"Ladykillers": TROCHĘ TWARDA, TROCHĘ SŁODKA
Kluczową sprawą było oczywiście obsadzenie roli pani Munson. W naszej wersji starsza pani na początku wydaje się mocniejsza niż pani Wilbeforce z oryginalnego filmu – tłumaczył Joel Coen. – Lecz z czasem przekonujemy się, ile kryje się w niej wielkiej łagodności i słodyczy, pod pozorną szorstkością.
Ale z drugiej strony jest jak skała – dodawał Etan. – Wie co dobre, a co złe, i całe życie się tego trzyma.
Irma P. Hall tak wspominała swe przesłuchanie do roli: Przeczytałam zaledwie parę linijek, a oni zaraz zaczęli miedzy sobą gadać. Pomyślałam sobie, wcale nie chcą mnie słuchać. Nigdy tego nie zapomnę.
Nie mieliśmy zamiaru torturować Irmy – opowiadał Joel Coen. – Ale tak to rzeczywiście wyszło. Tak naprawdę zrobiła na nas od razu wielkie wrażenie. Ale wtedy pomyśleliśmy: Jak to, zatrudnimy pierwszą osobę, którą zobaczyliśmy? To po co te całe przesłuchania? No i potem zmarnowaliśmy zupełnie niepotrzebnie wiele czasu, oglądając tyle innych aktorek. A tak naprawdę Irma miała już rolę zapewnioną.
Moim zdaniem, siła filmu tkwi także w tym, że mamy do czynienia nie tylko z umownymi postaciami z komedii, ale także z ludzkimi charakterami, bardzo amerykańskimi i bardzo dobrze uchwyconymi. Pierwsze siedem lat mojego życia spędziłam na Południu. I poznałam osoby bardzo podobne do Irmy – mówiła aktorka.
Z występem Hall wiązał się dość kłopotliwy fakt. W naszym filmie jest sporo przepychanek i ciosów. Irma ma wiele talentów, ale z pewnością nie należy do nich wymierzanie ciosów na planie – śmiał się Joel Coen. – Marlon oberwał naprawdę nieźle. Należy on do tych nielicznych aktorów, który po takiej scenie siedzą cicho i czekają na kolejny dubel. Wspomina Wayans: Siedziałem i myślałem sobie: Irma, jesteśmy chyba przecież nadal przyjaciółmi… Puentą tej historii był fakt, że Hall szczyciła się przed Ethanem Coenem, iż grając w teatrze przeszła kurs walki scenicznej, by nie robić krzywdy partnerom, i że była w tym naprawdę dobra.
Hall powiedziała też, że w tej roli przydała jej się wieloletnia praca w szkole. Stosunek mojej bohaterki do profesora i jego ekipy przypomina stosunek nauczycielki do niesfornych małych chłopców. A z takimi chłopcami miałam przecież nieraz do czynienia.