Reklama

"Mambomania": WYWIAD Z REŻYSEREM

WYWIAD Z JOHNEM FORTE - REŻYSEREM I SCENARZYSTˇ FILMU

Co było dla Ciebie źródłem inspiracji w MAMBOMANII?

Inspiracją – wow! Ja, natchniony? (śmiech) Złożyło się na to kilka pomysłów. Chciałem zrobić romantyczną komedię osadzoną w Belfaście, chciałem też zrobić film o Północnej Irlandii, który mogłoby zobaczyć wielu ludzi, film pokazujący „sytuację” tam w zupełnie innym kontekście. Ale nie to było najważniejsze. Jeśli dokopywać się głębiej, to przede wszystkim pojawiła się pierwszorzędna historia o wspaniałym dzieciaku, który postanawia uczyć się egzotycznego tańca, aby... ulepszyć swą grę w piłkę. To było moje motto, które potem rozwinąłem.

Reklama

Skąd więc zjawił się ten pomysł?

Po prostu – ni stąd, ni zowąd! Zauważyłem, że moje pomysły rodzą się czasem z jakiejś oglądanej sceny. Właśnie zobaczyłem „Z tobą lub bez ciebie” (a.k.a. „Old, New, Borrowed, Blue” napisany przez Johna Forte i wyreżyserowany przez Michaela Winterbottoma) i natchnęła mnie w nim jedna z bardzo wzruszających i niezwykle filmowych scen. Zapisałem zaraz te wrażenia i pomyślałem, że można by to rozwinąć w zupełnie nową opowieść. Czasami pomysły zaczynają się też od pojedynczych postaci, wokół których potem rozwijam i zgłębiam. Kiedy indziej przychodzi ci na myśl prosta historia i wtedy wkomponowujesz w nią swoje postacie. Jest wiele źródeł, z których czerpię pomysły i trudno mi potem dociec, co tak naprawdę było zalążkiem filmu. Chciałbym na to odpowiedzieć...

Myślisz, że MAMBOMANIA wpisuje się w gatunek komedii romantycznej?

Raczej nie definiuję się jako scenarzysta konkretnego gatunku, ale rozumiem, że potrzebne jest jakieś skrótowe określenie. Kiedy pierwszy raz wyszliśmy z pomysłem zrobienia romantycznej komedii rozgrywającej się w Belfaście, zwykle przyjmowani byliśmy z niedowierzaniem i kpinami w stylu: „Tak – a więc Belfast. Kto umarł?”. Myślę, że przedstawiając tę romantyczną, komediową i baśniową zarazem historię, osadzoną w konkretnym miejscu, z trójwymiarowymi postaciami chcieliśmy przełamać istniejące stereotypy, pokazać coś, co nie zawsze kojarzyło się z filmami o Północnej Irlandii.

Czy ten film adresowany jest do nastoletniej publiczności?

Mówiąc szczerze, gdy pisałem scenariusz, nie myślałem zbyt wiele o profilu wiekowym naszych widzów. Termin „demografia” poznałem dopiero, gdy testowaliśmy film w Los Angeles!

Obsada filmu stanowi interesującą mieszankę doświadczonych aktorów i zupełnie młodych, błyskotliwych talentów.

Od początku naszym pragnieniem było wyszukanie nowych, nieopatrzonych twarzy i w miarę możliwości powierzenie im w naszym filmie ról młodych bohaterów, a następnie zapełnienie dalszego planu aktorami o świetnej reputacji, dobrze znanymi i lubianymi. To się zawsze sprawdza w środowisku filmowym: starsi aktorzy cieszą się współpracą ze zdolną młodzieżą, która wprowadza na plan atmosferę luzu; z kolei młodsi wykonawcy kochają pracę z doświadczonymi aktorami, których nieustannie podpatrują i od których się uczą. Wszyscy połączyli swoje siły, uwierzyli w scenariusz i tak wytworzył się mocny duch w ekipie, który pomógł nam przetrwać trudne chwile. Na przykład Will okazał się bardzo wspaniałomyślny i przyjacielski. Nie było problemów z zastępstwem, zawsze był na miejscu. W wolnych chwilach nauczył mnie kilku futbolowych manewrów, z kolei Keri usiłowała wpoić mi podstawy tanecznych kroków w przerwach pomiędzy ujęciami. Keri w ogóle miała na mnie duży wpływ. Gdy powiedziała mi, że piję za dużo kawy, postanowiłem pewnego popołudnia rzucić ten nałóg, ale pod koniec dnia byłem tak rozdrażniony, że cała ekipa zaczęła z powrotem namawiać mnie na małą czarną. Doprowadzałem ich do szaleństwa...

