Reklama

"Lilo i Stich": ZAPOMNIANA SZTUKA AKWARELI

Przed rozpoczęciem produkcji Chris Sanders przygotował piętnastostronicową, ilustrowaną prezentację, która miała służyć jako "pomoc naukowa" dla rysowników i animatorów. Jak mówi: Prezentację ilustrowały akwarele, tą techniką posługuję się bowiem od trzeciej klasy szkoły podstawowej. Gdy prezentację zobaczył kierownik artystyczny Ric Sluiter, zaproponował, abyśmy użyli akwareli przy malowania tła do filmu. Mam wrażenie, że pożałował swoich słów, bo natychmiast zdał sobie sprawę, że technikę tę zarzucono jeszcze w latach 40-tych...

Reklama

Ric Sluiter mówi: Jak tylko wylądowaliśmy na Hawajach, zauważyłem, że wszystko tam utrzymane jest w jasnych barwach, które trudno byłoby oddać na ekranie w technice innej niż akwarela. Akwarela przypomina malowanie na szkle - przez papier przebija światło i obrazek zdaje się jaśnieć. Gdy zasugerowaliśmy użycie akwareli, natrafiliśmy na opór ze strony rysowników, którzy przyzwyczajeni byli do kryjących farb akrylowych. Przekonał ich dopiero legendarny kierownik artystyczny Maurice Noble, który wykorzystywał tę technikę na planie "Królewny Śnieżki". Porównał akwarelę do malowania mgłą - podkreślał, że trzeba uzbroić się w cierpliwość, bo efekty nie są natychmiastowe.

Odpowiedzialny za tło Bob Stanton mówi: Gdy po raz pierwszy zasugerowano nam sięgnięcie po akwarele, wpadliśmy w popłoch. Uspokoiliśmy się dopiero po pół roku prób, które uwieńczył pełen sukces. Chcieliśmy nawiązać do klasycznego stylu Disneya. Tak jak każdy kompozytor marzy, by dorównać Mozartowi, my marzyliśmy, by dorównać artystom, którzy pracowali nad "Królewną Śnieżką" i "Pinokiem". Niedoścignionym wzorem był dla nas "Dumbo". Chris Stanton dodaje: Chcieliśmy ukazać na ekranie bogatą paletę barw Hawajów nawiązując jednocześnie do klasycznych filmów Disneya. Źródłem inspiracji były dla nas hawajskie koszule i... stare karty koktajli z restauracji lat 40-tych. Menu projektowali w owych czasach wspaniali artyści, a utrzymane one były w pięknych, ciepłych barwach z dodatkiem sepii.

Stanton postanowił, że tło, na które składają się krzaki, chmury, błękit nieba i równiny, cechować będzie maksymalna prostota. Nie chciał bowiem, by postacie ginęły w nadmiarze detali. Dean DeBlois mówi: Wyzwaniem było znalezienie odpowiedniego papieru. Musiał on chłonąć wodę tak, by farby nie rozlewały się na nim. Niebo i morze musiały wyglądać naturalnie, a najmniejsze błędy zepsułyby cały efekt. Scenograf Paul Felix, który ma w dorobku m.in. "Mulan", "Tarzana" i "Nowe szaty króla", mówi: Musieliśmy zaprojektować około 30 różnych dekoracji, od olbrzymiego statku kosmicznego po wiejski domek, w którym mieszkają Lilo i Nani. Chris Sanders preferuje kaligraficzny styl, który przypadł do gustu nam wszystkim. Zwykle lubuję się w szczegółach, tym razem jednak musiałem wszystko upraszczać, bo akwarele mają swoje wymagania. Analizując rysunki Chrisa przekonaliśmy się, że jego postacie i przedmioty są "trójkątne" i ciążą ku dołowi. Utrzymane są w stylizowanej konwencji, która przywodzi na myśl wczesne krótkometrażówki Disneya. Podchwyciliśmy ten styl.

Koordynator efektów specjalnych Joe Gilland mówi: Wszystkie efekty w naszym filmie - od wody i dymu, po lasery i eksplozje - utrzymane są w pełnym ciepła stylu zaproponowanym przez Chrisa Sandersa. Są przyjemne dla oka, bo szkicując je nie korzystaliśmy z kanciastych kształtów. Efekty oglądamy w 90% scen. Niektóre z nich generowano komputerowo, ale dołożyliśmy wszelkich starań, by współgrały z elementami rysowanymi ręcznie - jestem pewien, że nawet specjalista nie dostrzeże najmniejszej różnicy...

materiały dystrybutora
Dowiedz się więcej na temat: Lilo i Stich
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy