Reklama

MEDIA O FILMIE

"Dziwny jest ten świat, chciałby mózg rzec, szczególnie, że i kadry są tu odkształcone - na obrzeżach filmowego obrazu pojawia się niepokojący efekt, który polega na tym, że widać dwie sylwetki bohaterów, zupełnie jakby Reygadas umieścił na kamerze ramę zrobioną z lustra. Efekt pojawia się już w pierwszej, onieśmielającej swoją urodą scenie, w której córka głównego bohatera radośnie biega wśród krów, psów, kałuży. W tle zachodzi słońce. Gdy zniknie, zachwycający świat natury stanie się mroczny i niepokojący, a szczęście i poczucie harmonii zamieni się w przerażenie. Ta scena ustawia emocjonalny ton filmu, który przechodzi od błogości do lęku i z powrotem, a tytuł, czyli łacińska sentencja "post tenebras lux" ("po ciemności światło") to zaklęcie, żeby błogość powróciła. Wyraża ono także nadzieję, że w życiu głównego bohatera pojawi się innego rodzaju jasność i klarowność: ta dotycząca jego tożsamości, celu i miejsca. To właśnie symbolizuje rozwarstwiony obraz na rogach ekranu - poczucie rozdwojenia, braku skupienia i wewnętrznej spójności. Jest to też niesamowita metafora wizualna melancholii, czyli jednoczesnego poczucia posiadania i utraty, którą Reygadas dowartościowuje ustami jednego z bohaterów filmu podczas sceny na przyjęciu.

Reklama

Kronika rodzinna jest tu tylko punktem wyjścia, przestrzenią, w której reżyser dzieli się swoimi wątpliwościami, nadziejami i lękiem, że wszystko co ma utraci - to szalenie własny i osobisty film, mogący budzić opór i bezradność, jak zaskakujące i niestosowne zwierzenie kogoś, kogo poznaliśmy minutę temu na przyjęciu. Myślę sobie, że z filmami jest jak z ludźmi: albo jest chemia od pierwszego spojrzenia, albo nie ma. I że na film trzeba się po prostu otworzyć, jak nieznajomego człowieka".

(Ola Salwa, portalfilmowy.pl)

"Najnowszy film Carlosa Reygadasa urywa głowę. (...) Od pierwszej hipnotyzującej sceny wiadomo, że meksykański twórca tym filmem pewnie przebije poprzedni i w pewnym sensie tak się dzieje, bo Post Tenebras Lux porusza się w dużo bardziej złożonej, skomplikowanej strukturze niż Ciche światło. Oś fabuły jest minimalnych rozmiarów i opowiada o rodzinie, która z miasta przeniosła się w środek leśnej puszczy, w której - można byłoby powtórzyć za liskiem z Antychrysta von Triera chaos rządzi. Nie wiadomo, czy to miejsce, czy przeszłość otwiera w bohaterach dostęp do ich strachów, pragnień i instynktów, zderzających się czasem w ramach jednej chwili. Związek z tym zdaje się mieć tajemniczy czerwony stwór ze skrzyneczką - taką a la puszka Pandory - po którego wizycie rodzinna sielanka niknąć pod wpływem narastającego napięcia w relacjach. Konflikt pcha filmową opowieść w niespodziewane zakamarki, a każdego z nich wysącza coraz bardziej mroczna siła".

(Urszula Lipińska, stopklatka.pl)

"Ostatnie dni [canneńskiego] festiwalu przynoszą nieoczekiwane, czasami zdumiewające odkrycia. "Viva Bu?uel!" - krzyczała skonsternowana publiczność po pokazie meksykańskiego dziwadła Post Tenebras Lux Carlosa Reygadasa. To film, w którym spada krwawy deszcz, jedna z postaci ciągnąc się za włosy wyrywa sobie głowę, a inna (kto wie, czy nie ta sama) zjawia się we śnie w postaci świetlistego ducha z głową byka."