To był twój pierwszy film fabularny. Czy to stresujące zajęcie?

O tak, stresujące, przerażające, ale i pasjonujące, podniecające – najlepsza robota na świecie! Mógłbym natychmiast zacząć na nowo! To biegunowo zupełnie coś innego niż pisanie scenariuszy. Kiedy piszę, mówię sam do siebie, sam zadaję sobie pytania. Kiedy reżyseruję, nieustannie muszę odpowiadać na pytania innych – błyskawicznie podejmować decyzje. I to jest najbardziej stresująca część. Ludzie oczekują natychmiastowej reakcji, ktoś mnie zatrzymuje i - chcąc nie chcąc - muszę odpowiedzieć. Jeśli jednak otoczysz się zgranym zespołem i dobrymi aktorami, do tego masz trochę zdrowia i niezły scenariusz – to wtedy pojawia się szansa zrobienia czegoś naprawdę wspaniałego.

Jakie wrażenie chciałeś wywrzeć swoim filmem?

Od początku wiedziałem, że nie chcę ponurego, mrocznego i posępnego filmu. Pragnąłem, aby MAMBOMANIA była lekka, pogodna, pełna kolorów, ciepła i zabawna – choć słowa te nie kojarzą się z kinem w Irlandii. Oto właśnie poprosiłem mojego operatora Ashleya Rowe’a. Powiedział mi: „To się da zrobić”. I słowa dotrzymał.

Jak przebiegały zdjęcia w Dublinie?

Wspaniale, z wyjątkiem pogody. Ale i tak wolałbym kręcić zdjęcia w Belfaście. Wybraliśmy już nawet lokalizacje w całym mieście, ale niestety nie było to możliwe.

Gdy kręciliście film, rozgrywany był Puchar Świata. Na kogo stawiałeś?

Cała nasza ekipa zebrała się na meczu Anglia – Argentyna w dublińskim pubie. Oczywiście w grupie Irlandczyków wszyscy kibicowali Argentynie, tak też postawiłem zakład i... straciłem 50 funtów. Prywatnie bardziej kibicowałem Włochom niż Brazylii. To było naprawdę niesamowite, futbol towarzyszył nam niemal na każdym kroku, a ja nie należę do najzagorzalszych fanów. Zwykle kibicuję drużynie Chelsea, w której gra wielu Włochów. Może wykorzystam to kiedyś w jakimś scenariuszu...

Czy sceny taneczne były trudne w realizacji?

To była dodatkowa komplikacja w i tak już skomplikowanych zdjęciach. Scenariusz zawierał wiele ambitnych scen. Chcąc ściśle się do niego dostosować, musieliśmy poświęcić bardzo dużo uwagi choreografii tańca i gry w piłkę – a to pochłaniało wiele czasu. To były ambitne zamierzenia, ale na szczęście nasz trud się opłacił. Każda scena wymagała długich prac przygotowawczych, zwłaszcza te z Keri i Willem. Kiedy powierzyłem Keri główną rolę, nie wiedziałem, że ma już spore doświadczenie w tańcu. Podobnie było z Willem, którego doskonała znajomość futbolu okazała się olbrzymim plusem. W wielu momentach, kiedy trenowali z naszą choreograf, przypominało to historię Danny’ego i Lucy – Will wyglądał jak piłkarz uczący się tańca. Tak więc oglądając ich próby, miałem przedsmak tego, co zobaczą widzowie w filmie. Kim Blank była naszym kluczem do sukcesu.

Czy jesteś dobrym tancerzem?

Bardzo złym. W mojej szkole, gdy padał deszcz, przerywaliśmy grę w piłkę i uczyliśmy się tańczyć – w stodole. Ot i cała moja wiedza na ten temat.

materiały dystrybutora
Dowiedz się więcej na temat: Mambomania
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy