramaty. Cała wizja, którą zawdzięczamy Jankowi Komasie, Marianowi Prokopowi oraz całej ekipie odpowiedzialnej za wizualną stronę filmu, jest wielką kreacją, bo tego świata już nie ma, to świat stworzony przez sztukę, który mam nadzieję zostanie z Państwem jako obraz tamtej Warszawy.
Na obraz tej Warszawy złożyło się kilka miejsc w Polsce...
Tak, zdjęcia powstawały w Warszawie, Łodzi, Modlinie, Świebodzicach, Walimiu i Wrocławiu. Produkcja była niezwykle skomplikowana logistycznie. Zaplanowaliśmy ponad 60 dni zdjęciowych, ale ponieważ musieliśmy często zmieniać lokalizacje, wyszło tych dni zdjęciowych ponad 80. Wraz z nami przemieszczały się broń, wszelkiego rodzaju pojazdy bojowe, w tym słynna Pantera, która swoją bazę w Gdańsku opuszczała aż czterokrotnie.
Nie mogę przy tej okazji nie docenić nadzwyczajnej pracy scenografów. Z reguły okres przygotowawczy do filmu trwa 3-4 miesiące, a tymczasem tutaj dwie ekipy scenograficzne pracowały niestrudzenie przez cały rok! To samo dotyczy kostiumów - sprowadzano je z Niemiec, z Czech czy Paryża. Sztab ludzi wykonał nadludzką pracę i ten efekt widać na ekranie.
Dlaczego zdecydowaliście się postawić na młodą, mało znaną obsadę?
To była bardzo przemyślana, ale wcale nie taka oczywista decyzja. Postawiliśmy na twarze mało znane, wierząc, że one właśnie dodadzą filmowi świeżości, młodości. Poza tym z nieznanym aktorem łatwiej utożsamić się widzowi. Wierzę, że ten film ośmieli innych twórców, by obsadzali w swoich filmach aktorów mniej popularnych.
Nie można przy tej okazji nie wspomnieć o setkach ludzi z grup rekonstrukcyjnych i w ogóle statystach, którzy znaleźli się na planie filmu dzięki naszemu internetowemu castingowi. Naszym celem było przełamanie sposobu myślenia o Powstaniu jako o wydarzeniu lokalnym, które jest ważne tylko dla Warszawiaków. Z całej Polski zgłosiło się kilka tysięcy chętnych, najlepsi zagrali w filmie. W sumie na planie przewinęło się, choćby tylko na sekundę, kilka tysięcy osób.
Co pan czuł, gdy po tych 8 latach przygotowań zdjęcia wreszcie ruszyły?
Pierwsze emocje, które dominowały, to napięcie i lęk, czy to wszystko na pewno się uda. W końcu najróżniejsze zdarzenia i sytuacje mogły opóźnić produkcję. Największe sceny kręciliśmy w Świebodzicach, które wcieliły się w nasz Czerniaków, byliśmy wtedy mniej więcej w połowie zdjęć, więc miałem w sobie dużo większy spokój i tam dopiero odczułem, że robimy coś naprawdę niezwykłego. Niesamowity film, jakiego w Polsce jeszcze nie było. Wtedy przyszedł czas na radość.
Kiedy zobaczyłem zaproszonych na plan prawdziwych Powstańców, którzy wspierali nas swoimi spostrzeżeniami i doradzali, tym mocniej poczułem, jak wielka odpowiedzialność na nas spoczywa.
Czy są konkretne powody, dla których postanowił pan jako producent podjąć temat Powstania Warszawskiego?
W mojej rodzinie zarówno od strony ojca, jak i matki, byli powstańcy, którzy polegli. Niestety rodzina może się tylko domyślać, w jakim rejonie zginęli, czy bliżej Starówki, czy w rejonie PASTy. Co roku odwiedzamy symboliczne groby na Powązkach. Tak się to jakoś ułożyło, że najpierw był "Katyń", potem "Czas honoru", "Jutro idziemy do kina", a teraz "Miasto 44". Mam poczucie, że oddałem hołd wszystkim, którzy zginęli w czasie II wojny światowej i tym ostatnim filmem kończę ten etap mojej twórczości producenckiej.
Czego współczesny widz może spodziewać się po "Mieście 44"?
Młody widz pójdzie do kina na młodych aktorów, na film wojenny z niesamowitymi efektami specjalnymi. Początkowo temat filmu może nawet nie być dla niego najważniejszy. Dopiero oglądając film utożsami się z bohaterami, z całą pewnością nie pozostanie obojętny i wewnętrznie będzie musiał zmierzyć się z pytaniem: co ja bym zrobił na ich miejscu?
Z kolei Powstańcy, którzy wiedzieli film podczas pierwszych pokazów byli absolutnie zachwyceni, utożsamili się z nim i to jest nasz olbrzymi sukces. W tak nowoczesnym filmie odnaleźli swoją przeszłość, swoją tożsamość, swoje emocje. "Miasto 44" jest filmem nowoczesnym nie tylko ze względu na użyte w nim efekty specjalne, ale też przez fakt, że łączy pokolenia.
Podstawą tego sukcesu jest to, że Janek Komasa zrobił go z olbrzymim szacunkiem dla Powstańców, dla prawdziwych bohaterów tamtych wydarzeń. Mam nadzieję, że zostanie to docenione. Mam też nadzieję, że ta nadzwyczajna atmosfera, w której powstawał film, to poczucie wyjątkowości, udzieli się widzom.