(Janusz Wróblewski, "Polityka")

"Post tenebras lux zaskoczyło wszystkich, kiedy po przepięknym, ale melancholijnie smutnym preludium na ekran wkroczył świetlisty Faun. Warto zauważyć, że u Reygadasa takich niespodziewanych zmian konwencji jest więcej. Wydaje mi się, że to jego sposób na odbezpieczanie emocji skrajnych i niedających się zamknąć w słowach. Reżyser ubiera je w kostium absurdu czy baśni, bo uczucia tak podane są zdecydowanie bliższe prawdzie i bardziej otwarte na interpretacje. W swojej konkursowej propozycji Reygadas buduje opowieść utkaną z migawek przeszłości i przebłysków jutra, gdzie jedynym spoiwem jest relacja łącząca poszczególnych bohaterów. Czyni to z niezwykłą maestrią. Jego sposób budowania sytuacji, gdzie prostota przedstawienia spotyka się z ascetyczną finezją dialogu i jedynym w swoim rodzaju kluczem wizualnym, zapiera mi dech w piersiach. Nikt inny do tej pory tak bardzo nie czuł obrazu, nie wszył w niego tyle niewidzialnych dłoni i ust, które w trakcie seansu dotykają delikatnie skóry widza i szepczą mu do ucha magiczne zaklęcia. To chyba pierwszy film, w który po prostu weszłam - od początku do końca. Wciągnął mnie tak bardzo, że w pewnym momencie dostałam napadu histerycznego śmiechu, wywołanego pewną niespodziewaną, groteskowo okrutną sceną. Było ciemno, ale widziałam jak siedząca przede mną pani protekcjonalnie karci mnie spojrzeniem. Gdzieś w środku wydaje mi się jednak, że Reygadas nie obraziłby się na mnie za taką reakcję, bo zaraz potem straszliwie zachciało mi się płakać. I takich skrajnych, emocjonalnych amplitud pełne jest Post tenebras lux, dla mnie - jak dotąd - najpiękniejszy wizualnie film konkursu".

(Anna Tatarska, portalfilmowy.pl)

"Fenomen popularności meksykańskiego reżysera zadziwia tym bardziej, że jego kino "w pierwszym czytaniu" zdradza niemal wszystkie wady przypisywane kinu autorskiemu. Fakt, że każdy z jego zaledwie czterech pełnometrażowych filmów trafiał do konkursu głównego w Cannes lub zgarniał tam jakąś nagrodę, tylko sprawę pogarsza. Filmy Reygadasa balansują na granicy tradycyjnie rozumianej narracyjno-fabularnej czytelności, a dominantę stanowią oczywiście przemoc, nierówność, śmierć i seks, wszystkie przedstawione w sposób, do którego kino mainstreamowe, nawet to skrajne, zupełnie widza nie przygotowuje. W Cannes, podczas jednego z pierwszych pokazów najnowszego filmu Reygadasa pod tytułem Post Tenebras Lux, przy akompaniamencie równoczesnego buczenia i oklasków ktoś na sali krzyknął "Viva Bu?uel!". Odwołanie do kina surrealistycznego zdaje się jednak pójściem na łatwiznę, nieuczciwym wobec reżysera, który sam do tego paradoksalnie zachęca. Reygadas z rozbrajającym uśmiechem opowiada w wywiadach, że sztukę trzeba przecież "przeżywać", a nie rozumieć" i z lubością przywołuje ostatnie filmy Lyncha, pomstując przy okazji na Amerykanów, którzy "uprowadzili" w połowie minionego stulecia kino, i zakuli je w kajdany narracji właściwej literaturze".

(Piotr Szcześniak, filmweb.pl)

"Czołowy naturalista i mistyk kina latynoamerykańskiego, wiecznie medytujący nad majestatem obrazów zwyczajnej, człowieczej egzystencji snuje (z mojej perspektywy dużego antyfana twórczości Reygadasa) najbardziej przystępną opowieść ze wszystkich jego dotychczasowych. Interesująca, choć niespecjalnie dająca się racjonalnie wytłumaczyć klamra kompozycyjna filmu pod postacią czerwonego, świetlistego fauna i zbyt rozczulające filmowanie zabaw dzieci reżysera nawet nie są w stanie zburzyć piękna, prostoty i smutku tej spontanicznej historii o rodzinie przeżywającej swoje własne, małe i większe dramaty (opowiadanej zarówno przez pryzmat scen z ich życia oraz wykluwających się ze skromnych dialogów znajomych młodego małżeństwa). Carlos Reygadas na pewno na poziomie swojego kolejnego filmu robi się już nieco autotematyczny w chałupniczym, celebracyjnym ukazywaniu zwyczajności w nieprzeciętnie pięknych obrazach, ale ogromnej, jakby boskiej wrażliwości na tym polu nie można mu odmówić".

(Kasia Wolanin, filmaster.pl)

materiały dystrybutora
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy