"Magiczne drzewo": WYWIAD Z HANNĄ ŚLESZYŃSKĄ
Wywiad z Hanną Śleszyńską, odtwórczynią roli ciotki w "Magicznym drzewie"
Pani Hanno, czy rola Ciotki w filmie "Magiczne drzewo" Andrzeja Maleszki to Pani pierwsze spotkanie filmami z tego cyklu?
Pan Andrzej zapraszał mnie kilkakrotnie do realizacji swoich filmów, lecz za każdym razem coś stało na przeszkodzie, a to premiera przedstawienia w teatrze, w którym grałam, a to mój wyjazd do Kanady... Powiedziałam kiedyś Andrzejowi Maleszce, że zagram każdą rolę, jaką mi zaproponuje, bo bardzo lubię tego typu filmy i cenię jego twórczość. [?].
Ciotka, którą gram jest zła! Ciągle strofuje dzieci, poucza, usiłuje wychowywać bez serca i miłości. Próbowałam na planie trochę tę Ciotkę zmiękczyć, ułagodzić, ale reżyser twardą ręką trzymał mnie w ryzach, pilnował, żebym trzymała się scenariusza. Lubię reżyserów którzy dokładnie wiedzą, czego chcą. Praca wtedy jest trudna, ale i stawiająca wyzwania... Andrzej Maleszka ma bardzo bogatą wyobraźnię, on napisał scenariusz, miał w głowie szczegółowe wyobrażenie wszystkich scen i dążył do dokładnej realizacji swojej wizji tego filmu. W postaci, która odgrywam jest jeszcze jedna ciekawostka. Moja rola jest jakby połowiczna... Jestem tylko częścią postaci. Jestem jakby prologiem, bo na tę postać składają się dwie osoby - dorosła ciotka i ciotka-dziewczynka (ciotka która uległa przemianie pod wpływem magii).
Czy zdradzi nam Pani, jak dochodzi do przemiany dorosłej ciotki w małą dziewczynkę?
Myślę, że będzie to bardzo fajna scena - wiatr zamienia mnie w mała dziewczynkę, sypią się na mnie zewsząd liście, mąka, leci dym i jest spore zamieszanie...
W filmie znajdą się sceny kręcone na morzu, na promie, czy brała Pani w nich udział?
Nie, nie płynęłam z ekipą promem. Miałam za zadanie odjechać samochodem z portu, gdy prom odpływał. Tu też było i zabawnie, i trochę nerwowo. Prom faktycznie odpływał, a my z różnych powodów powtarzaliśmy scenę. O mały włos nie zdążylibyśmy tego nakręcić! Promu nie można było zawrócić, wszystko musiało się udać za tym jednym razem.
Czy ogląda Pani tego typu filmy razem ze swoimi dziećmi? Jak Pani myśli, czy jest to kino dla każdego?
Tak, jak najbardziej. Oglądaliśmy "Magiczne drzewo" w domu razem. Wszystkim nam się podobało. Oczywiście najlepiej trafiało do Kuby, on ma 12 lat i jest najlepszym odbiorcą tego typu filmów. Choć Kuba na dokładkę, z racji tego, że ma za sobą już pierwsze występy na deskach teatralnych i w serialu telewizyjnym, patrzy na filmy także pod kątem gry aktorskiej, analizuje sposób poruszania się, mimikę, wczuwanie się w charakter postaci... Ale jak wszystkie dzieci i chyba większość dorosłych lubi marzyć, fantazjować. Taka jest nasza natura, że marzymy o lepszym świecie, niecodziennych zdarzeniach. Moje pokolenie żyło pod wpływem zaczarowanego ołówka, który mógł narysować wszystko i baśni czytanych z książek.
Pamięta Pani magię baśni z dzieciństwa?
Pamiętam, że potrafiłam po dziesięć razy czytać tę samą baśń i nigdy mi się nie nudziła. Miałam swoją ulubioną książkę "Bajarka opowiada". Były w niej baśnie przeróżnych narodów: i węgierskie, i rumuńskie, i rosyjskie, z całego świata. Czytałam miedzy jedną a drugą kanapką przy stole kuchennym. Z sentymentem dziś do tego wracam. Baśnie mają moc terapeutyczną, biedny może być bogaty, chory zostaje uleczony, kopciuszek zamienia się w królewnę... Baśniowa magia leczy z samotności i ludzie dzięki niej żyją długo i szczęśliwie. Trochę tej baśniowej magii możemy znaleźć właśnie w filmach Andrzeja Maleszki. One też dzięki magicznym przedmiotom, cudownym zjawiskom kończą się happy endem.
Myślę, że możemy zatem zawyrokować, że "Magiczne drzewo" to w pewnym stopniu współczesna polska baśń filmowa.
Z pewnością tak, choć nie jest to kino w stylu Disneya czy Harry'ego Pottera i chyba zresztą bardzo dobrze. Spokojnie może konkurować z produkcjami z całego świata, udowodniło to licznymi nagrodami. Podoba się i dzieciom, i dorosłym.