Reklama

"Ladykillers": STARZY KUMPLE NA PLANIE

Bracia Coen znani są z tego, że chętnie wracają do współpracy z tymi samymi osobami. I tak, dla operatora Rogera Deakinsa to już ich ósmy wspólny film, dla szefa kaskaderów Jerry Hewita – dziewiąty, dla autorki kostiumów Mary Zophres – siódmy, a dla scenografa Dennisa Gassnera – szósty. Dla Gassnera szczególnie przyjemnym zadaniem było zbudowanie fragmentu mostu (reszta powstała za pomocą komputera), który odgrywa ważną rolę w finale. Sięgnął tu do swych dziecięcych wspomnień i skonstruował go na wzór mostu, pod którym, wraz z rodziną, odbywał w Oregonie częste przejażdżki.

Reklama

Zpohres uczyniła zadość życzeniom Coenów i stworzyła kostiumy stanowiące komiczny melanż tradycji i nowoczesności. Profesor ubiera się więc trochę w stylu Marka Twaina, pani Munson uwielbia popularne na Południu kwieciste sukienki, Gawain chce być natomiast supermodny. Zaś Generał i Pancake wyraźnie zachowali jeszcze ciuchy z lat 70.

Po raz kolejny współpracował też z Coenami słynny muzyk T-Bone Burnette, który jest wielkim ekspertem od muzyki Południa. To on starannie dobrał klasyczne gospelowe i rock–and–rollowe utwory oraz zasugerował wykorzystanie piosenek zespołu hip–hopowego Nappy Roots, także pochodzącego z Południa i korzeniami tkwiącego w tradycjach tamtejszej muzyki.

materiały dystrybutora
Dowiedz się więcej na temat: Ladykillers
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy