"Marsz pingwinów": MIĘDZY RZECZYWISTOŚCIĄ A FANTAZJĄ
Historia pingwina cesarskiego i jego zwyczajów jest jedną z najbardziej niezwykłych, jakie zdarzyło mi się poznać. Zawiera w sobie elementy miłości, dramatu, odwagi i przygody – a wszystko to w sercu Antarktyki, najbardziej odizolowanego i bezwzględnego regionu świata – mówi Luc Jaquet.
Ten scenariusz powtarza się od tysięcy lat, ale dopiero na początku dwudziestego wieku został odkryty przez człowieka.
To historia gatunku gotowego do największych poświęceń w imię miłości.
Luty jest miesiącem, kiedy w Antarktyce morska pokrywa lodowa topi się i morze staje się w pełni dostępne.
Całe stada pingwinów pływają w błękitnej wodzie, rozświetlonej promieniami słońca, a także światłem odbijającym się od wielkich gór lodowych.
Dla pingwinów cesarskich jest to ich naturalne królestwo, pełne kalmarów i ryb. Opuszczają bezpieczne schronienie w marcu i niczym torpedy wyskakują na brzeg, pokryty lodem aż po horyzont.
Wkrótce na skraju białej pustyni pingwiny zbijają się w niewielkie grupy i rozpoczynają, krok za krokiem, marsz w głąb lądu, niczym pielgrzymi podążający do jakiegoś świętego miejsca. Początkowo pomarańczowe czubki ich łebków pulsują fluorescencyjnie w szarym świecie, ale wkrótce i one pokrywają się nie topniejącym śniegiem.
Tymczasem wokół Antarktydy ocean zaczyna zamarzać...
Karawana ptaków porusza się w niesamowitej ciszy. Żadne inne stworzenie nie byłoby w stanie wytrzymać takich warunków. Pingwiny cesarskie podążają ku swemu przeznaczeniu, mając zakodowane, że przed nimi tygodnie rytuałów godowych, a potem miesiące spędzone na wychowaniu potomstwa. Lato trwa tu ledwie kwartał; pingwiny będą musiały zmierzyć się z niewyobrażalnymi trudnościami.
Ich wędrówka ciągnie się miesiąc – zanim wreszcie, pokonując liczne niebezpieczeństwa, znajdą miejsce, w którym będzie mogło spełnić się ich przeznaczenie. Rozpoczyna się okres godów, śpiewów i zaczepek...